wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozdział 7 "Straciłam przyjaciółkę... Zyskałam miłość"


Hejo!! Mam rozdziałek :D Sama jestem zszokowana, że tak szybko go napisałam, ale siedziałam nad nim dość długo :D
Dedyczki dla;
- Issie :**
- Wampirzyca Magda :**
- Zwariowana11 :**
- Pepsi17:**
- Asia Dabkowska :**
- Alice Chochlik Swan :**
- Anka :**
- Barbara Kołakowska :**
- Aleksandra Cullen :**
Dziękuję wam za miluśne komentarze :D Wiele dla mnie znaczą :) Mam nadzieję, że rozdział sie podoba i was nie zawiodłam :D


Rozdział 7!!


- Emmett! - zwróciłam się do osiłka, kiedy tylko teleportacja się zakończyła i wylądowaliśmy w salonie - Zanieś Nairę do mojego gabinetu!
Z zawrotną prędkością wpadłam do biblioteki i wysunęłam jedną półkę. Weszłam do ukrytego pokoju i wzięłam wielki kufer na ręce. Pobiegłam do gabinetu, gdzie są już wszyscy. Emmett położył lwicę na biurku.
Postawiłam kufer na podłodze i zaczęłam przeglądać jego zawartość. W końcu znalazłam eliksir, który jest mi potrzebny. Doszłam do biurka i wlałam zawartość butelki do pyska lwicy. Zaczęłam tupać nogą, czekając aż zacznie się coś dziać, lecz się nie doczekałam.
Cisnęłam butelką o ścianę, a ta się roztłukła. Doskoczyłam do kufra i wyjęłam dwie buteleczki, które zmieszałam ze sobą. Niestety. Ta mikstura również nie podziała.
Nikt z zebranych się nie odezwał, przyglądając się, jak rozpaczliwie próbuję uratować przyjaciółkę. Położyłam obydwie ręce na piersi lwicy, w miejscu, w którym powinno bić jej serce i zamknęłam oczy.
Przez moje ciało przepłynął przyjemny dreszczyk. Poczułam jak z moich rąk wypływa coś ciepłego. Otworzyłam oczy i ujrzałam białe światło.
Moje ciało przeszył ból, niewiadomo jakiego pochodzenia. Krzyknęłam, ale nie oderwałam rąk od piersi lwicy. Przy mnie znalazł się Edward i odciągnął mnie od Nairy. Spojrzałam na niego spode łba i wyrwałam się z jego uścisku.
- Nie musisz mnie odciągać - mruknęłam i wróciłam do swojej poprzedniej czynności.
Z moich dłoni, ponownie wypłynęło białe światło, a moje ciało przeszył ból, silniejszy niż poprzednim razem. Zacisnęłam zęby, żeby nie krzyknąć i przymknęłam powieki.
Poczułam ból w piersi. Najsilniejszy, jakiego kiedykolwiek doznałam. Poczułam się tak, jakby żywcem wyrywano mi wnętrzności. Z mojego gardła wydobył się głośny i długi krzyk. Zachwiałam się. Przytrzymałam się biurka, żeby nie upaść. Zaczęłam spazmatycznie oddychać, jakby to było mi potrzebne.
Ktoś położył mi dłoń na ramieniu. Obejrzałam się i ujrzałam Rose. Blondynka mocno mnie przytuliła.
- Bello, Nairze nic już nie pomoże. Ona odeszła - wyszeptała.
Odsunęłam się od niej.
- Ja jej pomogę. Choćby nie wiem co, przywrócę ją do tego cholernego życia! A jeśli nie… - wzięłam głęboki wdech - Złożyłam jej obietnicę, że pójdę jej śladem.
Wszyscy wstrzymali oddechy, a Alice jęknęła. Wampirzyca osunęłam się po ścianie. Na szczęście Jasper zdążył ją złapać. Spojrzałam na wszystkich z bólem i odwróciłam się w stronę Nairy.
- Musisz żyć - szepnęłam.
Złożyłam dłonie na jej piersi i zamknęłam oczy. Coś mnie sparaliżowało. Z krzykiem upadłam na podłogę. Czyjeś silne ramiona oszczędziły mi zetknięcia z podłogą. Podniosłam wzrok i ujrzałam zaniepokojonego Edwarda. Wampir wziął mnie na ręce i w wampirzym tempie pobiegł do mojej sypialni. Położył mnie na łóżku i sam usiadł obok mnie.
- Musimy porozmawiać - szepnął.
- Nie ma o czym - rzuciłam i wstałam.
W połowie drogi, coś mi się przypomniało. W błyskawicznym tempie znalazłam się w gabinecie i spojrzałam na Emmetta.
- Weź Nairę i chodź za mną.
Nie patrząc czy mnie słucha, wyskoczyłam przez okno i pomknęłam przez las. Instynktownie wymijając drzewa i inne przeszkody, w końcu dotarłam na polanę. Osiłek wypadł zaraz po mnie. Nakazałam mu gestem, żeby położył lwicę pod drzewem z wyrytym znakiem.
Uklękłam obok niej, a na polanę przybiegli Cullenowie, moje siostry i… Denalczycy. To oni tu jeszcze są? Przecież minęło tak wiele czasu… Potrząsnęłam głową i skupiłam się na lwicy.
Położyłam dłonie na jej piersi i zaczęłam kumulować wszystkie swoje dary. Mimo iż to może mnie zabić, jestem gotowa poświęcić życie dla Nairy. W końcu tak wiele razem przeszłyśmy.
- Niech nikt mi nie przeszkadza - szepnęłam.
- I tak nie ożywisz trupa - mruknęła Tanya.
Spojrzałam na nią i wampirzyca wyleciała w powietrze na dobre kilka metrów. Zwróciłam się w stronę Nairy i całkowicie się skupiłam. Przez moje ciało przepłynęły potężne i bolesne dreszcze. Z moich dłoni wypłynęło złote światło. Ciało lwicy drgnęło..
Zaczęła mnie niemiłosiernie boleć głowa. Zacisnęłam mocno powieki i jęknęłam cicho.
- Musimy ją powstrzymać - usłyszałam głos Alice - Widziałam w wizji, że ona nie przeżyje. Kumuluje wszystkie swoje dary. To jest za silne, nawet dla niej. Nie wytrzyma tego.
Na wszelki wypadek, osłoniłam swoje ciało elektryczną powłoką.
- Ona jest za bardzo zdeterminowana Alice - odpowiedział Jasper - Nic jej w tej chwili nie powstrzyma. Czuję jej emocje. Targa nią jedynie chęć uratowania Nairy. Jest gotowa oddać życie, aby ona przeżyła. Nie powstrzymamy jej.
Ból głowy się nasilił. Krzyknęłam głośno, ale nie przestałam ratować Nairy. Poczułam ból w klatce piersiowej, który zaczął się powiększać. Moje krzyki rozniosły się po całym lesie. Ktoś złapał mnie w talii, ale zaraz runął na ziemię.
- Bello! Błagam! - zawołała Alice rozpaczliwie - Błagam! Przestań! Nie chcemy cię stracić! Przestań! Słyszysz mnie?! Bello?! Ona by nie chciała, żebyś zginęła!
Pokręciłam tylko głową. Ból stał się nie do wytrzymania. Nagle ktoś odciągnął mnie do tyłu, nie zważając na to, że rażę go prądem. Światło nie przestało wypływać z moich dłoni, uderzając w pierś lwicy.
Alice znalazła się obok mnie. Usunęłam elektryzującą powłokę, żeby nie zrobić jej krzywdy. Wampirzyca dotknęła mojego policzka, w jej oczach zobaczyłam ból i strach. Strach o moje życie.
Światło przestało wypływać z moich dłoni. Sapnęłam głośno i zaczęłam łapać powietrze, jak ryba wyrzucona na brzeg rzeki. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że na kimś leżę. A tym kimś okazał się Edward.
Wstałam szybko i spojrzałam na lwicę. Nie uratowałam jej. Doszłam do niej na miękkich nogach i upadłam na kolana.
- Przepraszam, Nairo - powiedziałam - Nie udało mi się. A próbowałam! - głos mi się załamał.
Wtuliłam się w brązowe futro Nairy i zaczęłam łkać, chociaż z oczu nie wypłynęły mi łzy. Ktoś objął mnie ramieniem. Zerknęłam przez ramię i ujrzałam Rosalie. Dołączyła do nas Alice. Spojrzałam na siostrę z nadzieją, ale ta tylko pokręciła przecząco głową.
- Jestem do niczego - mruknęłam - Nie mogę nawet uratować przyjaciółki.
- Bello, nie prawda. Próbowałaś i to się liczy. Nie jesteś nie wiadomo kim. Nie możesz wszystkiego - zaprotestowała Rose - Chodź. Pochowamy ją, a później pójdziemy do domu.
Pokiwałam głową. Dziewczyny pomogły mi wstać. Alice zerknęła gdzieś w bok i poczułam jak czyjeś silne ramiona, oplatają mnie w talii. Zapatrzyłam się tępym wzrokiem, na poczynania Cullenów i moich sióstr.
Emmett wypadł z lasu z łopatą w ręku i zaczął kopać wielki dół, pod drzewem, z wyrytą lwicą. Rzucił coś czarnego Jasperowi. Blondyn rozłożył to na ziemi i wsadził w to lwicę. Jak się okazało, jest to worek na zwłoki.
Kiedy dół został już wykopany, osiłek wziął Nairę na ręce i wskoczył z nią do dołu i chwile później wyskoczył. Zaczęli zasypywać lwicę ziemią.
Nic nie mogę zrobić. Gdyby nie ten ktoś, kto ciągle mnie trzyma, jak nic bym upadła. Alice gdzieś pobiegła, a Rosalie wyryła na drzewie imię mojej przyjaciółki.
Chochlik po chwili wypadł na polanę z kwiatami. Ułożyła je na kopcu ziemi i odwróciła się w moją stronę z zakłopotaną miną.
-Uważałam, że tak wypada. W końcu to twoja przyjaciółka.
- Dziękuje - wyszeptałam, ledwie słyszalnie.
Nagle znalazłam się w powietrzu. Spojrzałam w górę i ujrzałam Edwarda. Wampir ruszył pędem przez las i przycisnął mnie do swojej piersi. Jednak nie pobiegł za wszystkimi do mojego domu, lecz na idealnie okrągłą polanę.
Posadził mnie ostrożnie na trawie i usiadł obok mnie. Złapał mnie za dłonie i spojrzał prosto w oczy.
- Twój list… - zaczął - Dlaczego sądziłaś, że cię odrzucę? Wytłumacz mi to…
- A nie? Wyśmiałbyś mnie, że się w tobie zakochałam. Bałam się tego. Nie wiedziałam jak to zniosę! No bo co? Nie pokochałeś tej blondynki, którą znasz wiele lat, a mnie miałbyś pokochać?! Bałam się, że…
Nie pozwolił mi dokończyć, bo wpił się w moje wargi. Odwzajemniłam jego pocałunek. Zarzuciłam mu ręce na szyję i wplotłam palce w jego kasztanowe włosy.
- Też cię kocham, Isabello - powiedział, kiedy się ode mnie odsunął.
Po moim martwym sercu, rozlało się przyjemne ciepło.
- Jak mógłbym cię nie pokochać? - spytał retorycznie - Jesteś najwspanialszą istotą na świecie. Pomogłaś mojemu bratu, chronisz swoje siostry. Mimo iż udajesz oziębłą w środku… jesteś zupełnie inna. Kocham cię.
Złożył na moich wargach delikatny pocałunek.
- A ten strój bardzo mi się podoba - zerknął ukradkiem na mój skórzany komplet.
- Wiem. Mnie też - odpowiedziałam z uśmiechem.
Wstałam i spojrzałam na wampira. Uśmiechnął się do mnie łobuzersko i w błyskawicznym tempie, wstał i przerzucił mnie sobie przez ramię. Krzyknęłam zszokowana i zaczęłam go bić pięściami po plecach, na co on tylko się zaśmiał i pędem ruszył przez las.
Wpadł do salonu i rzucił mnie na kanapę, obok Alice. Mebel przesunął się z nami, aż pod ścianę, mocno w nią uderzając. Moja siostra posłała Edwardowi mrożące krew w żyłach spojrzenie. W tej chwili przez głowę przeszło mi jedynie: „Gdyby spojrzenia mogły zabijać!”.
Zerwałam się z kanapy i pobiegłam do swojego pokoju. Weszłam do łazienki i wzięłam gorący prysznic. Po kilku minutach owinęłam się ciasno białym, puchowym ręcznikiem. Włosy szybko wysuszyłam i związałam w koński ogon. Wzięłam skórzany zestaw i wróciłam do łazienki.
Na wejściu zamarłam. Edward jak gdyby nigdy nic siedzi na moim łóżku i patrzy w moją stronę. Zmroziłam go wzrokiem, ale on tylko się uśmiechnął łobuzersko.
- Tak mi się o wiele bardziej podobasz niż w tym skórzanym stroju - mruknął.
- Co robisz w moim pokoju?
- Siedzę. Nie widać?
Wywróciłam oczami i poszłam do garderoby. Strój schowałam tam co wcześniej i zaczęłam przeglądać półki z ciuchami. Przed oczami stanęła mi Naira. Osunęłam się na podłogę, robiąc hałas. Edward natychmiast znalazł się obok mnie i mocno przytulił. Wtuliłam się w jego ramię i zaczęłam płakać.
Pewnie dar, który używałam wcześniej na siostrach, zadziałał teraz na mnie. Wybuchłam płaczem. Mój ukochany przytulił mnie jeszcze mocniej do siebie, wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju. Usiadł na łóżku i posadził mnie sobie na kolanach.
Właśnie dla niego muszę żyć. I dla moich sióstr. I dla Cullenów. Oni są moja rodziną. Nie mogę ich zostawić. Muszę zostawić przeszłość za sobą. Nie mogę do niej wracać. To już rozdział zamknięty. Pora to zakończyć.
Od teraz zaczynam nowe życie. Życie u boku Edwarda.


