piątek, 31 maja 2013

Rozdział 13 "To jest właśnie szczęście?"

Witam moje kochane :) Przybywam do was z nowym rozdziałem :) Cieszycie sie?? Mam nadzieję :**
Maleńkie wyjaśnienia :) Bells jest JESZCZE królową, ale do czasu :) Naira nie żyje, ale pokazuje się Bells, tylko w ważnych momentach :))
Moja wena zaczyna chyba współpracować, ale tylko przy odpiowiednich piosenkach :))
Dedyka dla;
- Issie - kochana, dziękuję za twoje szczere komentarze :**
- Asi Dabkowskiej - za to, że ciągle jesteś i czytasz te bzdury :**
- Paulineee - dziękuję za tak długie komentarze i są dla mnie motywacją :**
To ja już nie będę przynudzała :D Zapraszam do czytania moje kochane :***

-----------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział 13

Mój ukochany zesztywniał u mego boku, jak reszta mojej rodziny. Alice dosłownie odleciała gdzieś w przyszłość. Spięłam wszystkie mięśnie, bojąc się reakcji wszystkich, a zwłaszcza Edwarda. Może on nie chce mieć dziecka ze mną? Ta myśl zabolała, zanim jeszcze się pojawiła.
Wyczułam delikatny ruch w moim brzuchu. Położyłam na nim dłoń.
- Bello, ta ciąża stanowi dla ciebie zagrożenie - powiedziała przerażona Alice.
Uniosłam głowę.
- To nic nie zmienia, Al - szepnęłam - Urodzę to dziecko, bez względu na konsekwencje. Poza tym nie zapominaj, że jestem wampirem.
- Ciąża będzie powodowała zanik twoich sił - zaoponowała - Dziecko rośnie w zastraszającym tempie, a jego siła się zwiększa. Ty słabniesz, ono rośnie w siłach. Na tym to polega.
Pokręciłam przecząco głową, nie mogąc uwierzyć własnym uszom. Spojrzałam na Edwarda, szukając pomocy, ale jego twarz nie wyraziła żadnych emocji. Szarpnęłam go delikatnie za ramię i wtedy na mnie spojrzał. W jego oczach zobaczyłam ból.
- Alice ma racje, skarbie - szepnął.
Odsunęłam się od niego, jakby poraził mnie prądem. Zaczęłam się wycofywać do domu.
- Chcecie powiedzieć, że mam zabić własne dziecko, abym przeżyła?! - wydarłam się, a moje maleństwo poruszyło się niespokojne. Dotknęłam szybko brzucha - Oszaleliście?! Nigdy tego nie zrobię! To jest moje dziecko! Nigdy nie pozwolę go skrzywdzić! Prędzej sama umrę niż mu coś zrobię!
Wpadłam w amok szaleństwa. Co oni do cholery sobie myślą?! Że skrzywdzę swoje maleństwo, tylko po to, abym ratowała swoje życie?! Przecież jestem silna! Poza tym, żyję już na tym świecie wystarczająco lat, abym przestała egzystować. Jeśli mam ryzykować swoją egzystencję, dla tej małej istotki w moim brzuchu, jestem gotowa.
Edward spróbował do mnie podejść, ale zrobiłam kilka kroków do tyłu, a z moich ust wydobył się groźny warkot. Osłoniłam swoje ciało elektryzującą powłoką.
- Nie zbliżajcie się do mnie! - warknęłam - Jeśli chcecie skrzywdzić moje dziecko, to chcecie skrzywdzić i mnie, a ja na to nie pozwolę!
- Isy… - zaczęła łagodnie Rosalie - Nikt nie chce cię skrzywdzić. My przecież nie możemy podjąć za ciebie decyzji. Jeśli chcesz urodzić to dziecko… masz do tego pełne prawo. Najprawdopodobniej, ja zrobiłabym to samo co ty, gdybym była w ciąży.
Spojrzałam na siostrę i wybuchłam płaczem. Rose natychmiast znalazła się przy mnie, więc zrezygnowałam z rażenia prądem. Wtuliłam się w siostrę, chociaż musze przyznać, że wolałabym mieć przy boku kogoś innego. To wywołało jeszcze większy napad płaczu. Rose przytuliła mnie jeszcze mocniej.
- Spokojne, Bello - szepnęła - Wszystko będzie dobrze.
- Oszalałaś?! - wybuchła Alice - To coś może ją zabić!
Blondyna zerwała się z miejsca i stanęła twarzą w twarz z brunetką.
- To jest dziecko! - wysyczała - Bella jest dorosłą osobą i może robić co zechce! Nie zabronimy jej tego! Sama postąpiłabyś tak samo na jej miejscu!
- Ale ja nie chcę stracić siostry! - jęknęła, Al.
Rose prychnęła.
- Sądzisz, że  pozwolimy, aby Belli coś się stało? Jesteśmy jej rodziną i powinniśmy ją wspierać, a nie dołować! - spojrzała wrogo na Edwarda - A szczególnie ty! W końcu to i twoje dziecko!
Moje maleństwo poruszyło się gwałtownie, sprawiając mi ból. Syknęłam cicho, ale i tak wszyscy usłyszeli. Rose znalazła się obok mnie i pomogła mi wejść do domu, chociaż sama dałabym radę. Poszłyśmy do mojej sypialni i zostałyśmy same.
- Dziękuję, Rose - powiedziałam z bladym uśmiechem.
- Nie ma za co, Isy - odparła - Wiem, że ty postąpiłabyś tak samo w moim przypadku. Ale obiecaj mi coś… nie przestaniesz walczyć.
Zaśmiałam się.
- Obiecuję, Rose. Mam dla kogo egzystować - dotknęłam brzucha.
Blondynka się zaśmiała i mocno mnie przytuliła. Do pokoju wparował Edward. Rose zmroziła go wzrokiem i warknęła. Położyłam jej rękę na ramieniu, aby się opanowała. Dałam jej znak, aby wyszła i tak też postąpiła, wpierw trącając Edwarda ramieniem.
Wampir ruszył ku mnie, ale ja wstałam w wampirzym tempie i chciałam wyjść na balkon, lecz straciłam grunt pod nogami i się przewróciłam. Na szczęście, Edward w porę mnie złapał, oszczędzając bliskiego spotkania z podłogą. Chciałam się wyrwać, lecz mi na to nie pozwolił, w zamian wpił się w moje usta z natarczywością.
Nie pozostałam mu dłużna. Zarzuciłam mu ręce na szyję i przycisnęłam się mocniej do niego, zmniejszając odległość od naszych ciał.
Jednak szybko od niego odskoczyłam, czując ruch dziecka. Położyłam dłoń w miejscu, w którym się poruszyło i delikatnie je pogładziłam.
- Cii - szepnęłam - Spokojnie, kochanie. Mamusia jest z tobą.
Mój ukochany zbliżył się do mnie i położył dłoń na mojej, uśmiechając się szeroko. Zobaczyłam w jego oczach radość i smutek. Spojrzałam na niego z zaciekawieniem, unosząc jedną brew do góry.
- O co chodzi, Edwardzie? - spytałam.
Wampir westchnął.
- Z jednej strony, cieszę się jak wariat, że będziemy mieli dziecko, a z drugiej… - głos mu delikatnie zadrżał i mocno mnie przytulił - Boję się, że stracę ciebie. Nie zniosę tego, Bello. Jesteś całym moim życiem.
Wtuliłam się w jego pierś.
- Nie martw się na zapas. Jestem silna i będę walczyła. Nie zostawię ciebie i maleństwa samych. Ale jeśli będziesz musiał wybierać… - spojrzałam mu w oczy - pomiędzy moim życiem, a dziecka… nie wahaj się ani sekundy, tylko ratuj nasze maleństwo.
- Ale, Bello…
- Nie ma żadnego „ale”. To dziecko, będzie czymś co po mnie zostanie. Nie zastawiajcie się ani sekundy. Obiecaj mi to!
W jego oczach zobaczyłam taki ból, jakby dostał w żołądek. Jego uścisk się wzmocnił.
- Nie będziemy musieli wybierać. Przeżyjecie oboje - powiedział pewnym siebie głosem - Ale jeśli, przyjdzie wybierać… obiecuję, że ocalę nasze dziecko.
„Nasze dziecko”. Te dwa słowa rozbrzmiały w mojej głowie niczym echo. Po policzkach poleciały łzy szczęścia, które szybko starłam, wierzchem dłoni.
- Idź na polowanie, Edwardzie - odsunęłam się od niego - Ale wracaj do mnie szybko.
- Do ciebie zawsze - schylił się i złożył delikatny pocałunek na moich ustach, poczym zniknął.
Na mojej twarzy zakwitł szeroki uśmiech. Ruszyłam do garderoby i stanęłam przed wielkim lustrem. Podciągnęłam koszulkę do góry i przyjrzałam się swojemu brzuchowi pod każdym kontem. Zauważyłam małe wypuklenie, a mój uśmiech się powiększył.
Usłyszałam jak wszyscy wołają mnie na dół. Poprawiłam koszulkę i ruszyłam w ludzkim tempie. Kiedy stanęłam po środku schodów, zakręciło mi się w głowie, a brzuch przeszył delikatny ból. Zaczęłam się osuwać na kolana.
- Rose! - zawołałam, a ona natychmiast znalazła się przy mnie. Objęła mnie w pasie i z jej pomocą doszłam do salonu.
Opadłam na kanapę i zaczęłam oglądać mecz piłki nożnej, lecz i tak nic z tego nie zrozumiałam. Ułożyłam się wygodnie, kładąc głowę na kolanach Jaspera. Obdarzyłam go szerokim uśmiechem, a on zrobił to samo.
 - Isy, musimy omówić kilka spraw - zaczął chochlik, więc na nią spojrzałam - Po pierwsze, nie możesz chodzić na polowania, bo nie możesz się szybko ruszać i w każdej chwili możesz zasłabnąć. Edward ma przynieść dla ciebie trochę krwi. Po drugie, musisz na siebie uważać. Masz ciągle leżeć i unikać gwałtownych ruchów. Po trzecie, kiedy tylko będziesz się źle czuła, masz nas wołać. Po czwarte, nie możesz nigdzie sama chodzić. I po piąte, rezygnujemy ze szkoły. Powiemy, że chodzimy do prywatnej szkoły.
-   A po szóste, gdy tylko urodzi się dziecko, rezygnuję z bycia królową - dodałam z uśmiechem - Przez moją władzę, na moje maleństwo może czyhać zbyt wielkie niebezpieczeństwo.
- Faktycznie - zgodziła się.
Przymknęłam powieki i nie wiedzieć kiedy, ani jakim cudem, zasnęłam.
Dziesiątki wampirów w czarnych pelerynach, wyszło na łąkę, ogromnych rozmiarów. Poczułam rządzę mordu. Podświadomość podpowiedziała mi, że przybyli tu, aby skrzywdzić ważną dla mnie osobę.
Ktoś złapał mnie za rękę. Spojrzałam w bok i zobaczyłam mojego ukochanego, zdeterminowanego i gotowego do walki. A potem ujrzałam osóbkę, z powodu której zebrało się wiele wampirów. Nie tylko po stronie przeciwnej, ale również naszej. Rozpoznałam swoją rodzinę oraz Denalczyków. Reszty, nigdy nie widziałam na oczy…
Ale to nie na nich się skupiłam, lecz na dziewczynce o kasztanowych loczkach, tulącej się do mego boku. Spojrzała w górę i ujrzałam duże i czekoladowe oczy. Nie wiedzieć, czemu poczułam, że to moja córka.
W przybyłych wampirach rozpoznałam Aro, Kajusza, Marka, piekielne bliźnięta oraz innych członków straży, Volturi. Nasi wrogowie, się zatrzymali. Na początku, nie wiedziałam o co chodzi, ale to się zmieniło, kiedy usłyszałam tętent łap. Obejrzałam się za siebie i ujrzałam wilkołaki.
Spięłam się, ale zrozumiałam, że wilki są po naszej stronie. Rdzawo brązowy basior, podszedł do nas i ustał obok mnie.
Usiadłam gwałtownie i rozejrzałam się dookoła. Jakim cudem ja śniłam?! Co jest do diabła?! Ale szybko zrozumiałam, że to przez ciążę i moje dary. Powróciłam do swojej poprzedniej pozy i ponownie ulokowałam głowę na kolanach Jaspera.
- Jak się spało? - zaśmiał się.
- Bardzo dobrze - odparłam z szerokim uśmiechem - Masz wygodnie kolana.
Z mojej lewej strony, dobiegł mnie cichy warkot i śmiechy. Obróciłam głowę i ujrzałam mojego ukochanego. Nie mogłam się powstrzymać i parsknęłam śmiechem. Nade mną znalazła się Alice z białym, styropianowym kubkiem i słomką. Wzięłam to od niej i poczułam zapach zwierzęcej krwi.
Szybko opróżniłam kubek i z zadowolona miną postawiłam go na stoliku. I wtedy stało się coś, co wywołało kolejną falę łez szczęścia. Po minach zebranych, zobaczyłam zszokowanie, łączone ze szczęściem…