---------------------------------------------------------------------
I jak?? Proszę o szczere komentarze xD Jeśli będzie ich mało... Strzelę focha i następny rozdział dodam za miesiąc! :P
Pozdrawiam wraz z Emmettem :D
Niedźwiedzi uścisk!!!!!!!!!!

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział 6 "Voltera"

Wylądowałam w jakimś zaułku, na placu Voltery. Idealnie. Nie zamierzam tak od razu atakować. O nie! Jak zawsze, niejaka Heidi, wabi turystów i idzie „zwiedzać” pałac. Tam trafiają do sali tronowej, ale już nie wracają. Tak też, trzeba w tym przeszkodzić.
Założyłam płaszcz i naciągnęłam kaptur na głowę. Wyszłam z zaułka i skierowałam się w stronę głównego placu. Napotkałam wielu ludzi, ale nie to jest moim celem. Zaczęłam wypatrywać kobiety, skrywającej się w cieniu. Nikogo takiego nie zauważyłam.
Ruszyłam w kierunki pałacu. Wszyscy zaczęli mi się przyglądać, ale ich zignorowałam. Przy wejściu próbował mnie zatrzymać jakiś wampir, ale szybko go zabiłam i podpaliłam.
Zrzuciłam płaszcz na podłogę i zaczęłam iść w kierunku sali tronowej. Zdziwiło mnie to, że nikogo nie zastałam. No może oprócz jakieś ludzkiej dziewczyny, robiącej za sekretarkę. Próbowała coś powiedzieć, ale powstrzymałam ja groźnym spojrzeniem.
Doszłam do celu swojej podróży i pchnęłam wielkie drzwi. Zatrzymałam się gwałtownie. Nikogo nie ma. Cholera! Teleportacja musiała trwać jakiś czas, a oni gdzieś poszli! I wzięli Nairę!
Westchnęłam głośno i usiadłam na tronie Aro. Na miejscu władcy. Chociaż tak naprawdę to ja powinnam rządzić… Nie ważne.
Zaczęłam rozmyślać o Edwardzie. Czy przeczytał mój list? Jak zareagował? Czy już mnie nienawidzi? Myślenie o nim sprawiło mi ból. Być może nigdy więcej go już nie zobaczę. Nigdy nie usłyszę jego głosu. Nie ujrzę jego uśmiechu. Mam tylko nadzieję, że będzie szczęśliwy.
A co z moimi siostrami? Czy bardzo się załamały? Czy już mnie nienawidzą za to, że je zostawiłam?
Na wspomnienia o rodzinie, oczy zrobiły mi się nieprzyjemnie suche i zaczęły piec.
Czy stanie się coś takiego, że wyłączą się emocję, kolejny raz? Mam nadzieję, że jednak się nie wyłączą, niezależnie od tego co się wydarzy. Wtedy wrócę do rodziny. Do sióstr. Znowu będę mogła je przytulić, chronić przed wszystkimi. Znowu będę mogła wygłupiać się z Emmettem podczas polowań.
Właśnie teraz, uświadomiłam sobie, że Cullenowie są moją rodziną. Esme jest dla mnie jak rodzona matka. Jest ciepła, miła i troskliwa. Nie ma możliwości, że ktoś mógłby jej nie pokochać. Sama ją pokochałam, mimo wyłączonych uczuć.
A Carlisle? Zawsze opanowany, może być wzorem dla innych. Jest wzorem dla mnie. Nigdy nie skrzywdziłby człowieka, co więcej… przez wiele lat walczył sam ze sobą, aby teraz móc leczyć innych. Dzięki niemu wiele osób żyje.
Jak można ich nie pokochać? Każdego z osobna. Esme za jej wielkie serce, za jego ojcowskie rady, Emmetta za jego wygłupy, Jaspera za jego spokój i szczerość, Edwarda za… za całokształt.
Pokochałam ich wszystkich całym sercem zostawiając jedynie nędzne listy. Zaczęłam żałować, że nie napisałam listów dla Esme i Carlisle'a. Postanowiłam to szybko nadrobić.
W błyskawicznym tempie wybiegłam z sali i podeszłam do sekretarki. Poprosiłam o kartki, długopis i koperty. Zaskoczona mi je wręczyła. Wróciłam do sali tronowej i tym razem nie zasiadłam na tronie. Usiadłam przy stoliku, stojącym w kącie. Wzięłam do ręki długopis i zaczęłam pisać.
Carlisle i Esme,
Chciałam wam podziękować za wszystko. Za to, że zaakceptowaliście mnie taką, jaka jestem. Że zaakceptowaliście moje wady.
Jesteście dla mnie jak rodzice, których straciłam dawno temu. Bardzo wam za to dziękuję. Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy.
Ten ostatni tydzień, był najlepszym tygodniem w moim życiu, bo zyskałam nową rodzinę, którą wy mi stworzyliście.
Proszę was, abyście zadbali o moje siostry i mieli cierpliwość do Alice. Jestem już w Volterze i stąd wysyłam wam list. Niestety nie mogę zakończyć mojego zadania, ponieważ nikogo tu nie ma oprócz jakiejś nędznej ludzkiej sekretarki.
Ten list, jest oznaką tego, że żyję i mam się dobrze. Mam nadzieję, że nie szukacie mnie i jesteście nadal w Forks. Przeproście jeszcze raz moje siostry. Przekażcie wszystkim, że bardzo ich kocham.
Piszę to z bólem. Właśnie sobie uświadomiłam, że zyskałam nową rodzinę i właśnie ją straciłam. Nawet nie wiecie jak za wami tęsknię, chociaż minęło tak mało czasu.
Jak już mówiłam, nie wiem czy wrócę. Nie chcę was krzywdzić, bo być może się zmienię na gorsze.
Dziękuję za wszystko,
Isabella Marie Swan.
Skupiłam się na liście i po chwili on zniknął. Mam nadzieję, że trafił wprost do rąk doktora. Wróciłam na tron i usiadłam wygodnie.