Bicie serca mojego maleństwa.
----------------------------------------------------------------------------------------

poniedziałek, 27 maja 2013

Rozdział 12 "Czy to możliwe?"

Hej, haj, hellloł! Nie wiem jak wy, ale... ja jestem szczęśliwa :) Czemu??? :D No jak to? Napisałam rozdział xD Co to oznacza??? Moja wena zaczyna ze mną współpracować :)) Normalnie szok w trampkach! xd
Nie będę się tu dużo rozpisywała, bo nie chcę zanudzać xD
Dedyk dla wszystkich czytających xD

-----------------------------------------------------------------------------------

Rozdział 12


Minęły już dwa tygodnie, od porwania i odnalezienia mojej siostry. Nic od tamtego dnia się nie zmieniło. Każdy dzień przebiega w tym samym trybie. Jestem szczęśliwa u boku Edwarda i mam nadzieję, że on jest równie szczęśliwy ze mną.
Nie sądziłam, że to jest możliwe, ale w ciągu tych czternastu dni, pokochałam Edwarda jeszcze bardziej, a moja miłość z sekundy na sekundę, staje się jeszcze większa. Przy nim zapominam o całym świecie. Jesteśmy tylko my.
Zawsze się wściekam, kiedy ktoś zakłóca moją wspaniałą chwilę z mym ukochanym. Najczęściej, tym draniem jest nie kto inny jak Emmett. Przypomniało mi się, jak ostatnim razem się na niego wydzierałam. Od tamtej pory unika mojej sypialni jak ognia.
Poczułam miękkie usta Edwarda na swoich. Zamruczałam z dezaprobatą i wplotłam palce we włosy ukochanego. Wampir zaczął wodzić ręką po moim nagim brzuchu i plecach. Wyplątałam się pospiesznie z jego objęć i okryłam się kołdrą. Posłałam mu szeroki uśmiech i podążyłam do garderoby.
Założyłam sukienkę do kolan, której góra jest granatowa, a dół kremowy. Na nogi włożyłam czarne trampki. Przeszukałam wieszaki i znalazłam dżinsową kurtkę*. Włosy zostawiłam rozpuszczone i pozwoliłam, aby spłynęły kaskadami po moich ramionach. Wróciłam do sypialni i obdarowałam ukochanego promiennym uśmiechem.
Złapałam jego wyciągniętą dłoń i położyłam się obok niego. Ułożyłam się wygodnie w jego ramionach i przymknęłam powieki. Jednak nie dane było nacieszyć mi się tą chwilą, bo drzwi się otworzyły, z impetem waląc o ścianę. Jęknęłam i schowałam twarz w koszuli Edwarda. Usłyszałam śmiech Jaspera.
Spojrzałam na niego groźnie i cisnęłam poduszką, prosto w jego roześmianą twarz. Odrzucił ją do mnie.
- Alice was woła, bo spóźnimy się do szkoły - powiedział.
- Ja robie sobie wolne - mruknęłam i przykryłam się kołdrą po czubek głowy.
- Rozumiem, że ty Edwardzie również - stwierdził mój przyjaciel i wyszedł z pokoju, cicho się śmiejąc - Tylko bądźcie grzeczni!
- Te, Whitlock! Żebym ja cię nie musiała przypadkiem sprawdzać w każdej chwili! - wydarłam się na niego.
Z dołu dobiegł mnie chichot mojej rodziny. Wychyliłam twarz spod kołdry i posłałam Edwardowi czarujący uśmiech. Zerwałam się na równe nogi i wpadłam do kuchni.
- Naleśniki! - wydarłam się i zaczęłam przyrządzać sobie danie.
- Bello… - zaczął zaniepokojony Edward - Dobrze się czujesz?
Przestudiowałam swój stan psychiczny i fizyczny i stwierdzam iż nigdy wcześniej nie czułam się lepiej. Kiwnęłam głową z entuzjazmem i wróciłam do robienia naleśników. Jednak szybko się poddałam, bo nie wiem od czego zacząć. Mój ukochany się zaśmiał i sam zaczął przygotowywać dla mnie śniadanie.
Usiadłam przy wysepce i zaczęłam pukać paznokciami o blat. Po kilku minutach przed moim nosem zjawił się talerz parujących naleśników, polanych sosem czekoladowym. Uaktywniłam swój dar, którego używałam w szkole i zaczęłam wcinać naleśniki z rozkoszą.
Po chwili talerz zrobił się pusty, a ja zrobiłam minę obrażonego dziecka. Edward zrobił dziwną minę i zaserwował mi kolejną porcję naleśników. Tym razem się najadłam i z zadowoleniem pomaszerowałam do salonu. Ulokowałam głowę na kolanach Edwarda, a nogi położyłam na oparciu kanapy. Wzięłam pilot do ręki i zaczęłam skakać po kanałach.
Nagle poczułam przeraźliwy ból w żołądku. Usiadłam w błyskawicznym tempie i złapałam się za brzuch. Poczułam, jakby coś w środku mi się rozrywało. Jęknęłam cicho. Mój ukochany mocno mnie przytulił.
- Bello? - powiedział spanikowany - Co się dzieje?
Otworzyłam usta, aby mu odpowiedzieć, ale zamiast słów, wypłynęła z nich krew. Przeraziłam się, nie na żarty. Co jest grane do cholery?! Żaden wampir nie wymiotuje krwią!
- Dzwonię po Carlisle'a - zakomunikował Edward i chwycił swój telefon.
Ja natomiast w wampirzym tempie pognałam do łazienki. Pochyliłam się nad muszlą, a z moich ust wyleciało wiele krwi. Zaczęłam się krztusić i kasłać. W gardle zapłonął mi ogień, a brzuch przeszył potężny ból. Nie zdołałam krzyknąć, bo ponownie zaczęłam wymiotować.
Usłyszałam jak Edward wchodzi do łazienki i klęka obok mnie. Poczułam na sobie jego troskliwe i przerażone spojrzenie.
- Idź - szepnęłam - Poradzę sobie.
- Nigdzie nie idę - powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu - Carlisle będzie za kilka minut. Zbada cię i okaże się co ci jest.
Pokręciłam głową.
- Skoro ja nie wiem, to on tym bardziej. Mam o wiele więcej lat o niego i więcej doświadczenia w wampiryzmie. W całej historii naszego istnienia, nie było… - nie dane mi było skończyć, bo z mojego gardła wydobyła się czerwona ciecz, zalewając niebieskie kafelki.
Usłyszałam jak pod dom zajeżdża samochód doktora i po dwóch sekundach zobaczyłam go w drzwiach do łazienki. Spojrzał na mnie zszokowany i kucnął obok. Edward odsunął się na bok, udostępniając ojcu miejsca.