Minęło kilka dni od mojego przybycia, a Volturi ciągle się nie zjawili. Po chwili, w oddali usłyszałam kroki. Kroki wampirów. A więc przybyli. W końcu. Na mojej twarzy zagościł złośliwy uśmieszek. Wyprostowałam się i założyłam nogę na nogę. Zaczęłam nasłuchiwać. Ta sama ludzka dziewczyna, która próbowała mnie powstrzymać, powiadomiła wielką trójcę, że mają gościa.
Wielkie drzwi się otworzyły i stanął w nich Aro, Kajusz i Marek. W ich oczach zobaczyłam przerażenie. Zza Ara wyłoniła się brązowa lwica. Spojrzała na mnie ze złością, ale ja się tylko uśmiechnęłam.
Co ty tu robisz do cholery?! - warknęła w myślach.
Gdzie się podział nasz ojczysty język, Nairo? - przekazałam jej telepatycznie.
Lwica wywróciła oczami.
Poszedł w las.
Nagle Naira runęła na ziemię i głośno na kogoś warknęła. Podążyłam za jej wzrokiem i ujrzałam śliczną blondynkę. Jane! Ta dziwka torturuje Nairę!
Nie zastanawiając się nad tym co robię, stanęłam za blondynką i złapałam ją za gardło. Zacisnęłam mocniej palce i usłyszałam dźwięk pękającego metalu. Jane krzyknęła, ale ja tylko wzmocniłam uścisk.
Aro rozłożył ręce i chciał podejść, ale powstrzymałam go głośnym warknięciem.
- Isabello - powiedział - Możemy porozmawiać spokojnie.
- Nie sądzę - syknęłam.
Ktoś złapał mnie w pasie, w żelaznym uścisku i pociągnął do tyłu. Puściłam Jane i zaczęłam się szarpać i wić, ale ten ktoś jest silniejszy. Spojrzałam przez ramię i rozpoznałam Felixa. Otoczyłam swoje ciało elektryczną powłoką i wampir padł na podłogę z krzykiem.
Demetri powalił Nairę, która zdążyła już wstać i ścisnął ja w pasie. Lwica zawyła w agonii. Podbiegłam do nich i złapałam wampira za ramię, jednocześnie wyrzucając w powietrze. Walnął o pobliską ścianę, robiąc w niej wielką dziurę.
Naira upadła, robiąc tym ogromny hałas. Przestraszyłam się. Zobaczyłam, że krwawi. Ukucnęłam obok niej i dotknęłam ręką jej rany. Warknęła cicho. Spojrzałam na trójcę.
- Zabieram ją - powiedziałam.
- Nie możesz - zaprotestował Aro - Ona przynależy do straży.
W błyskawicznym tempie wstałam i rzuciłam się na wampira. Przygwoździłam go do podłogi i wydałam z siebie głośny syk. Nie zdążyłam nic więcej zrobić, bo ponownie zostałam odciągnięta w tył. Postanowiłam nie używać żadnych darów, lecz postawić na walkę wręcz.
Okazało się, że to ponownie Felix. Zaczęłam się szamotać i w końcu się wydostałam z jego silnego uścisku. Kopnęłam go z pół obrotu i wampir padł na podłogę. Złapałam go za rękę i wyrzuciłam w powietrze. Wpadł na jakiegoś wampira i obydwoje się przewrócili.
Rzuciło się na mnie z dziesięciu wampirów i przygwoździli mnie do ziemi. Zaczęłam się szamotać i wyrywać, lecz oni byli za silni. Złamałam moje postanowienie o używaniu darów, kiedy usłyszałam wycie Nairy.
Poraziłam wszystkich prądem i zerwałam się na równe nogi. Moją twarz wykrzywiło przerażenie, a z ust wydobył się głośny krzyk. Demetri złapał Nairę za szyję i mocno ją ścisnął. W ułamku sekundy, znalazłam się przy wampirze i zepchnęłam go z lwicy, niestety za późno.
Oczy lwicy zaczęłam przygasać. Złapałam ją za pysk i zaczęłam nim potrząsać, jakby to mogło pomóc. Po chwili oczy Nairy całkowicie zgasły. Krzyknęłam, a mój krzyk odbił się echem od ścian.
Wtuliłam się w brązowe futro lwicy, a moim ciałem wstrząsnął szloch, lecz z oczu nie wydobyły się łzy. Poczułam ogromny ból, w miejscu, w którym niegdyś biło moje serce. Jeszcze większy, niż w lesie, kilka dni temu.
Odsunęłam się od Nairy i ukucnęłam. Zacisnęłam mocniej powieki. Poczułam jakby cała sala zaczęła wirować, lecz to mi, niewiadomo dlaczego, zaczęło się kołować w głowie.
Po kilku minutach wszystko zniknęło. Ból, zawroty… Zerwałam się na równe nogi i z głośnym rykiem rzuciłam się na Demetriego. Ten wyskoczył mi naprzeciw i zderzyliśmy się w połowie drogi, robiąc głośny huk, jakby zderzyły się ze sobą dwa głazy.
Runęliśmy na podłogę, robiąc w posadzce dziurę o głębokości co najmniej metra. Na twarzy Demetriego zagościł złośliwy uśmieszek, co mnie zdenerwowało. Spojrzałam na niego i po chwili zaczął się wić w agonii.
Wyskoczyłam z dziury i rozejrzałam się po sali. Ku mnie zaczęło iść czterech wampirów. Przybrałam obronną pozę, a zza moich zębów wydobył się groźny warkot. Moim umysłem ogarnęła złość i chęć zemsty.
Nie zastanawiając się nad tym co robię, podbiegłam do jednego z wampirów i oderwałam mu głowę. Za pomocą daru, podpaliłam go.
Na twarzach innych wampirów, zobaczyłam przerażenie. Uśmiechnęłam się złośliwie i zaczęłam zmierzać, ku najważniejszej osobie. Aro zaczął się cofać powolutku. Ktoś zastąpił mi drogę.
Stanęłam krok przed nim i go podpaliłam. Po sali rozszedł się nieprzyjemny zapach palonego kadzidła. W połowie drogi do władcy, czyjeś silne ramiona złapały mnie w tali.
- Dosyć, Bello - usłyszałam aksamitny baryton, tuż przy moim uchu.
Zesztywniałam. Co on do diabła tu robi?! A jeśli on tu jest, to znaczy, że… Nie! Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam wszystkich. Alice, Rosalie, Jaspera, Emmetta, Esme i Carlisle'a. W ręku doktora zauważyłam coś białego. Koperta. A więc list do niego dotarł.
- Co wy to robicie, do diabła?! - wrzasnęłam na całe gardło.
Edward wzmocnił uścisk. Gdyby to nie był on, już dawno leżałby na podłodze.
- Bello… - zaczęła Alice - Błagam! Nie rób tego. Nie chcesz taka być. Przez wiele lat się zmieniałaś. Nie niszcz tego. Jesteśmy rodziną. Nie chcemy cię stracić. Wróć do nas, Isy. Błagam!
W oczach siostry zobaczyłam wiele bólu, który uderzył w moje martwe już dawno serce. Co ja robie? Znowu zamieniam się w bestię. Przecież nie chciałam tego. Chciałam wrócić do rodziny.
- Alice! - jęknęłam - Przepraszam!
Chochlik szybko znalazł się obok mnie i mocno mnie przytulił. Odwzajemniam uścisk. Edward mnie nie puścił, co mnie trochę zdziwiło. Czyjaś kolejna para rąk się do mnie przytuliła. Rozpoznałam moją kochaną blondynkę.
Po chwili wszyscy mnie przytulili. Użyłam na wszystkich daru, więc żeńska część mojej rodziny zaczęła płakać.
Usłyszałam głośne klaśnięcie i wszyscy się odsunęli, oprócz Edwarda. Ten tylko wzmocnił uścisk, a zza jego zębów wydobył się głośny warkot. Spojrzałam na niego zszokowana, ale ten cisnął wrogie spojrzenie w stronę Ara.
- Cóż za miłe przywitanie! - powiedział z ironią - Ale to nie zmienia faktu, że ta tu wampirzyca, chciała mnie zaatakować. Musi ponieść karę.
Wyrwałam się z uścisku Edwarda.
- Coś ty powiedział?! - wrzasnęłam - A kto zabił Nairę?! Za to nie powinniście ponieść kary?! Nie zapominaj, że to ja jestem prawowitą królową was wszystkich! Wystarczy, że wypowiem jedno zdanie i stracisz całą swoją władze! W każdej chwili mogę ci ją odebrać!
- To zrób to - powiedział Kajusz.
- Wtedy, zginiesz jako pierwszy - w te słowa włożyłam tyle jadu, ile tylko się dało.
Wyprostowałam się i uniosłam do góry głowę.
- Ja, Isabella Marie Swan…
- Nie! - usłyszałam krzyk Aro.
Spojrzałam na niego z rozbawieniem i zwróciłam się w stronę rodziny.
- Możemy już iść. Nie mam tu nic do roboty - spojrzałam na Emmetta - Mógłbyś wziąć Nairę?
Wampir kiwnął głową i szybko podniósł lwicę. Wszyscy złapaliśmy się za ręce i teleportowałam nas do Forks.