Po wielu godzinach wymiotowania, mój organizm opróżnił się z krwi. Mój ukochany zaniósł mnie do sypialni i położył na łóżku. Dopiero wtedy Carlisle mógł mnie zbadać, jednak i tak nic nie stwierdził, tak jak się tego domyśliłam.
Doktor poszedł nawet do biblioteki w moim domu, aby poszukać czegoś na ten temat. Spróbowałam go przekonać, że to i tak nic nie da, bo przecież znam się na wampirach lepiej od niego, ale on i tak postawił na swoim.
Edward ściągnął ze szkoły nasze rodzeństwo. Przybyli w jakieś dziesięć minut. Alice zaczęła panikować, a Rosalie zamknęła się w sobie. Emmett przestał żartować na mój temat, a Jazz zrobił to samo co Rose.
Esme przyjechała kilka minut po nich i zaczęła się mną opiekować jak jakimś dzieckiem. Poprawiała mi poduszkę, szczelniej zakrywała kołdrą. Dziękowałam jej za każdym razem, gdy wykonywała tak prostą czynność. Przypomina mi moją mamę i za to ją kocham.
Nie mam siły się ruszać. Nawet nie mogę wykonać prostej czynności, jak uniesienie ręki, bo wszystko mnie boli. Carlisle mówi, że to normalnie, po tak długim wymiotowaniu krwią. Mój organizm się przemęczył i teraz odpoczywa.
Ktoś cichutko uchylił drzwi i wkradł się do środka. Z trudem przekręciłam głowę i ujrzałam Alice. Brunetka usiadła obok mnie i złapała mnie za rękę. Użyłam na niej daru i moja siostra wybuchła płaczem. Ostatkiem sił, usiadłam na łóżku i przytuliłam ją mocno do siebie.
- Czemu płaczesz chochliczku? - spytałam.
- Martwię się o ciebie - wychlipała.
- Nie masz o co, Al. Znasz mnie i wiesz, że jestem bardzo silna. Teraz po prostu odpoczywam, a za kilka godzin wrócą mi siły. Będę musiała zapolować i to wszystko.
- Carlisle odradza polowanie w twoim stanie - osunęła się ode mnie i przetarła łzy wierzchem dłoni.
Opadłam na poduszki jak szmaciana lalka. Przymknęłam oczy i przestałam oddychać co zaniepokoiło moją siostrę. Zaczęła mną szarpać i przeraźliwie krzyczeć. Nie zdążyłam otworzyć oczu, a wszyscy zjawili się w mojej sypialni.
- Al, nie krzycz - szepnęłam - Ja odpoczywam tylko.
- Wystraszyłaś mnie! - jęknęła.
Złączyłam wszystkie swoje siły i wstałam z łóżka. Pomaszerowałam do garderoby i wzięłam jakieś czarne dresy i białą, luźną koszulkę z jakimś napisem. Z ubraniami pod pachą poszłam do łazienki ignorując zaniepokojone spojrzenia mojej rodziny.
Nalałam gorącej wody do wanny, czyste ubrania położyłam na półeczce, a brudne wrzuciłam do kosza na brudną bieliznę. Wsypałam do wody różne olejki zapachowe i weszłam do wanny. Zanurkowałam po sam czubek głowy, ale zaraz się wynurzyłam, czując ból brzucha. Sapnęłam ciężko i oparłam się plecami o wannę.
- Bello! - krzyknęła Alice - Wszystko w porządku?!
- Tak! - odkrzyknęłam i wywróciłam oczami.
- Gdybyś potrzebowała pomocy to wołaj.
- Nie jestem dzieckiem - mruknęłam pod nosem, świadoma, że i tak to usłyszy.
Po kilku minutach postanowiłam wyjść z wody. Wytarłam się starannie puchowych ręcznikiem i sięgnęłam po ubrania. Założyłam spodnie w błyskawicznym tempie i zamarłam. Odkryłam przyczynę wymiotów. Osunęłam się na zimne kafelki. Założyłam koszulkę, aby nikt nie zastał mnie roznegliżowanej od pasa w górę.
Czy to możliwe? Przecież jestem wampirem. Nigdy, w całej historii nie wydarzyło się coś takiego. A może to przez moje dary? Może nieświadomie stworzyłam dar?
Poczułam jak moje dawno już martwe serce odżywa i staje się o dwa razy większe, wypełniając każdą jego szczelinę bezgraniczną miłością. Po policzkach popłynęły mi łzy szczęścia.
Do łazienki wpadł Edward i szybko zawołał pozostałych. Zaniósł mnie do sypialni i położył na łóżku, ale ja nie przestałam płakać, chociaż mój ukochany ciągle ścierał łzy, to i tak napływały nowe. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Każdy zaczął mi się przyglądać z niepokojem.
Usłyszałam tętent łap. Zczołgałam się z łóżka i nie zważając na protesty rodziny, zeszłam na dół, a później na zewnątrz. Tak jak myślałam, na skaju lasu dostrzegłam Nairę. Lwica ukłoniła się delikatnie, a ja natychmiast poszłam w jej ślady.
Gratulacje, Isabello - w mojej głowie rozbrzmiał głos Nairy - Ale wiedz, że to jest bardzo niebezpieczne. Czy jesteś gotowa podjąć ryzyko?
- Tak - odpowiedziałam bez chwili wahania - Pokonam wszelkie przeciwności losu, aby postawić na swoim, Nairo.
Isabello… jesteś gotowa nawet oddać władzę królowej?
- Władza to namiastka tego, co mogę mieć. Jeśli będę postawiona przed takim wyborem… zrezygnuję z niej bez chwili namysłu. Nie ma nic ważniejszego.
Jestem z ciebie dumna Isabello ­- powiedziała lwica ­- Nawet nie wiesz jak bardzo. Trzymaj się Isabello i bądź szczęśliwa.
- Dziękuję. Na pewno będę - odparłam, a Naira zniknęła, ale zanim to zrobiła, przekazała mi ważną informację, dlaczego to się wydarzyło.
Odwróciłam się i zobaczyłam wszystkich z zaniepokojonymi minami. Edward podszedł do mnie i czule objął mnie ramieniem. Ponownie popłakałam się ze szczęścia.
- Co się dzieje, Bello? - spytał zmartwiony.
Spojrzałam na niego załzawionymi oczami i dotknęłam brzucha, większego niż kilka dni temu. Wyczułam pod dłonią coś twardego i delikatny, acz wyczuwalny ruch.
- Jestem w ciąży - wyszeptałam przez łzy - Będziemy rodzicami, Edwardzie.
--------------------------------------------------------------------------
I jak?? :D Wyznam nieskromnie, że mi się podoba xd A to nowość!! :D
Jak zawsze zapraszam moje kochane do szczerych kementarzy :**

sobota, 25 maja 2013

Rozdział 11 "Poszukiwania"

Hejo! Tu wasza zwariowana Natalia! Nie było mnie jakiś czas, ale już się tłumaczę... Jak to kiedyś wspominałam, moja wena bywa różna i mam często różne pomysły :) Piszę kilka przeróbek zmierzchu :) i do tego dwie swoje :) Tak, że mam dużo tego, a nigdy nie wiem, na co moja wena się zdecyduje xD Na to opowiadanie się nie decydowała, ale zaczęłam się na nią wydzierać, że przecież to opowiadanie jest najważniejsze i że muszę napisać rozdział jak najszybciej...
No, to westchnęła tak strasznie głośno i powiedziała, że ten rozdział napiszemy, ale teraz to ona będzie wybierała co chce pisać... I jak ja mam z nią wytrzymać?! Ostatnio trudno mi się z nią dogadać...
Tak, że rozdziałek napisany i mam już pomysł na kolejny :D Buahahaha :D Nie powiem jaki... Cicho sza! Mojej wenie też się podoba, ale nie ma ona ochoty go chwilowo pisać! Zatłuc, udusić i powiesić na drzewie!
Ten rozdział, jest napisany przeze mnie :D Co przyniesie następny to nie wiem :D
Dobra! Koniec gadania i zapraszam do czytania! :))

Dedyk dla Issie :D
Za to, że piszesz to co myślisz :** Kocham cię za to :**
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział 11