----------------------------------------------------------------------
I jak :D :) Mam nadzieję, że jednak się podoba :D Proszę o szczere komentarze :) Dziękuję jeszcze raz za wszystko :***
Całuję baaaaaaardzo gorąco,
Zwariowana Natalia :*******

niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 5 "Naira"


Wampirzyca Magda już wstawiam! : D Nie zamierzam cię więcej molestować psychicznie : D
Chciałam podziękować wszystkim za wiele wejść : D Naprawdę nie sądziłam, że moje opowiadanie przypadnie wam do gustu : ) A może chcecie się tylko pośmiać z mojego żałosnego pisania :D No nie ważne : D Jakie są wasze powody, to już nie moja sprawa : D Ostatnio podałam koledze adres do bloga : D Ciekawe czy wszedł... : D Wątpię : D Kilka dni temu, żegnając się z przyjaciółką wołałam: "Teletubisie mówią PAPA!" Z moją psychiką jest niedobrze : D: D Wstawiając tego posta, oglądam KwN : D : D
Dedyk dla:
Wampirzycy Magdy :** - za to, że jesteś i komentujesz mojego bloga : D
Asi Dabkowskiej - za to, że ciągle śledzisz historię i jesteś wytrwała : )
Issie - za to, że nie znudziła ci się akcja i ciągle tu jesteś : **

TO ZAPRASZAM DO CZYTANIA!!




Przez cały tydzień świeciło słońce, więc nie chodziłyśmy do szkoły. Wolny czas spędzałyśmy z Cullenami. Przez te kilka dni wiele się zmieniło. Alice z Jasperem powiedzieli sobie wszystko i są razem. Rose i Emmett rozeznali się w swoich uczuciach i również są parą. Widzę, że są szczęśliwe i naprawdę mnie to cieszy. Nie mam im za złe tego, że spędzamy mniej czasu razem. Przecież nie ja tu jestem najważniejsza, tylko one…
Denalczycy jeszcze nie wyjechali z Forks przez co między mną, a tą wredną blondyną doszło do wielu starć. Kilka razy prawie ją zabiłam, ale zawsze ktoś mnie powstrzymywał. Jasper lub Edward. Nigdy Emmett. Osiłek zawsze pod koniec przybijał mi piątkę i mówił, że nieźle dałam jej popalić. Polubiłam go i to bardzo. Jest zawsze taki wesoły i z wszystkiego potrafi żartować…
Jest jeszcze coś… Ten wampir, który mówił, że mam wyłączone emocje… On chyba mówił prawdę. Zaczynam odczuwać więcej uczuć. Oczywiście tych pozytywnych. Pokochałam Cullenów jak własną rodzinę i… Cholera! Zakochałam się w Edwardzie! Jak to możliwe?! Znamy się zaledwie tydzień! Ale jak mówiłam, wampiry to idioci. Zakochują się szybko… Mam nadzieję, że to tylko głupie zauroczenie czy coś w tym stylu.
Miłość. Większość istot na tym świecie nie potrafi odróżnić miłości od zauroczenia lub miłości braterskiej od prawdziwej miłości do drugiej osoby. A co mi się przytrafiło? Miłość czy zauroczenie? Sądzę, że to pierwsze… Do diabła! Dlaczego? Nie chciałam, aby moje emocje się włączały! Teraz jestem jak ta blondyna, Tanya… Chociaż nie… Ja mam godność i nie prześpię się z byle kim, żeby wzbudzić w Edwardzie zazdrość… Muszę go unikać. Wtedy moje uczucie zniknie…
Potrząsnęłam głową, żeby wyrzucić te myśli z głowy. Wstałam z łóżka i poszłam do garderoby. Ubrałam się w jasne dżinsy, biało różowy sweterek, białe buty z różowym znaczkiem Nike.
Obejrzałam się w lustrze, poprawiłam włosy i zeszłam na dół. Nie zdziwiłam się, zastając w salonie Emmetta, Jaspera i… Edwarda. Usiadłam na kanapie i zaczęłam gapić się w przestrzeń. Ktoś usiadł obok mnie i bezsensownie zaczęłam się modlić, żeby to nie był Edward. Niestety… Moje modlitwy poszły w las. Wyjęłam z kieszeni telefon i zaczęłam się nim bawić.
Każdy zauważył moje zachowanie i wybuchli śmiechem, na co ja nie zareagowałam. Nagle telefon zginął z moich rąk. Zaczęłam się rozglądać i zobaczyłam, że komórka jest w rękach Emmetta.
To salonu weszła Tanya, co od razu popsuło mi humor. Posłałam jej wrogie spojrzenie i zapatrzyłam się w las, za oknem.
Czy ta wredna blondyna, musi być tam co Edward? Zastanowiłam się, czy jej obecność mnie denerwuje, dlatego, że jej nie cierpię, czy dlatego, że jestem zazdrosna o Edwarda? A może jedno i drugie? Bardzo możliwe…
Nie uważacie, że zazdrość jest bezsensowna? A w moim przypadku to już szczególnie… Nie jestem z Edwardem, a jestem o niego piekielnie zazdrosna. No, ale każdy by był na moim miejscu, gdyby widział jak jakaś dziewczyna klei się do osoby, którą się kocha.
Wstałam i bez słowa poszłam do swojego gabinetu. Zasiadłam wygodnie w fotelu i zamknęłam oczy. Przez ściany mojej „kryjówki” nie przebił się żaden dźwięk. Alice zawsze dba, żeby mój gabinet był dźwiękoszczelny.
Po kilku godzinach bez żadnego ostrzeżenia, do pokoju wszedł Edward. Wyprostowałam się w fotelu i spojrzałam na niego.
- O co chodzi, Edwardzie? - spytałam.
- Musisz ze mną iść. Napotkałem w lesie na coś dziwnego. Szukałem w różnych księgach, ale nic nie znalazłem. Dziś ponownie to zobaczyłem i sobie o tym przypomniałem. Pomożesz mi?
Wstałam z fotela i podeszłam do niego.
- Jeśli tylko zdołam, to tak - powiedziałam.
Wyszliśmy z gabinetu i pędem zbiegliśmy na dół. Powiedziałam rodzinie, że muszę coś załatwić z Edwardem i popędziliśmy przez las. Po kilku kilometrach, wampir zatrzymał się na jakiejś polanie.
To miejsce wydało mi się dziwnie znajome, ale nie wiem co spowodowało to uczucie. Edward podszedł do wielkiego drzewa i wskazał na znak wyryty w korze, a dokładniej na wściekłą lwicę z obnażonymi zębami. Już wiem skąd znam to miejsce.
- Naira - szepnęłam.
- Co? - powiedział chłopak zdziwiony - O czym ty mówisz, Bello?
Podeszłam sztywno do drzewa i dotknęłam lwicy.
- W moich czasach… Każdy człowiek po ukończeniu określonej ilości lat… spotyka zwierzę, które jest jego bratnią duszą. Najczęściej były to orły, pumy. Jednym słowem, zwierzęta silne… Legendy głosiły, że człowiek, którego bratnią duszą będzie lew… Będzie najsilniejszą osobą na świecie. Jak lew jest królem zwierząt, człowiek będzie władcą istot ludzkich. Każdego rodzaju… Wampirów, wilkołaków czy czarownic. Przez wiele tysięcy lat, nie było słychać o takim zdarzeniu. Aż do pewnego dnia… - głos mi zadrżał, a oczy zrobiły się nieprzyjemnie suche.
Edward objął mnie mocno i usiadł na ziemi, sadzając mnie sobie na kolanach.
- Bardzo dawno temu, była sobie pewna dziewczyna. Wszyscy mówili, że jest najpiękniejszą dziewczyną jaką widzieli. Ona miała wszystko gdzieś. Szukała przygód. Lubiła polować. Poruszała się jak jakiś kot… Miała dzikie ruchy. Podczas jednego z polowań… Stało się… Spotkała lwicę, która stała się jej bratnią duszą. Mogła stać się królową istot ludzkich, ale odmówiła. Włóczyła się ze swoją… hmm… towarzyszką po świecie, kiedy utraciła rodziców.
Nic więcej nie powiedziałam. Wtuliłam się mocniej w Edwarda.
- To ty byłaś tą dziewczyną. Prawda?
Potwierdziłam skinieniem głowy.
- Miałam z Nairą bardzo dobry kontakt. Wiem, że to brzmi dziwnie, ale… Kiedy było się połączonym więzią z jakimś zwierzęciem, czytało się wzajemnie w myślach. Kochałam ją. A co najdziwniejsze… Nasza więź przetrwała po mojej przemianie, a nawet się wzmocniła. Akceptowała moją nową naturę, bo utracie rodziców. Sama była taka sama. Wrogo nastawiona do wszystkich. Później razem podróżowałyśmy po świecie, razem polowałyśmy…
- Co się z nią stało? - spytał.
Wzruszyłam ramionami i zaszlochałam, chociaż się nie popłakałam. Dlaczego do cholery, wampiry nie mogą płakać?!
- Ja wyruszyłam na polowanie, bo byłam głodna, a Naira została pod jakimś drzewem. Kiedy wróciłam… Jej już nie było - załkałam.
- Cii… Już dobrze - pogłaskał mnie po plecach.
- Ten znak - wskazałam na drzewo - Sama go zrobiłam. Miało to oznaczać naszą wieczną przyjaźń. Ja stałam się nieśmiertelna… Naira również. Kiedy ja bym zginęła… ona odeszłaby wraz ze mną, ale jeśli ona zginie… ja nadal będę żyła. Nie wiem czy ona żyje. Gdyby tylko nasze czytanie w myślach nie miało żadnych ograniczeń odległości… Wiedziałabym, że grozi jej niebezpieczeństwo… Uratowałabym ją. Rozstałam się z nią w pięćsetnym roku przed naszą erą.
Spojrzałam na Edwarda.
- Czy wiesz, że jako człowiek, mieszkałam właśnie tu? W Forks? Ten znak jest tego dowodem. Te drzewo stało obok siedziby, w której mieszkałam. Wyrzeźbiłam tą lwicę, będąc człowiekiem. Nairę poznałam, kiedy miała rok, a ja szesnaście, jeśli dobrze kojarzę. Tak bardzo bym chciała wiedzieć, że ona żyje Edwardzie! - jęknęłam - Szukałam jej. Przez wiele lat, ale nic to nie dało! Nie mam pojęcia co się dzieje z Nairą!