Wróciliśmy do nas do domu i zadzwoniliśmy po rodziców Edwarda. Jasper całkowicie się załamał i nie tylko on. Nawet Emmett przestał żartować. Zgromadziliśmy się w salonie. Ja usiadłam obok kominka i podciągnęłam kolana pod brodę. Zaczęłam tworzyć wszelkiego rodzaju dary, aby tylko odnaleźć siostrę.
Obiecałam je chronić i co? Porwano Alice! I to tylko moja wina. Powinnam była wyczuć jakiekolwiek niebezpieczeństwo. To przeze mnie, moja siostra została porwana. To ja sobie narobiłam wrogów, a że jako królowej, nie mogą nic mi zrobić, to porwali Alice.
Nagle zobaczyłam obraz, jak w wizji. Po środku ciemnego pomieszczenia zobaczyłam swoją siostrę. Ma jej prawym ramieniu zobaczyłam delikatne pęknięcie. I obraz znikł. Zaczerpnęłam głośno powietrza i wszyscy na mnie spojrzeli.
Zerwałam się na równe nogi i stanęłam po środku salonu. Zamknęłam oczy i spróbowałam się teleportować do siostry, ale nic to nie dało. Walnęłam w wazon na stoliku, jednocześnie go rozbijając na miliony kawałeczków. Usiadłam obok Edwarda i oparłam głowę na jego ramieniu. Chłopak szybko mnie przytulił.
I jego dotknęło porwanie Alice. Każdy z nas ją kocha i jest dla nas bardzo ważna. Nie powiedziałam im o mojej „wizji”. Tylko pogorszyłoby to sprawę, a i tak już załamany Jasper, załamałby się jeszcze bardziej.
Do salonu wpadł Carlisle i Esme. Brunetka uściskała mnie i Rosalie. Zobaczyłam na jej twarzy ból, smutek, cierpienie. W końcu Alice jest dla niej jak rodzona córka.
- Musimy ją znaleźć - powiedziała Esme - Za wszelką cenę.
- Wiem, Esme - odparłam - Ale nie wiemy nawet, kto za tym stoi. Nie wiemy nic.
- Na pewno zrobili to Volturi - stwierdził Jasper.
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie są bezmyślni. Nie porwali by Alice, bo nic by z tego nie mieli. Im zależy tylko i wyłącznie na władzy…
- Ale porywając Alice, mogą cię zmusić do zrezygnowania z bycia królową - przerwał mi Jazz.
- Mylisz się, Jazz. Wiedzą, że mogę zrezygnować, a jak odzyskam Alice, mogę znowu być królową. Za jej porwaniem nie stoją Volturi…
Zobaczyłam siostrę próbującą wydostać się z ciemnego pomieszczenia, lecz nadaremnie. Nagle rozbłysło jasne światło i ktoś wszedł. Nie zobaczyłam jego twarzy. Podbiegł w wampirzym tempie do mojej siostry i złapał ją za gardło, wbijając mocno palce. Jej skóra zaczęła powoli pękać, a z ust wampirzycy wydobył się głośny krzyk. I na tym się skończyło.
Jęknęłam głośno i podciągnęłam kolana pod brodę. Edward objął mnie opiekuńczo ramieniem i przytulił.
- Widziałam ją - wyszeptałam - Ktoś ją torturuje. Muszę ją odnaleźć za wszelką cenę - zaczęłam mówić sama do siebie - Ona nie ma  ani jednego wroga, za to ja mam ich mnóstwo. Jestem królową, więc nic nie mogą mi zrobić, ale mogą skrzywdzić moją siostrę. To moja wina. To ja na nią ściągnęłam niebezpieczeństwo. Odnajdę ją - wstałam - Nie jako siostra, ale jako Isabella Marie Swan. Jako królowa. Nie mogę pozwolić aby komuś stawała się krzywda. To należy do moich obowiązków królowej. Muszę dbać o swoich poddanych.
Rozbłysło światło, a ja uniosłam się do góry. Stało się tak, jak za pierwszym razem, gdy zgodziłam się być królową. Po zakończeniu „przemiany”, obejrzałam się w odbiciu, w oknie. Wszystko takie samo. Korona, oczy, lecz suknię mam czarną, a nie purpurową.
Zamknęłam oczy i skupiłam się na siostrze. Zobaczyłam podziemną jaskinię w lesie. Otworzyłam oczy i spojrzałam na Jaspera.
- Czy tu są jakieś podziemne jaskinie? - spytałam.
- Tak. Chyba z dziesięć - odparł.
- Prowadź.
Blondyn kiwnął głową i wybiegł z domu. Każdy z nas poszedł jego śladem.
- Bello, mam jedno pytanie - powiedział Carlisle.
Spojrzałam na niego i skinęłam głową, na znak, aby kontynuował.
- Dlaczego dopiero jak zmieniłaś się w królową, dowiedziałaś się czegoś o Alice? - spytał.
- Pewnie dlatego, że mój dar się wzmacnia - wyjaśniłam i zrównałam się z Jasperem - Daleko jeszcze?
- Bello, też chcę ją jak najszybciej znaleźć - powiedział zdenerwowany i po chwili się zatrzymał - Jesteśmy.
- Idę sama.
Zanim ktokolwiek zdążył się odezwać, wskoczyłam przez dziurę do jaskini i zaczęłam się rozglądać. Nic. Ślepa uliczka. Żadnych poszlak. Wyskoczyłam i pokręciłam głową. Ruszyliśmy dalej, do kolejnej jaskini.

W żadnej nie znaleźliśmy Alice. Została nam ostatnia jaskinia, która jest naszą nadzieją. Bez słowa wskoczyłam do jaskini i zaczęłam się rozglądać. Cholera! Pięć korytarzy! Nie czekając ani chwili dłużej, podążyłam jednym z nich w wampirzym tempie.
Korytarz nie okazał się ślepą uliczką. Wręcz przeciwnie. Znalazłam kilka lochów. Zajrzałam przez kraty w żelaznych drzwiach i ujrzałam siostrę, skuloną w kącie. Spróbowałam szarpnąć za drzwi, ale na nic to nie dało.
Użyłam jak największej siły i wyrwałam drzwi ze ściany. Alice zerwała się na równe nogi, ale kiedy mnie zobaczyła, odetchnęła z ulgą. Rzuciła mi się na szyję, a ja ją mocno objęłam.
- Bella! - krzyknęła - Dziękuję!
- Za co mi dziękujesz, Alice? - spytałam - Jesteś moją siostrą.
Zaczęłyśmy zawracać, kiedy przede mną zmaterializował się blond włosy wampir o szkarłatnych oczach. Odepchnęłam siostrę pod ścianę i przyczaiłam się do skoku. Blondyn poszedł w moje ślady. Z mojego gardła wydobył się groźny warkot.
Usłyszałam, że ktoś biegnie w naszą stronę i już po chwili ujrzałam wampira o czarnych, krótkich włosach. Lecz to nie to wzbudziło we mnie gniew i strach jednocześnie. Ten obrzydły wampir, kopnął mojego ukochanego. Edward padł na podłogę, co spowodowało głośny hałas.
- Czemu to robisz?! - warknęłam na blondyna.
Udał, że się zastanawia.
- Pamiętasz piękną wampirzycę o czarnych włosach i czerwonych oczach? - spytał.
- Sądzisz, że pamiętam każdego napotkanego wampira?! - syknęłam.
- Ją musisz pamiętać - zadrżał mu głos - Była waleczna. Błagała cię, abyś jej nie zabijała, a ty co?! Zabiłaś ją! Oderwałaś jej głowę i spaliłaś! Teraz ty będziesz cierpiała, bo zabijemy twoją rodzinę - odparł już łagodniej, a moje ciało przeszył lodowaty dreszcz.
Moje ciało przeszyła ogromna złość, jakiej jeszcze nigdy nie doznałam, nawet po śmierci Nairy. Zacisnęłam dłonie w pięści i poczułam jak moje oczy pokrywa niewidzialna poświata. Na twarzach wampirów, zauważyłam zdezorientowanie.
- Trzymajcie się z dala od mojej rodziny! - krzyknęłam tak głośno, że wszyscy zasłonili sobie uszy - Nie zbliżajcie się do nich nawet na sto mil!
- Przykro mi skarbie - odparł brunet, odejmując dłonie od uszu - Na górze są nasi przyjaciele, którzy trzymają resztę twojej rodzinki.
Zagotowało się we mnie. Nikt nie zrobi krzywdy moim bliskim! Podbiegłam do blondyna i zaczęłam z nim walczyć. Cholerna suknia! Jednak, kiedy tylko zaczęłam walkę, ona zniknęła, a pojawił się mój wcześniejszy strój. Wywołałam tym dezorientację wampira, co dało mi wielką przewagę i powaliłam go na ziemię.
Kątem oka zauważyłam, że Edward wraz z Alice, rzucają się na bruneta. Używając darów, przygwoździłam ich od ściany, uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Tak samo postąpiłam z brunetem, aby nie wchodził mi w paradę. Spojrzeli na mnie z wściekłością, ale ich zignorowałam. Rzuciłam się na blondyna, warcząc przeciągle.
- Stary, chyba zadarliśmy z niewłaściwą osobą - powiedział brunet ze strachem w głosie - Może się wycofajmy?
- Nie! - warknął blondyn, próbując wydostać się z mojego uścisku - Zabiła moją ukochaną! Susan była twoją siostrą! Jak możesz nie chcieć zemsty?!
Odrzuciłam go pod ścianę, robiąc tym dziurę. Zmaterializowałam się centymetr przed jego twarzą i złapałam go za gardło, wbijając jak najmocniej palce w jego szyję. Dobiegł mnie odgłos łamanego metalu. Szybkim ruchem rzuciłam nim o podłogę i zmuszając do klęczenia, oderwałam mu głowę.
Odwróciłam się i spojrzałam w czerwone tęczówki bruneta.
- Nie! Proszę! To był jego pomysł! - zaczął błagać.
- Za późno. Porwaliście mi siostrę. Chcieliście zrobić krzywdę mojemu ukochanemu i kilka wampirów trzyma na górze moją rodzinę. I ja mam to wybaczyć? Po stosie moich popiołów.
Dopadłam go i bez żadnych ceregieli oderwałam głowę i podpaliłam wampiry. Cofnęłam swój dar, uwalniając Edwarda i Alice.
- Idziemy - powiedziałam i zaczęłam biec w stronę wyjścia.
Znajdując się pod wielkim otworem w suficie, wyskoczyłam na zewnątrz. Tak jak mówił brunet, zastałam dziesięcioro wampirów przy mojej rodzinie. Jeden zaczął obmacywać Rosalie, na co Emmett tylko warknął, a na twarzy mojej siostry pojawiło się obrzydzenie. Używając daru, odepchnęłam od niej wampira i jeszcze w powietrzu, podpalając. Tak samo zrobiłam z pozostałą dziewiątką.
- Myślałam, że będzie gorzej - mruknęłam pod nosem i złapałam Edwarda za rękę, którą natychmiast wyrwał. Spojrzałam na niego zdezorientowana.
- Dlaczego nie pozwoliłaś nam walczyć z tym brunetem?! - krzyknął - Wiesz jak się o ciebie bałem, widząc jak rzucasz się na tego drugiego?!
- A wiesz, co ja czułam widząc jak próbujesz zabić tego wampira?! - warknęłam  na niego - Myślisz, że tylko ty możesz się bać?! Że ja nie mam uczuć?! Oczywiście! Uchodzę za lodowatą sukę, bez skrupułów! Ale ludzie się zmieniają, Edwardzie! I wampiry też! Bałam się o ciebie i o Alice! Nie mogłam patrzeć jak z kimś walczycie! Poza tym to na mnie chcieli się zemścić! To była moja sprawa, nie wasza!
Mój ukochany objął mnie powoli ramieniem, a ja wybuchłam płaczem. Łzy poleciały strumieniami po moich policzkach. Wtuliłam się w jego koszulkę.
- Przepraszam, kochanie - szepnął mi we włosy - Czy to takie dziwne, że się o ciebie boję?
Pokręciłam tylko głową, nie mogąc nic powiedzieć. Nawet nie zauważyłam, kiedy Edward się ode mnie odsunął i wziął mnie na ręce. Zaczęliśmy biec z zawrotną prędkością do domu. O dziwo, mój ukochany nie wszedł do domu, normalnie, lecz wskoczył przed okno do mojej sypialni.
Położył mnie na łóżku i wpił się w moje wargi z namiętnością. Odwzajemniłam jego pocałunek, wplatając palce w jego włosy. Edward jednym, zwinnym ruchem zdjął mój sweter i swoją koszulkę. Przesunął się wargami na moją szyję. Odchyliłam głowę, dając mu większy dostęp.
Wampir zdjął ze mnie spodnie, więc zostałam w samej bieliźnie. Jak nic, gdybym była człowiekiem, na mojej twarzy zakwitłby wielki rumieniec. Edward ułożył się delikatnie na mnie i ponownie złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
W tej chwili wszystko inne przestało istnieć. Moje siostry. Moja rodzina. Jesteśmy tylko ja i Edward. Nic więcej. Tylko my dwoje.
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Szczerze? To ja nie jestem zadowolona z tego rozdziału :( Mam nadzieję, że wam jednak się podoba i baaaardzo proszę o szczere komentarze :))
Wiem, że moja kochana Issie napisze całą prawdę jak na spowiedzi, za co jestem jej totalnie wdzięczna :)

niedziela, 19 maja 2013

Opowiadanko :)

Witam wszystkich serdecznie :) Mam dla was opowiadanie, o którym wspominałam daaawno temu :) Mam nadzieję, że się spodoba xD

-------------------------------------------------------------------------


Minął dokładnie rok, odkąd Edward ode mnie odszedł, twierdząc, że mnie nie kocha, a nasza ostatnia noc, była pożegnaniem. Nie pomyślał jednak o tym, że mogę zajść z nim w ciążę. Tak, mam dziecko. Urodziłam prześliczną córkę, której dałam na imię Renesmee. Maleńka ma trzy miesiące i jest strasznie podobna do swojego ojca.
Edward nie wie, że mamy dziecko. Nie chciałam mącić jego spokoju. Poza tym, na pewno uznałby, że skoro mamy dziecko, musimy być razem, aby ono było szczęśliwe, ale ja nie chcę, aby był ze mną, tylko z rozsądku.
Tęsknię za nim i za jego rodziną. Nadal ich kocham, pomimo iż mnie zostawili...
Wyprowadziłam się od Charliego, ale nadal mieszkam w Forks. Nie chciałam niczym obarczać ojca. Obecnie mieszkam w małym domku, kupionym z oszczędności. Jest ciężko, ale daję radę.
Często pomaga mi Jacob Black, mój przyjaciel. Zostaje z Renesmee, kiedy ja chodzę do pracy. Bez niego nie dałabym rady...
Moje rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Odłożyłam śpiącą już Renesmee do łóżeczka i poszłam otworzyć. Zobaczyłam mojego przyjaciela. Uśmiechnęłam się lekko i razem skierowaliśmy się do saloniku.
Opadłam na kanapę i zamknęłam oczy.
- Powinnaś wziąć kilka dni wolnego, Bello - odezwał się Jake, przerywając ciszę - Nie jesteś robotem! Nawet z urlopu macierzyńskiego zrezygnowałaś!
- Nie mogę, Jake. Chcę dać małej jak najlepsze życie.
- Ale jej jest potrzebna matka, a nie zombie! - zaprotestował.
- Daj spokój. Dobrze jest.
Chłopak jęknął.
- Chętnie bym na ciebie jeszcze nawrzeszczał, ale muszę lecieć na patrol. Wiedz, że jeszcze wrócimy do tej rozmowy.
Wiem, że nie kłamie. On nie odpuszcza. Już się mogę przygotować na rozmowę, a raczej pouczenie.
- Jasne - mruknęłam - Leć już. Dam sobie radę.
Jake przytulił mnie delikatnie.
- Trzymaj się Bells. Wpadnę wieczorem.
- Pa, Jake - uśmiechnęłam się do niego delikatnie.
Mój przyjaciel wyszedł, a ja położyłam się na kanapie, napawając się ciszą, jednak nie potrwała ona długo. Chwilę później rozległ się dzwonek do drzwi. Jestem pewna, że to Jacob.
Wstałam niechętnie, gotowa przywalić Jake'owi na wejściu. Otworzyłam drzwi i odwróciłam się, nie patrząc na swojego gościa.
- Jacob, mówiłam ci, że dam sobie radę - powiedziałam, zmierzając w stronę saloniku - A z pracy też nie zrezygnuję, bo pieniądze są mi potrzebne.
- Ja nie jestem Jacob - usłyszałam najpiękniejszy głos na świecie.
Gwałtownie się odwróciłam i spojrzałam na Edwarda. Moje serce zabiło dziesięć razy szybciej niż zazwyczaj.
- Edward, co ty tu robisz? - spytałam cicho, bojąc się, że zadrży mi głos.
- Przepraszam, Bello. Nie powinienem przychodzić, ale nie mogę tak dłużej. Nie potrafię bez ciebie żyć. Jesteś dla mnie wszystkim.
W jego oczach zobaczyłam ból i cierpienie, a w moich zebrały się łzy.
- Jesteś szczęśliwa? - spytał.
- Na ile to możliwe...
Usłyszałam płacz Renesmee. Wpadłam szybko do sypialni i wzięłam córkę na ręce. Zaczęłam chodzić po pokoju, jednocześnie bujając małą na rękach. Nie minęło pięć minut, a Renesmee ponownie zasnęła, więc odłożyłam ją do łóżeczka.
- Nie powinienem tu przychodzić - powtórzył smutno.
Odwróciłam się i spojrzałam na wampira pytająco.
- Zmąciłem twój spokój - wyjaśnił - Masz dziecko i czuję zapach jeszcze jednej osoby, więc jestem pewien, że to jej ojciec - spojrzał na moją córkę - Zachowałem się jak egoista, ale obiecałem sobie, że jeśli będziesz z kimś związana... to... odejdę.
Przeszedł mnie lodowaty dreszcz. Edward odwrócił się na pięcie w błyskawicznym tempie, ale zdążyłam zauważyć w jego oczach cierpienie.
- Poczekaj! Muszę wiedzieć jedno - wampir odwrócił się - Czy ty coś do mnie czujesz? Proszę, powiedz prawdę.
Edward podszedł do mnie, ujął moją twarz w dłonie i spojrzał prosto w oczy.
- Bello, jesteś całym moim życiem. Kocham cię i to się nigdy nie zmieni. Wtedy w lesie... kłamałem. Zachowałem się jak ostatni dupek... Ale musiałem odejść... Po tym jak zobaczyłem twoje siniaki, które sam ci zrobiłem, poczułem do siebie obrzydzenie. To jeden powód, a drugi - usiadł na łóżku - Wiedziałem, że przy mnie, nie będziesz mogła być w pełni szczęśliwa, że będziesz musiała zrezygnować z macierzyństwa. Teraz masz dziecko i na pewno zdajesz sobie sprawę, jakie to szczęście...
Usiadłam obok niego i złapałam go za dłonie. Edward na mnie spojrzał z bólem.
- A co byś zrobił gdyby to było nasze dziecko? - zapytałam.
- Zaopiekowałbym się wami. Kochałbym was całym sercem. Ale niestety to nie możliwe...
- Masz rację, w sprawie macierzyństwa. To wspaniała rzecz. Nigdy nie chciałam mieć dziecka, ale teraz, kiedy Renesmee jest na świecie, nie wyobrażam sobie bez niej życia - wstałam i odwróciłam się do niego plecami. Podeszłam do okna i zamknęłam oczy - Ale pomyliłeś się co do innych kwestii. Ten zapach, który wyczułeś to zapewne zapach Jacoba Blacka. To mój stary znajomy i nikt więcej. Zostaje z małą, kiedy chodzę do pracy. Renesmee nie jest jego córką. Po tym jak odszedłeś dowiedziałam się, że jestem w ciąży - po policzkach poleciały mi łzy - To twoja córka Edwardzie.
Zapadła cisza, przerywana jedynie przez nasze oddechy. Odwróciłam się i spojrzałam na Edwarda. Zobaczyłam w jego oczach zszokowanie.
- Nie zabronię ci kontaktu z córką. Chcę, aby Renesmee miała ojca... Kiedy dorośnie, będziesz mógł ją zabierać do siebie. Nie zabronię ci tego. Masz do niej takie samo prawo jak ja.
Wampir wstał i powoli do mnie podszedł. Starł mi łzy. Pod wpływem jego dotyku, zadrżałam delikatnie.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? - spytał.
- A zmieniłoby to coś? - powiedziałam.
- Oczywiście, że tak, Bello. Zaopiekowałbym się tobą, a później pomógłbym w wychowaniu naszej córki.
Kiedy wypowiedział te dwa ostatnie słowa, zalała mnie fala ciepła.
- Nie chcę, żebyś był ze mną z poczucia obowiązku - mruknęłam.
- Jakiego poczucia obowiązku?! - oburzył się - Kocham cię. Zrozum to wreszcie! Chcę być z tobą z miłości! - nagle posmutniał - Ale zrozumiem, jeśli zechcesz, abym zniknął z twojego życia. Tylko powiedz to, Bello, a nigdy więcej mnie nie zobaczysz.
Zmroziło mnie. Przypomniał mi się dzień, w którym odszedł. Edward odwrócił się i wyszedł. Na odchodnym wyszeptał jedynie ciche "Rozumiem".
Rozpłakałam się i usiadłam na podłodze.
- Nie zostawiaj mnie, ponownie - powiedziałam, świadoma, że jest już za późno.
Straciłam go ponownie. Tyle, że tym razem z własnej głupoty. Rany, które zagoiły się, gdy dowiedziałam się o ciąży, ponownie się odnowiły. Zaczęłam spazmatycznie oddychać. Ból w klatce piersiowej jest nie od opisania.
- Bello? - usłyszałam zaniepokojony głos Edwarda.
Poczułam jak ktoś mnie obejmuje, a tym ktosiem jest Edward.
- Obiecuję, że nigdy więcej cię nie zostawię. Będę przy tobie każdego dnia. Będę się tobą opiekował każdego dnia i nocy.
Wtuliłam się w wampira. Czy to na prawdę możliwe, że mój ukochany do mnie wrócił? Że będzie przy mnie cały czas? A może to tylko piękny sen, z którego zaraz przyjdzie mi się wybudzić?
- Kocham cię, Bello - szepnął Edward mi do ucha.
Mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Ja ciebie też, Edwardzie - powiedziałam.
Nagle wampir zmusił mnie do wstania, a sam klęknął przede mną na jednym kolanie. Wstrzymałam oddech.
- Isabello Marie Swan. Obiecuję szanować cię i kochać przez całą wieczność. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Po raz kolejny tego dnia się popłakałam, tyle że tym razem ze szczęścia. Wewnętrzne rany zagoiły się tak szybko, jak się pojawiły.
- Tak - wykrztusiłam w końcu.
Edward wstał i mnie pocałował. Zarzuciłam mu ręce na szyję i przycisnęłam się mocniej do niego.