Wampir ujął moją twarz w obie dłonie.
- Bello… - zaczął - Wiem, że za nią tęsknisz. Ale zmieńmy temat… Czy Volturi wiedzą, że jesteś prawowitą królową nas wszystkich?
Zaprzeczyłam.
- I niech się nie dowiedzą. Będą chcieli cię zniszczyć. Odebrać ci władzę.
Prychnęłam i zerwałam się na równe nogi.
- Mam gdzieś władzę, Edwardzie… Teraz wróciły wspomnienia… Nie pozbieram się, nawet z pomocą sióstr. Nie ma odwrotu… Muszę odejść. Muszę!
Wampir złapał mnie za rękę.
- Nic nie musisz! - warknął - Możesz zostać tu! Z siostrami!
Otworzyłam usta, ale zamiast odpowiedzi, wydobył się z nich krzyk. Ugięły się pode mną nogi, ale Edward mnie złapał. Poczułam silny ból, w miejscu, w którym niegdyś biło moje serce. Zaczęłam spazmatycznie łapać powietrze, jakby było mi to niezbędne do życia.
Zacisnęłam zęby i zamknęłam oczy. I wtedy zobaczyłam, wielką salę. A konkretnie salę tronową w Volterze. Jedyną rzeczą jaka przykuła moją uwagę, to warcząca wielka lwica, na samym środku sali. Otworzyłam oczy. Ból zniknął tak szybko jak się pojawił.
Zerwałam się z ziemi i nie patrząc na Edwarda, ruszyłam pędem do domu. Złość sprawiła, że jestem jeszcze szybsza niż zazwyczaj. Wpadłam do swojego pokoju jak błyskawica i zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Weszłam do garderoby i zaczęłam wyrzucać wszystkie ubrania z półek. W końcu znalazłam sejf. Wpisałam odpowiedni kod i otworzyłam metalowe drzwi. Wyjęłam czarne pudło. Wróciłam do pokoju.
Pudło położyłam na łóżku i wpisałam kolejny kod, żeby je otworzyć. Szybko się przebrałam, a włosy związałam w warkocz. Poszłam do łazienki i przejrzałam się w wielkim lustrze nad blatem.
Ubranie nic się nie zmieniło, chociaż nie nosiłam go od dwóch tysięcy lat. Składa się z dwóch skórzanych części. Czegoś w rodzaju spodenek i spódniczki razem, oraz stanika i bluzki. Sama robiłam ten komplet ze skóry geparda. Wyszłam z łazienki i zasiadłam przed biurkiem.
Z szuflady wyjęłam plik kartek, koperty i długopis. Zaczęłam pisać.
Rose i Alice,
Rosalie, jeśli nie wrócę, ty przejmiesz moje obowiązki. Zaopiekuj się Alice. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa z Emmettem. Postępuj tak, jak uważasz za stosowne.
Wybaczcie mi, że nie dotrzymałam obietnicy, związanej z waszą ciążą. Być może wtedy byłybyście w pełni szczęśliwe. Mam nadzieję, że Emmett i Jasper wypełnili jakąś pustkę w głębi was.
Jadę do Voltery. Wyjdę cało z tego starcia, to pewne, ale nie wiem czy wrócę. Na pewno pamiętacie, jak opowiadałam wam o wyłączeniu emocji… Włączyły się ponownie. Ale… być może zdarzenia, które wydarzą się we Włoszech, spowodują, że ponownie się wyłączą.
Alice, nie wariuj tak i nie sprawdzaj mojej przyszłości. Nie sprawdzaj czy wrócę. Wszystko w każdej chwili może się zmienić.
Uważajcie na wilkołaki. Nie chcę, żeby stała wam się jakakolwiek krzywda. Wybaczcie, że was zostawiam, ale nie chcę was zranić.
Proszę was… Nie! Błagam was, abyście nie próbowali jechać do Voltery! Zróbcie to dla mnie. Wszystko co tam się wydarzy… Nie możecie w tym uczestniczyć! Aro nie może dowiedzieć się o was! Będzie chciał zemsty i wtedy będzie próbował was zabić, a mnie może przy was nie być! Zróbcie to dla mnie. To jest sprawa pomiędzy mną, a Aro.
Dziękuję za te dwa tysiące lat, spędzone razem. Uratowałyście mnie. Moją duszę. Pod waszym wpływem stałam się normalnie funkcjonującą istotną, a nie wampirzycą zabijającą każdego…
Żegnajcie…
Zgięłam kartkę na dwie części i schowałam do koperty. Napisałam jeszcze imiona sióstr i położyłam ją na biurku. Usłyszałam pukanie do drzwi i swoje imię, ale to zbagatelizowałam. Zaczęłam pisać kolejny list.
Emmett i Jasper,
Dziękuję, za to, że pokochaliście moje siostry. Nie zrańcie ich, bo was znajdę… Opiekujcie się nimi. Ufam wam…
Jasper, wiem, że Alice kochasz nad życie. Bądź dla niej dobry i pilnuj jak oka w głowie. Bądź dla niej wyrozumiały i cierpliwy.
Emmett, uważaj, bo Rosalie ma humorki. Staraj się z nią nie kłócić. Nigdy dobrze nie znosiła kłótni z osobami, które kocha.
Słuchajcie… Wiem, że Alice i Rose będą cierpiały, jeśli odejdę. Bądźcie przy nich.
Nie uważajcie mnie za wrednej suki, która zostawia swoje siostry… Kocham je i to się nie zmieni, ale być może ja się zmienię… Nie chcę żeby na to patrzyły… To byłby dla nich cios poniżej pasa. Wiele wycierpiały z mojego powodu. Starczy tego.
Isabella.
Wzięłam kartkę i przez kilka minut, trzymałam długopis w powietrzu. W końcu zaczęłam pisać, to co przychodzi mi do głowy…
Edwardzie,
Wybacz mi, że nie mówię ci tego prosto w twarz. Kocham cię. Dzięki tobie moje emocje się włączyły, a były wyłączone przez wiele tysięcy lat. Chciałabym ci to powiedzieć, prosto w oczy, ale boję się twojej reakcji… Boję się odrzucenia z twojej strony…
Chcę, abyś wiedział co do ciebie czuję. Będę żyła ze świadomością, że ci to powiedziałam. Uważaj na siebie. Mimo iż będę daleko stąd, nie chcę aby coś ci się stało.
Nawet nie wiesz, jak trudno mi was opuszczać, ale Volturi mają Nairę. Pewnie dowiedzieli się o tym, że jestem prawowitą królową was wszystkich. Zemszczę się na nich. Oczywiście przeżyję, ale nie wiem jak potoczą się wypadki. Być może stanie się coś, co spowoduję wyłączenie uczuć. Wtedy nie mam po co wracać do was. Stanę się oziębła i nie wiem czy moje uczucia na nowo odżyją.
Zapamiętaj jedno… Nigdy nie zabij zwierzęcia, które jest większe niż powinno. Jego krew cię zabije. Oczywiście wątpię, aby istniały jeszcze zwierzęta, które są bratnią duszą człowieka, ale być może jeszcze jakieś są. Jeśli wypijesz jego krew, pozostanie godzina na uratowanie cię, ale nikt nie zna się na tym. Nikt oprócz mnie, ale być może ja będę daleko stąd i nie zdążę cię uratować.
Przekaż te informacje pozostałym. Powiedz im o Nairze. Muszą wiedzieć.
Wiem, że Carlisle lubi dowiadywać się nowych rzeczy o każdej istocie na świecie. Powiedz mu, że w mojej bibliotece znajdzie wszystkie informacje, jakie chciałby wiedzieć.
Kocham cię,
Isy.
Wszystkie trzy koperty położyłam na biurku i każdą zaadresowałam do właściwych osób. Weszłam jeszcze do garderoby i wzięłam długi czarny płaszcz do samej ziemi. Przewiesiłam go sobie przez ramię i zeszłam na dół.
W salonie zastałam wszystkich. Moje siostry, Cullenów, a nawet Denalczyków. Rosalie i Alice wstrzymały oddechy. Wiedzą co oznacza mój strój. Isabella Marie Swan, powróciła. Podeszłam do nich i mocno je przytuliłam. Z każdym uczyniłam tak samo, lecz najtrudniej było mi się pożegnać z Edwardem. Spojrzałam na niego z bólem w oczach.
- Bello? - odezwała się Rosalie - Czy ty wrócisz?
Zacisnęłam zęby, żeby nie zacząć krzyczeć.
- Nie wiem, Rose - wyjaśniłam - Na górze, coś dla was jest. Dla Emmetta i Jaspera również. Dla ciebie Edwardzie też. Zeszłam na dół, żeby się pożegnać - to ostatnie słowo wyszeptałam.
Alice rzuciła mi się na szyję. Użyłam na niej tego samego daru co wcześniej na Rose i chochlik wybuchł głośnym płaczem. Objęłam ją z całych sił.
- Wybacz mi Alice - wyszeptałam i teleportowałam się do Włoch.

-----------------------------------------------------------------------------
To tyle : D Mam nadzieję, że was nie zawiodłam : D Szczerze powiedziawszy, myślalam, że wyjdzie gorszy : D A ta historia z Nairą.... wymyśliłam podczas zakupów : D
Proszę o szczere komcie : D Nawet te krytyczne :) Mam nadzieję, że będzie ich dużo : D 

P.S. Jak wam się podoba nagłówek :) : D Sama robiłam : D

Całuję gorąco,
Zwariowana Natalia : D

wtorek, 16 kwietnia 2013

Rozdział 4 "Ze mną się nie zadziera!"


Z góry chciałam podziękować za te dwa tysiące wejść i komentarze :) To naprawdę wiele dla mnie znaczy :D


Dedyk dla Wampirzycy Magdy :*



Zapraszam na rodziałek :D


-----------------------------------------------------------------------------------------


Alice przewidziała, że Cullenów odwiedzi piątka wampirów o złotych oczach. Cztery wampirzyce i jeden wampir. Edward stwierdził, że są to Denalczycy z Alaski. Ich przywódczynią, jest niejaka Tanya.

Jasper nalegał, że muszę poznać ich przyjaciół. Po wielu naciskach ze strony chłopaków, zgodziłam się. Moje siostry również.
Denalczycy mają przybyć za godzinę. Według chochlika, byli w okolicy i nagle podjęli decyzję o odwiedzinach.
Wyszłam spod prysznica, owinęłam się białym, puchowym ręcznikiem i poszłam do garderoby. Założyłam czarne rurki, które podkreślają moje nogi, beżową bokserkę i tego samego kolor piętnastocentymetrowe szpilki. Stanęłam przed lustrem i stwierdziłam, że czegoś brakuje. Po chwili namysłu założyłam czarny żakiet. Wszystko byłoby idealne, gdyby nie moje mokre włosy. Szybko je wysuszyłam i zeszłam na dół.
Zostało jeszcze jakieś pół godziny do przyjazdu Denalczyków. Szczerze? To nie mam ochoty tam jechać, ale robię to ze względu na Alice. Ona chce poznawać nowe wampiry, więc dam jej taką możliwość. Przecież nie zabronię jej zawierania nowych znajomości… Nie każdy wampir jest taki jak ja… Nie każdy nienawidzi swoim pobratymców. U mnie powód jest jasny… Wampiry zabiły moich rodziców!
Pojechałyśmy za chłopakami moim samochodem. Po kilku kilometrach, skręciliśmy w leśną dróżkę. Droga wiła się jakieś dwa kilometry. W końcu wyjechaliśmy na wielką polanę. Dom Cullenów jest piękny! Ściany pomalowane na biało, a całą powierzchnię ściany pokrywa okno. Budynek ma jakieś dwieście, może więcej lat, ale niedawno został odrestaurowany. Czyjaś troskliwa ręka - mogę się założyć, że Esme - zadbała o ogródek.
Weszliśmy wszyscy do budynku. Wnętrze jest mieszanką nowoczesności i średniowiecza, co dodaje demu domowi uroku. Wszystko utrzymane jest w bieli i fiolecie. W salonie przed wielkim plazmowym telewizor stoją białe, skórzane kanapy. Przy schodach na piętro, stoi czarny fortepian.
- Kto gra? - spytałam.
- Edward - odpowiedziała z dumą Esme - Jest najlepszy z całej rodziny. A ty grasz?
Przytaknęłam.
- Gra świetnie - zapiszczała Alice.
- Może zagrasz? - spytał Edward z łobuzerskim uśmiechem.
Wzruszyłam ramionami i podeszłam do instrumentu. Usiadłam na krześle i położyłam palce na klawiszach. Już po chwili po domu rozległa się melodia. Jest to ulubiona piosenka Alice. Posłałam siostrze szeroki uśmiech.
Kiedy melodia się skończyła, płynnie przeszłam do kolejnej. Tym razem zagrałam ulubioną melodię Rosalie. Tej również posłałam szeroki uśmiech.
Usłyszałam jak jakiś samochód zwalnia i zjeżdża z asfaltowej drogi. Szybko przerwałam granie i wstałam. Ustałam przed siostrami. Wiem, zachowuję się jak nadopiekuńcza matka, ale nie potrafię inaczej. Rodziców straciłam, więc nie pozwolę, żeby ktoś odebrał mi siostry.
Po kilku minutach przed dom Cullenów zajechał jakiś samochód. Carlisle poszedł otworzyć gościom. Chwile później do salonu weszło pięć innych wampirów. Trzy blondynki, jedna brunetka i brunet. Ci ostatni są parą, co wywnioskowałam z tego, że trzymają się za ręce.
Mężczyznę rozpoznałam od razu. Elezar. Dawny sługa Aro. Odszedł bo spotkał kobietę, z którą chciał spędzić resztę życia. Jak jej było? Carmen? Tak. Więc to pewnie dla brunetki odszedł z Voltery…
Pewnie teraz zastanawiacie się skąd to wiem… Byłam kiedyś we Włoszech i odwiedziłam wielką trójcę. Użyłam daru czytania w myślach i szybko się dowiedziałam co działo się przez ostatnich kilkaset lat.
- Bello… - zaczął doktor - To jest Tanya, Irina, Katie, Carmen oraz Elezar.
Tanya okazała się piękną wampirzycą o włosach prawie pomarańczowych. Już wiem, że jej nie polubię.
- To jest Bella, Alice i Rosalie.
Wszyscy uścisnęliśmy sobie dłonie. Elezar spojrzał na mnie intensywnym wzrokiem. Zapewne próbuję odgadnąć jaki dar posiadam (on potrafi dowiedzieć się, jaki dar posiada dany wampir), ale moja tarcza go zablokowała. Po jego minie wywnioskowałam, że już wie kim jestem. Tylko ja posiadam tarczę mentalną.
- Isabella Marie Swan - wykrztusił.
Jego towarzyszki spojrzały na niego zdziwione, a potem na mnie. I tak kilka razy.
- Co? - spytała zdziwiona Tanya.
Wywróciłam oczami.
- Prawdziwa blondynka - mruknęłam - Ja jestem Isabella Marie Swan.
Wampirzyce z Alaski cofnęły się z głośnym sykiem, ale je zignorowałam.
- Elezarze… - zaczęłam - Aro był niepocieszony tym, że odszedłeś z Voltery. Byłam tam jakieś pół roku po tym jak opuściłeś zamek. Aro był naprawdę zawiedzony. Lubił cię mieć przy sobie, ze względu na twój dar. Ale rozumiem cię. Poznałeś miłość swojego życia… Każdy by tak postąpił. Jednak… - spojrzałam wampirowi prosto w oczy - Aro zastanawia się, czy nie zmusić cię, abyś dołączył do jego straży. Odkąd odszedłeś… Do jego kręgów nie dołączył żaden wampir, a bynajmniej żaden ze specyficznym darem… Jak wiesz, Aro musiałby poznać myśli wampira, żeby dowiedzieć się o jego dodatkowych umiejętnościach, ale podczas… hmm… walk, nie ma na to czasu.
Carmen zesztywniała i spojrzała z bólem na swojego ukochanego. Podeszła do niego i złapała go za rękę.
- Czy to prawda? - spytała wampirzyca, patrząc w oczy Elezarowi.
- Sądzę, że tak - odparł - Aro jest zdolny do wszystkiego.
- Nie pozwolimy na to, Elezarze - powiedziała Tanya.
Prychnęłam.
- A co niby możesz zrobić? Nawet jeśli zbierzecie całą armie wampirów, nie wygracie. Mają Jane i Aleca. No, ale nie macie co się martwić na zapas. To tylko spekulacje.
Usiadłam na fotelu i założyłam nogę na nogę. Tanya posłała mi wrogie spojrzenie - wrogie jak na nią. Skupiłam się na wampirzycy.
- Serio? - powiedziałam do niej.
- Ale co? - spytała zdziwiona.
- Nadal uważasz, że masz u Edwarda szanse, mimo tego, że przez czterdzieści lat, daje ci do zrozumienia, że nic do ciebie nie czuje? Naprawdę jesteś taką tępą blondynką?
Emmett zaczął kasłać, próbując powstrzymać się od śmiechu. Posłałam mu łagodny uśmiech i zerknęłam na Edwarda. Zobaczyłam, że jest przybity. Czyżby przeze mnie? Poczułam wyrzuty sumienia. Może nie powinnam mówić tego głośno? Odgoniłam zaraz tę myśl i spojrzałam Tanyi hardo, prosto w oczy.
- Robienie sobie nadziei jeszcze rozumiem, ale nigdy bym się nie posunęła do czegoś takiego jak ty - powiedziałam - Nie przespałabym się z pierwszym lepszym chłopakiem, żeby wzbudzić zazdrość w kimś, kto mnie nie kocha. Jednak nie powiedziałaś o tym nikomu… Pewne dlatego, że wstydzisz się tego co zrobiłaś… Nawet przed Edwardem ukryłaś swój postępek.
Tym razem Emmett nie wytrzymał i wybuchł tubalnym śmiechem, a wszyscy spojrzeli z niedowierzeniem na mnie i blondynkę. Natomiast Tanya się zdenerwowała i z głośnym warknięciem rzuciła się na mnie. Na jej nieszczęście jestem szybsza i silniejsza.
Zanim do mnie podbiegła, w wampirzym tempie wstałam z fotela. Blondyna upadła na podłogę. Podbiegłam do niej, złapałam ją za ramię i wyrzuciłam przez otwarte drzwi. Wampirzyca wpadła na pobliskie drzewo, łamiąc je swoim ciężarem.
Chciałam ją złapać, ale w ostatniej chwili czyjeś silne ramiona złapały mnie w talii. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam Edwarda. Z całej siły się od niego odepchnęłam i ruszyłam ku wampirzycy, która zdołała się już podnieść.
Uśmiechnęłam się zjadliwie i kopnęłam wampirzycę w brzuch. Tanya wyleciała w powietrze na dobre dziesięć metrów. Pobiegłam za nią i złapałam ją za gardło, jednocześnie przyciskając do ziemi. Z mojego gardła wydobył się głośny warkot.
Właśnie teraz… W takich chwilach jak ta… Staję się prawdziwą piekielną kobietą. Kiedy ktoś mi ubliża, wytrzymuję, ale jak ktoś mnie atakuje… Z tym jest gorzej… Wtedy mój instynkt się włącza i atakuję. Nie potrafię inaczej… To się dzieje samo… Ja nad tym nie panuję…
Jednak tym razem mi się udało. Oderwałam się od wampirzycy, zanim zrobiłam jej poważną krzywdę. Odwróciłam się na pięcie i wróciłam do sióstr. Nagle znalazłam się w powietrzu.
- Niezła robota, Bello! - krzyknął Emmett i obrócił mnie wokół własnej osi - Dokopałaś jej!
- Emmett! - zganiła go Esme - To nasza rodzina!
- A Bella to przyjaciółka - zaoponował.
Zesztywniałam. Spojrzałam wampirowi prosto w oczy i zauważyłam, że mówi poważnie. Wymieniłam z siostrami spojrzenia. Rosalie szeroko się uśmiechnęła, ale nie jestem pewna czy do mnie czy do Emmetta.
Dziwne… Rose zawsze jest oziębła dla wampirów, których zna krótko. Skupiłam się na siostrze i po chwili wszystko zrozumiałam. Nie wiem jakim cudem, ale… Rosalie zakochała się w Emmecie, chociaż sama jeszcze tego nie wie. Czy to możliwe? Znają się dopiero jeden dzień.
Jednak, miłość wampirów jest silniejsza od miłości ludzi i nigdy nie przemija. Daną osobę kocha się raz na całe życie. Jest się gotowym zrobić wszystko dla drugiej połówki.
Skupiłam się na osiłku i stwierdzam, że czuje to samo do mojej siostry. Wampiry są dziwne. Nie potrzeba nawet jednego dnia, żeby darzyć się bezgraniczną miłością…
W końcu moja siostra będzie w pełni szczęśliwa. Tylko najpierw, muszą się dowiedzieć o swoich uczuciach… Ja im w tym pomogę, tylko jeszcze nie wiem jak… Coś wymyślę, a jeśli nie, to nie nazywam się Isabella Marie Swan.
Nagle coś przykuło moją uwagę. A mianowicie, Jasper i Alice. Koleni zakochani! Tyle, że oni są tego świadomi. Co za wariatkowo! Znają się zaledwie kilkanaście godzin i już się kochają i są gotowi pokonywać wszelkie trudności, jakie świat postawi im na drodze. Wymienili kilka zdań między sobą i… BACH! Już są zakochani.
- Wampiry to idioci - mruknęłam sama do siebie.
- Hej! - krzyknął oburzony Emmett - Uważaj kogo nazywasz idiotami!
Spojrzałam na niego.
- Czy uważasz, że zakochanie się po jednym dniu znajomości jest normalne? - spytałam.
- No, nie - odparł - A kto się zakochał? Czyżbyś ty, Bello?
- Nie, drogi Emmecie. Zakochało się kilka osób. Ale nie będę mówiła kto… Wszyscy tu są dorośli… Rozpoznają się w swoich uczuciach. A teraz wybaczcie, ale mnie czas. Muszę coś załatwić - wymieniłam z siostrami porozumiewawcze spojrzenia, a one zrozumiały, że muszę zostać sama.
Zanim ktoś zdążył zareagować, odpaliłam silnik i odjechałam. Wyjechałam na główną drogę i docisnęłam pedał gazu.
Do domu dojechałam bardzo szybko. Wjechałam do garażu i od razu udałam się do swojego pokoju. Usiadłam na środku łóżka i zaczęłam rozmyślać.
Wszyscy mają mnie za wredną sukę, która zabija wszystkich. Ale czy to, aby nie jest prawda? Dziś prawie zabiłam tą wredną blondynkę, która sobie na to zasłużyła, ale pomińmy ten fakt. Czy aby nie jestem piekielną kobietą? Zabiłam przecież setki wampirów, również tych, którzy sobie na to nie zasłużyli.
Jestem do niczego. Potrafię tylko zabijać. Dziś się zdenerwowałam i prawie zabiłam siostry oraz Cullenów. Wampir, którego kiedyś spotkałam, powiedział, że poprzez śmierć rodziców, wiele wycierpiałam i wyłączyły mi się emocje, a jedyne co może je całkowicie włączyć, to miłość. Ale nie taka miłość, jakimi darzę siostry… Prawdziwa miłość. Tylko muszę być tego świadoma, a nie tak jak Rosalie i Emmett. Kiedy ten ów wampir skończył swoją gadkę, zginął z moich rąk.
A może dlatego jestem taka oschła dla obcych wampirów? Może boję się, że kogoś pokocham i powróci cierpienie po stracie rodziców. Ale skoro mam wyłączone emocje, to dlaczego pokochałam siostry? Dlaczego polubiłam Jaspera? To wszystko nie trzyma się kupy… Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi…