Ślub odbył się miesiąc później. Zorganizowaniem całej uroczystości zajęła się Alice oraz Esme. Mi nie pozwoliły nic zrobić. Siedziałam w domu z Renesmee i Edwardem.
Teraz mieszkam ze swoim mężem i córką w domku w lesie, który urządziła moja teściowa. Jest piękny. Gdy w nim przebywam,  czuję się jak w bajce. Jakby był on moim maleńkim pałacem.
Jestem już pięć miesięcy po ślubie. Renesmee jest strasznie rozpieszczana, ale najbardziej rozpieszcza ją Edward. Jest jego oczkiem w głowie.
Po wielu namowach mojego ukochanego, zrezygnowałam z pracy. Edward powiedział, że jego żona nie będzie pracowała.
Jacob sie do mnie nie odzywa, ponieważ wróciłam do ukochanego, a wilkołaki i wampiry są naturalnymi wrogami.
Mój ukochany zgodził się na moją przemianę, gdy tylko... urodzę. Tak, ponownie jestem w ciąży. To czwarty miesiąc. Mój mąż jest strasznie nadopiekuńczy i nie narzeka na moje zmiany nastrojów.
Jesteśmy szczęśliwi... W końcu wszystko jest na swoim miejscu... Jest tak, jak być powinno...


sobota, 18 maja 2013

Rozdział 10 "Porwano ją!"


Witam, a raczej Witamy, po chwilowej przerwie :) Nie wiem czy zauważyliście, ale mam nowego współautora, a dokładnie współautorkę :) Jest nią Wampirzyca Magda, która napisała ten oto rozdział :) No... tylko ja wpisałam końcówkę xD Mam nadzieję, Madziu, że mnie nie udusisz za to :**
Opóźnienie jest z powodu braku czasu z mojej strony i Madzi :) Będzimy się starały nadrabiać czas? Prawda? No :)
Rozdział dedykuję wszystkim czytającym :) No to tyle mych słów xD Zapraszam na...

Rozdział 10!

Jest ciemny i burzliwy poranek, jak na tą porę roku. Szósta. Leżę przywalona kołdrą po czubek nosa zatapiając się we własnych obłąkanych myślach. Edward w środku nocy poszedł na polowanie, ale ja grzecznie odmówiłam. Mówiąc o mym ukochanym… Powinnam zbierać swoje zacne cztery litery w troki i ruszyć się z tego łóżka, bo moja twarz po wczorajszym wylewie łez wygląda jak sierść zebry. Wstałam rozciągając się jak kot, pomimo tego, że nie było mmi to potrzebne i ruszyłam szybkim krokiem do garderoby.
Zdjęłam z siebie podartą i zniszczoną suknię i diadem wyplątałam z włosów i powiesiłam na lustrze. Moje odbicie samo mnie przestraszyło. Było jeszcze gorsze niż w moich wyobrażeniach.
Rozczochrane włosy, które przypominają stóg siana, czarne wory pod oczami, które powstały od tuszu do rzęs i popręgowane na czarno policzki.
Wzięłam szybki prysznic doprowadzając się do stanu nieważkości umysłowej, po czym okręcona ręcznikiem wróciłam do garderoby.
Wysuszyłam swoje włosy i upięłam w wymyślony kok. Założyłam czarne rurki i skromny zielony sweter, który idealnie dopasowywał się do mojego ciała, delikatny jedwab miękko otulał moja skórę jak babie lato. Zbiegłam po schodach piętro niżej pakując wcześniej do swojej torby kilka książek i wybiegłam na zewnątrz. 
Na zewnątrz stało auto Edwarda. Ukradkiem spojrzałam do otwartego garażu gdzie nie było już auta Rosalie.
Zastukałam w oko srebrnego volvo, które po chwili opuściło się.
- Alice i Rose już pojechały? - spytałam Edwarda.
- Tak. Zabrały ze sobą Jaspera.
- A Emmett? - spytałam siadając na przednim miejscu pasażera. 
- Ja jestem tu - zachichotał Em, gdy jego głowa pojawiła się nagle obok mnie - Mam dopilnować żeby w drodze do domu nasz Edzio nie stracił dziewictwa - żartobliwie rozczochrał mu włosy, a ja parsknęłam cichym śmiechem.
- Emmett, czy myśli, że byłabym zdolna go zgwałcić?
- Nie - powiedział poważnie i z głupawym uśmiechem - Sądzę, że on by się nie sprzeciwiał, a to nie był by gwałt - powiedział dumnie.
- Dobra! Zakończmy ten durny temat! Jedziemy do szkoły, bo się spóźnimy.
Edward nerwowo zaciskał jedną dłoń na kierownicy a drugą na rączce od skrzyni biegów.
- Oj Edzio nie denerwuj się, bo ci żyłka pęknie na czole.
Westchnęłam, a Edward przycisną pedał gazu do samej podłogi i ruszył z miejsca.
- Bella i Edzio, w aucie siedzieli i się ten tego… no… emmm… całowali! - podśpiewywał durnowato.
- Emmett? Mam pomóc ci wyjść? Czy sam sprawdzisz czy nie ma się na zewnątrz? - spytałam nie odrywając oczu od drzew, które zlewały się w plamy zieleni pod wpływem szybkości.
- Dobra. Jestem już cicho - powiedział naburmuszony i mogłabym przysiąść, że tupną nóżką jak małe dziecko.
Po krótkim czasie dotarliśmy na parking.
Nasze miejsce obok Alice i Rosalie było wolne.
Edward szybko zaparkował i wyszedł z auta biorąc głęboki wdech.
- Rose. Następnym razem ty bierzesz Emma a ja Jaspera - szepnął mrożąc brata wzrokiem.
- Ale ja nic nie zrobiłem! - powiedział z miną niewiniątka Em, gdy wychodził z auta.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową i zarzuciłam sobie na ramiona czarną skórzaną kurtkę, którą zwinęłam przed wyjściem z domu.
Z gracją baletnicy opuściłam auto i stanęłam obok swojej rodziny.
Rozmawialiśmy jeszcze może z 10 minut, po czym rozeszliśmy się do swoich klas.
Pierwszą lekcję nie miałam z nikim z mojego rodzeństwa. Usiadałam w jednej z ławek z tyłu i po chwili usłyszałam dziwny i napełniony sztuczną wyższością głos. Podniosłam oczy i napotkałam niebieskie tęczówki blondyna. 
- Cześć. Jestem Mike Newton - uśmiechnął się.
- Isabella Swan- mruknęłam.
- A więc Bella - znów ten uśmiech.
- Dla ciebie Isabela - warknęłam.
- Isa brzmi ładnie - usłyszałam jak odsuwa krzesło obok mnie i opiera się o nie rękoma.
- Ale mam na imię Isabella. Więc tak chcę żebyś mnie nazywał - warknęłam.
- Isabella to takie chłodne imię. Wolę mówić Bella. Pochylił się w moja stronę opierając ciężar swojego ciała na oparciu - Wiesz… nie każdą dziewczynę spotyka taki zaszczyt. Wiesz? To jedyna taka okazja w życiu.
Moje nerwy powoli puszczały.
- Więc co powiesz na randkę? Ty i ja? W lessie? Możemy zrobić mały piknik w lesie. Nikogo nie będzie. Tylko ja i ty - uniosłam jedna brew udając, że jestem zainteresowana i zbliżyłam twarz do jego twarzy prowokacyjnie przegryzając wargę.
- Wiesz. To by było nawet kuszące. Gdyby nie to, że ty mnie zapraszasz - warknęłam odciągając krzesło do tyłu, przez co chłopak upadł na ziemię uderzając głową o podłogę.
- Nie skorzystam z twojej propozycji. I wiesz Newton? Jesteś żałosny - mówiłam, gdy chłopak próbował się pozbierać - I mam na imię Isabella. Nie Bella ani Isa. Isabella. Rozumiesz? - syknęłam
- Tak - jękną wciąż leżąc na podłodze.
- Panie Newton! Nie uważa pan, że leżenie przed koleżanką z klasy i proszenie jej o numer telefonu, czy randkę to lekka przesada? - usłyszałam wysoki i skrzekliwy głos nauczycielki od historii - Mike! Usiądź w ławce przy oknie! Już! - Krzyknęła zasiadając za biurkiem - I niech ci do głowy nie przychodzą głupie pomysły! Dzisiejszy temat! Religie średniowiecznej Anglii.
Nagle przed nosem przeleciała mi biała karteczka i wylądowała na stoliku przede mną. 
Niepewnie rozwinęłam ją i zaczęłam czytać brzydkie koślawe pismo.

I tak mi się nie oprzesz. Daje ci jeszcze jedną szansę. Dziś wieczorem. Ty i ja. W kinie.
M.N.
Zaśmiałam się z jego głupoty i rzuciłam kawałkiem papieru wprost w łeb chłopaka, gdy nauczycielka odwróciła się do tablicy.
Po lekcji przyszła kolej na hiszpański, który miałam z Alice, a potem przyszła pora na lunch.
Wraz z Alice szłyśmy korytarzem gadając o wszystkim i o niczym. W końcu dotarłyśmy na stołówkę. Wzięłam na tacę kawałek pizzy, wodę i jabłko.
Z daleka dojrzałam Edwarda, który opierał się nonszalancko o oparcie krzesła przy stoliku otoczonym przez resztę mojej rodziny.
Z uśmiechem na twarzy podeszłam do nich i przywitałam się ze wszystkimi. Usiadłam na kolana Edwardowi i odłożyłam tacę na stolik.
- Bello. Zejdź z kolan mego brata - krzykną półgłosem Em.
Popatrzyłam na niego dziwnie. 
- A ty przestań obejmować, w taki sposób, moją siostrę - zrobiłam niepoważną minę i uśmiechnęłam się zarzucając ręce na szyję Edwarda.
- Oj nie wymądrzaj się - westchną Em i schwycił do ręki kawałek swojej pizzy - Założę się o 10 dolarów, że zjem tą pizzę szybciej niż ty swoją.
- Przyjmuję zakład - uśmiechnęłam się, siadając na krześle obok - Żadnego wypluwania i trzymania w buzi. Trzeba pogryźć i połknąć. Bez oszustw.
Jasper nachylił się nad stołem. Zresztą ja i Emmett też.
- Jasper odliczaj - powiedział Em szykując się na pierwszy gryz.
Sama wzięłam pizze do ręki i przystawiłam do ust.
- Start! - krzykną półgłosem.
Wzięłam pierwszego gryza. W moich ustach poczułam ohydny smak zgnilizny. W zaparte gryzłam zawartość ust.
Nagle przypomniało mi się coś. Stworzyłam kiedyś dar, który polegał na tym, że mogłam jeść ludzkie jedzenie.
Uaktywniałam umiejętność i z miłą chęcią wzięłam kolejny duży gryz. Z rozbawieniem i przyjemnością patrzyłam na skrzywioną minę Emmetta.
-Żałujesz, że mnie wyzwałeś? - spytałam biorąc kolejnego dużego gryza.
- Nigdy- krzykną i mało się nie zakrztusił.
Wzięłam kolejnego gryza, przeżuwając go powoli, z rozbawieniem.
Po chwili Emm wstał od stołu i uciekł.
Ze śmiechem zjadłam końcówkę pizzy i krzyknęłam za nim:
- Wisisz mi dziesięć dolarów!
W końcu zadzwonił dzwonek. Ruszyliśmy do swoich klas. Zerknęłam w plan i okazało się, że mam biologię. Szybkim krokiem weszłam do klasy. O dziwno za mną wszedł mój ukochany. Ucieszyłam się, a na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech. Usiadłam wraz z Edwardem. Wypakowałam swoje podręczniki i zeszyt.
Nagle do klasy wpadła Rosalie. Na jej twarzy zobaczyłam przerażenie. Kątem oka zauważyłam jak Edward sztywnieje.
- Alice - szepnęła blondyna - Nigdzie jej nie ma.
Warknęłam i zaczęłam się pakować. Nauczycielka posłała mi wrogie spojrzenie, ale ją zbagatelizowałam. Wybiegłam z klasy, a za mną Edward. Przy drzwiach na zewnątrz zobaczyłam Emmetta i Jaspera.
- Co się dzieje?! - syknęłam.
Pokręcili głowami.
- Nie mam pojęcia - odparł blondyn - Mam z nią lekcje, ale nie przyszła. Mówiła, że musi coś załatwić i się ode mnie odłączyła. Ale nie wróciła. Dzwoniłem do niej, ale ma wyłączony telefon.
Wyjęłam z kieszeni telefon i wybrałam numer siostry. Pojawił się sygnał, ale połączenie zostało odrzucone. Zrozumiałam od razu.
- Alice nigdy by nie zniknęła - zaczęłam wyliczać - By nie odrzucała połączeń. Jest tylko jedno wyjaśnienie… - spojrzałam na wszystkich - Alice została porwana.

---------------------------------------------------------------------------
I jak? :) Prosimy o szczere komcie :** Magda muszę stwierdzić, że rozdział ci zacnie wyszedł :)
Buziole :***

niedziela, 5 maja 2013

Smutne wieści :(

Pewnie będziecie chcieli mnie zabić, bo sama mam taką ochotę, ale.... usuwam bloga :( Nie tego!! Ten blog jest długo i nie będę go ani usuwała ani zawieszała (mam nadzieję)...
Już mówię czemu usuwam tamtego bloga.... Dziś przeglądalam moje zapiski i wszystkie usunęłam. Nie mam pomysłów :( Wiem, że baardzo krótko go miałam, bo zaledwie jeden dzień, ale jeśli będę go kontynuowała, to i tak na pewno go nigdy nie skończę :( A moja wena może zawieść w najciekawszych momentach, więc nie chcę was zawieść, chociaż właśnie teraz to robię :((
Naprawdę z wielkim sercem go usuwam, ale nie mogę inaczej :(
Ale.... Zawsze jakieś "ale"... Napewno jeszcze założę bloga xD Muszę tylko napisać więcej rozdziałów i być pewna, że tego chcę. Te opowiadanie to był niewypał :(
Dodałam najgorsze opowiadanie, z tych, które mam na kompie. 
Jeszcze do tego dojdzie nauka.
Jest mi przykro, że was zawiodłam :( Myślałam, że podołam i dam radę kontynuować tamte opowiadanie.
Jeszcze raz baaaaardzo was przeraszam ;((

sobota, 4 maja 2013

Rozdział 9 "Czy będę dobrą królową?"

Wyprostowałam się, a na mojej twarzy namalował się szeroki uśmiech.
- I o to tyle krzyku? - spytałam - Alice, dobrze wiesz, że żadne wampiry nie mają ze mną szans. Powiedz tylko kiedy.
Siostry zgromiły mnie wzrokiem. Chochlik stanął naprzeciw mnie.
- Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z powagi sytuacji?! - wydarła się na mnie - Jest ich sto! Sto nowonarodzonych! Na pewno mają dary!
- Ja też mam dary, Al - przypomniałam jej i pocałowałam w policzek - Nie ma się czym przejmować. Zapomniałaś kim jestem. A skoro te wampiry chcą mnie zabić… widocznie nie zostali uprzedzeni, że mają walczyć z najpotężniejszą wampirzycą świata. A teraz wybacz… Za godzinę musimy jechać do szkoły.
Odwróciłam się, ale ktoś złapał mnie za ramię i mocno szarpnął. Odwróciłam się i ujrzałam wściekłą Alice.
- Jeśli ty kogoś podpalisz, oni podpalą nas! Mają kogoś kto odbija dary. To będzie ciężka walka. Nie ma pewności, że wygramy.
Spojrzałam na nią jakby spadła z księżyca.
- Co?! - wykrztusiłam - Wy nie będziecie brali w tym udziału! Oni chcą mnie, więc mnie dostaną! Wy macie zostać tu i koniec!
Do akcji wkroczył Jasper. Objął Alice opiekuńczo ramieniem.
- Bello, chyba nie myślisz, że pozwolimy, abyś zginęła. Jeśli masz zginąć to my z tobą. Ale… jest jedno wyjście.
Spojrzałam mu prosto w oczy i od razu zrozumiałam. Spojrzałam na niego spode łba.
- Nie nadużyję tu władzy, Jazz. Już wolę zginąć.
Blondyn położył podszedł do mnie i położył mi dłonie na ramionach. Spojrzał mi w oczy.
- To, że będziesz naszą królową, tylko polepszy nasz świat. Wiesz o tym. Możesz zdziałać wiele dobrego. Ale to nie oznacza, że nie możesz żyć normalnie. Masz predyspozycje do władzy. Jak myślisz? Dlaczego Alice i Rosalie słuchają cię we wszystkim? Bo wiedzą, że postępujesz słusznie. Musisz wypowiedzieć tylko jedno zdanie.
- On ma rację - powiedział Emmett dość poważnie - Jeśli ty będziesz królową, nasz świat się zmieni na lepsze. I nie tylko nasz.
Wszyscy go poparli. Wzięłam głęboki wdech.
- Zgoda - powiedziałam i zamknęłam oczy - Ja, Isabella Marie Swan, zgadzam się być królową wszystkich istot ludzkich.
Gdy tylko te zdanie wyleciało z moich ust, poczułam jak unoszę się w powietrzu. Zebrał się potężny wiatr. Rozłożyłam ręce, jakbym miała skrzydła i zaczęłam się obracać wokół własnej osi z zawrotną prędkością.
Moim ciałem wstrząsnęły potężne dreszcze. Po kilku minutach, a może nawet godzinach, wszystko się zakończyło. Ustałam na podłodze i spojrzałam na moją rodzinę. Na ich twarzach zobaczyłam zdumienie i zachwyt.
Odwróciłam się w stronę wielkiego lustra w pokoju Alice i zachłysnęłam się powietrzem. Niewątpliwie jestem jeszcze piękniejsza niż wcześniej. Na sobie mam różową suknię. Włosy spływają mi falami na ramionach, a na głowie spoczywa diadem. Jednak nie to mnie zszokowało. Zszokowały mnie moje oczy. Zniknęły te o barwie ciepłego złota, a zastąpiły je purpurowe.
Usłyszałam tętent łap. Wybiegłam z domu i zamarłam. Zobaczyłam ducha lwicy. Naira! Poczułam jak w oczach zbierają mi się łzy. Złapałam za dół sukni, żeby się nie pobrudziła i zbiegłam po schodach. Lwica się ukłoniła.
W końcu świat stanie się lepszy- przekazała mi w myślach - Będziesz dobrą królową, Isabello. Postępuj tak, jak uważasz za słuszne. Volturi już wiedzą, że stracili władzę. Każdy wie, że legenda się sprawdziła.
- Naira! - krzyknęłam, widząc, że się oddala - Wybacz mi, że cię nie uratowałam. Naprawdę się starałam.
Nie mam ci czego wybaczać. Zrobiłaś wszystko co w twojej mocy. Zostań z rodziną. Pamiętaj, że rodzina jest w życiu najważniejsza. I wybacz mi, że cię opuściłam. Może kiedyś dowiesz się prawdy.
I zniknęła. Tak po prostu. Załamałam się. Uklękłam na ziemi, a suknia rozłożyła się wokół mnie. Ukryłam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać. Poczułam, jak obejmują mnie silne ramiona.
Wtuliłam twarz w tors Edwarda, a on czule mnie przytulił. Z wnętrza domu, dobiegł mnie krzyk Alice. Znowu? Zerwałam się z miejsca i wpadłam do domu. Zastałam Alice leżącą na podłodze i zwijającą się z bólu.
Ukucnęłam obok niej i otoczyłam ją tarczą. Zaczerpnęła głośno powietrza. Rozciągnęłam tarczę na wszystkich, tak na wszelki wypadek.
Już po chwili poczułam nacisk na nią wydawany. Zwróciłam się w stronę, z której pochodzi atak i ujrzałam małą istotę, pośród drzew. Jane!
Wstałam i wyskoczyłam przez okno, jednocześnie je rozbijając. Wylądowałam na ziemi i ruszyłam biegiem w las. Jane skoczyła na drzewo i zaczęła przeskakiwać z jednego na drugie. Uśmiechnęłam się chytrze.
- Stój! - krzyknęłam.
Wampirzyca momentalnie się zatrzymała. Spróbowała się poruszyć, ale nie może. A więc to tak działa. Jak rozkaz samca Alfy u wilkołaków. Nakazałam Jane zejść i tak postąpiła, chociaż wyglądało to tak, że jest przez coś niewidzialnego prowadzona.
Obok mnie znalazła się moja rodzina wraz z rodzicami Edwarda. Podeszłam do blond wampirzycy i spojrzałam w jej czerwone oczy.
- Odbieram ci twój dar - kiedy te słowa wypłynęły z moich ust, Jane krzyknęła i upadła na ziemię.
Wygięła się w łuk, a ja ujrzałam jak przezroczysta mgła z niej wylatuje. Ukucnęłam obok niej i złapałam ją za rękę. Na jej twarzy zobaczyłam wiele cierpienia i smutku. Zrobiło mi się jej żal. Pomogłam jej wstać i objęłam ramieniem.
- Chodź. Pójdziesz z nami - powiedziałam i w ludzkim tempie ruszyłyśmy do domu.
Usiedliśmy w salonie. Jane usiadła obok mnie i spojrzała na mnie przepraszająco. Objęłam ją opiekuńczo ramieniem.
- Przepraszam - wyszeptała i wtuliła się w moje ramie.
- Jane… ile ty masz lat? - spytałam.
- Tydzień przed przemianą miałam skończyć czternaście. Ale Aro mnie przemienił.
Ukucnęłam przed nią i spojrzałam w jej smutne oczy.
- Dlatego byłaś mu tak oddana. Odbierając ci dar, odebrałam również tą złą część ciebie. Chcesz być ponownie człowiekiem, Jane? Mogę ci to podarować.
- Nie, nie chcę - stwierdziła - Jest dobrze jak jest. Przyzwyczaiłam się już po tylu latach. Dziękuję, że mi pomogłaś, chociaż na to nie zasłużyłam.
Położyłam jej dłoń na policzku.
- W każdym z nas jest dobro. U niektórych tylko ukryte. Tak było dawniej u mnie i do teraz u ciebie. Sądzę, że tak jest też z twoim bratem. Sprowadź go tu. Oddam ci twój dar, ale musisz go tu sprowadzić. Przybądźcie tu razem, a wtedy będziecie mogli żyć w spokoju.
Wampirzyca pokiwała głową i wstała. Uściskała mnie i pocałowała w policzek.
- Będziesz dobrą królową, Bello, ale nie oddawaj mi mojego daru. Nie chcę go już.
Uściskałam ją jeszcze i dziewczyna wyszła. Obejrzałam swoją suknię. Nie nadaje się do niczego. Jest brudna i porwana. Edward objął mnie w talii i pocałował w szyję.
- Ładnie postąpiłaś - stwierdził.
Odwróciłam się do niego i spojrzałam w oczy.
- Taki mój obowiązek. Jestem królową. Muszę postępować dobrze.
- Kto by pomyślał, że zwiążę się z królową.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam go delikatnie w usta, poczym skierowałam się ku schodom. Nagle, słowa Jaspera mnie zatrzymały.
- Po ślubie, będziesz królem. Aż się boję.
I wszyscy parsknęli śmiechem oprócz mnie. Moją twarz wykrzywił grymas. Sądzę, że do ślubu nigdy nie dojdzie. Poza tym… jeśli wyjdę za Edwarda, może na niego spaść zbyt wiele nieszczęść, z mojej winy.
Żeby nikt nie zobaczył mojego wyrazu twarzy, złapałam się za suknię i w ludzkim tempie pobiegłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i usiadłam w kącie. Zaczęłam płakać.
Kocham Edwarda, a on jakimś cudem, kocha mnie. Ale ten związek może być dla niego szkodliwy. Wiele wampirów chce mnie zabić i być może będą chcieli zabić i jego. Przecież nie mogę na to pozwolić. Nie mogę narażać ukochanego na niebezpieczeństwo, ze względu na to, kim jestem.
Usłyszałam pukanie do drzwi, ale nie ruszyłam się nawet o milimetr. Po kilku sekundach zobaczyłam Edwarda wchodzącego przez drzwi balkonowe. Cholera! Zapomniałam.
Wampir szybko mnie objął, a ja wybuchłam płaczem. Nie wiem czy to przez to iż jestem królową, czy przez dar.
- Bello… - zaczął Edward z troską - Kochanie co się dzieje?
Odsunęłam się od niego i spojrzałam na niego z bólem.
- Nie możemy być razem, Edwardzie - wychlipałam przez łzy - Przeze mnie może grozić ci tylko niebezpieczeństwo.
- Kocham cię. I bez względu na wszystko, nie opuszczę cię.
- Ale…
- Nie ma żadnego „ale”. A teraz proszę, nie płacz już.
Wziął mnie na ręce i położył na łóżku. Ułożył się obok mnie i objął czule ramieniem. Skuliłam się i wtuliłam w jego pierś. Poczułam jego piękny zapach, który podziałam na mnie niczym balsam.
- I nawet nie myśl, że kiedykolwiek pozwolę ci odejść - powiedział, całując mnie we włosy - Jesteś dla mnie wszystkim, Bello. Jedyną mą miłością. Jesteś dla mnie wszystkim. Jesteś moim światem. Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham, Edwardzie - szepnęłam i złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku.
Usłyszałam głośny łomot. Odwróciłam się do źródła hałasu i ujrzałam Jane i jej brata na balkonie. Uśmiechnęłam się do wampirzycy, a ona odwzajemniła uśmiech. Alec spojrzał na mnie groźnie.
Wstałam z łóżka i do niego podeszłam. Spojrzałam w jego czerwone oczy.
- Odbieram ci twój dar - szepnęłam.
Tak jak w przypadku jego siostry, upadł, a z jego piersi wyleciała niewidzialna mgła. Jane ukucnęła obok niego i złapała go za dłoń.
- Alec - powiedziała - Wszystko dobrze?
- Tak - chłopak spojrzał na mnie - Ja… ja przepraszam.
- Nie masz za co - uśmiechnęłam się do niego - Możecie odejść.
Obydwoje pokiwali głowami i zniknęli w ciemnym lesie. Przede mną zjawiła się Alice, jakby się teleportowała. Uśmiechnęła się, ukazując rząd białych i prostych zębów.
- Wycofali się. Coś nie pozwala im cię zaatakować - powiedziała ciągle się szczerząc.
----------------------------------------------------------------------------------------
Jak się podobało ?? :D Proszę o szczere komcie :) Sama się dziwię, że tak szybko go napisałam ;D
Dziś całuję gorąco wraz z Alice
Zwariowana Natalia :****