----------------------------------------------------------------------------------------



I jak? Podoba się? :) Proszę o szczere komentarze :) Im więcej tym lepiej :D A na koniec obrazek :)


środa, 10 kwietnia 2013

Rozdział 3 "Nauka"

Spojrzałam na zegarek. Siódma. Pora zaczynać nauki. Podniosłam się z łóżka i poszłam do garderoby. Wzięłam czarne leginsy, białą koszulkę, szarą bluzę do połowy uda i białe adidasy za kostki. Włosy związałam w koński ogon i zeszłam wolnym krokiem na dół. Skierowałam się do gabinetu i z szafki biurka wyjęłam małą szkatułkę z jasnego drewna.
Zawartość szkatułki wzięłam do ręki i poszłam do salonu. Zastałam tam wszystkich. A mówiąc wszystkich, mam na myśli swoje siostry i każdego z Cullenów. Małą buteleczkę rzuciłam Jasperowi. Odruchowo ją złapał i zaczął obracać w palcach, przyglądając się temu dziwnie.
- Co to? - spytał po chwili.
- Mieszanina ziół. Wypij to i bez gadania. Ja idę zrobić trochę miejsca na zewnątrz.
Wyszłam z domu i spojrzałam na las, który chwile później zaczął płonąć… Skupiłam się, żeby ogień nie wymknął mi się spod kontroli. Po wypaleniu kilkudziesięciu drzew, postanowiłam ugasić ogień. Powstał silny wiatr i zaczął padać potężny deszcz. Nie minęło kilka minut, a po wielkich płomieniach, nie zostało nawet śladu.
Odwróciłam się na pięcie i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że wszyscy stoją na zewnątrz, oprócz Jaspera i moich sióstr.
- To było fascynujące - odparł Carlisle.
- Dziękuję.
Z salonu doszedł mnie głośny krzyk Jaspera. Zaczęło się. Cullenowie szybko zniknęli w środku, a ja wolno poszłam za nimi. W salonie zobaczyłam leżącego Jaspera i pochylającego się nad nim Carlisle'a.
- Przejdź, Carlisle - doktor mnie posłuchał, a ja zwróciłam się do Alice - Wiesz co masz robić?
Wampirzyca skinęła głową i niczym błyskawica wyleciała z salonu. Pomogłam Jasperowi wstać i razem wyszliśmy na zewnątrz. Złapałam blondyna za ramiona i spojrzałam prosto w oczy.
- Wiem, że czujesz niewyobrażalne pragnienie - zaczęłam - Ale to siedzi w twojej głowie.
Dołączyła do nas Alice z przenośną turystyczną lodówką. Otworzyła ją i wyjęła jeden worek z czerwonym płynem w środku. Rosalie podała jej szklankę i chochlik przelał zawartość torebki do naczynia. Dotarł do mnie zapach ludzkiej krwi i do Jaspera również.
Blondyn padł na kolana i zarył paznokciami i o ziemię, pozostawiając głębokie ślady.
- Weźcie to stąd! - warknął Emmett.
Spojrzałam na niego wilkiem.
- To dla jego dobra! Musi teraz cierpieć, aby później żyć normalnie!
- Dla jego dobra?! - oburzył się - Katowanie go ma być dla jego dobra?!
Chciałam coś powiedzieć, ale w tej samej chwili, Jazz zerwał się na równe nogi i ruszył w kierunku Alice. Szybko zastąpiłam mu drogę i kopnęłam w brzuch. Wampir wyleciał na kilkadziesiąt metrów. Podbiegłam do niego szybko.
- Majorze Whitlock, dasz radę. Wierzę w to. Skup się na czymś innym. Pomyśl, że ta krew może należeć do kogoś kogo kochasz. Na pewno nie chciałbyś tej osoby skrzywdzić. Nie skupiaj się na krwi. Wiem, że twoje pragnienie jest ogromne, ale to tylko siedzi w twojej głowie. Pomyśl o czymś przyjemnym. Na pewno dasz radę. Ja to wiem.
- Pragnienie jest zbyt silne, Bello! - krzyknął - Ta mieszanina spowodowała, że myślę tylko o krwi. Tylko o krwi! O niczym innym!
- Wiem to, Jazz. Ale pomyśl tylko… Teraz trochę pocierpisz, ale za kilka dni normalnie pójdziesz do szkoły i nie będziesz musiał się pilnować. Twoje życie może stać się w końcu normalne. Oczywiście jeśli chcesz, możemy przestać.
- Nie. Dam radę.
Spojrzałam znacząco na Rosalie, a ta pokiwała głową. Jasper odskoczył ode mnie jak oparzony, ale ja zaczęłam iść w jego stronę. Moja siostra sprawiła, że jego oczami wyglądam teraz jak człowiek, płynie we mnie słodka krew i bije serce.
- Bello! - jęknął - Odejdź. Nie chcę cię skrzywdzić.
Nie posłuchałam. Zrobiłam jeszcze kilka kroków w jego stronę i wytworzyłam tarczę fizyczną, obejmującą naszą dwójkę. Uniemożliwiłam tym Jasperowi ruchy. Z każdym kolejnym krokiem, tarcza robi się mniejsza. W końcu stanęłam przed wampirem. Ten chciał uciec, ale tarcza mu na to nie pozwoliła.
Wytworzyłam wiatr, który zawiał w stronę Jaspera. Blondyn warknął głośno.
- Błagam, Bello! Przestań! To nie do wytrzymania!
- Jazz… - zaczęłam łagodnie - Musisz. Nie pozwolę, aby mój przyjaciel każdego dnia cierpiał. Dopiero po opanowaniu w pełni samokontroli, zobaczysz co to znaczy wieść normalne życie, bez powstrzymywania się.
Blondyn przez kilka minut patrzył mi prosto w oczy, a po chwili uśmiechnął się szeroko.
- Nie skrzywdzę cię, Isy - odparł.
Wzmocniłam powiew powietrza, skierowany wprost na Jaspera, ale ten ani drgnął. Uśmiechnęłam się i opuściłam tarczę. Spojrzałam znacząco na Rosalie, a ta zrezygnowała ze swojego daru. Alice niczym błyskawica znalazła się obok nas ze szklanką w ręku. Jasper natychmiast zareagował. Rzucił się na moją siostrę, przewracając ją i wylewając zawartość szklanki.
Złapałam Jaspera za ramię i pociągnęłam, jednocześnie wyrzucając na kilka metrów.
- Na dziś koniec! - warknęłam - Nic dziś nie wskóram. Idę się przejść.
Weszłam do lasu i wolnym krokiem ruszyłam przed siebie. Po kilku kilometrach znalazłam ładną polanę. Idealnie okrągłą. Usiadłam po samym środku i zamknęłam oczy. Zaczęłam napawać się ciszą, którą chwile później przerwał odgłos biegu wampira. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Edwarda.
- Cześć - powiedziałam.
Położyłam się na trawie, a ręce położyłam nad głową.
- Jasper myśli, że jest beznadziejny, bo nie może opanować pragnienia. Ciągle ćwiczy z twoimi siostrami, ale nie idzie im tak dobrze jak tobie.
- Mi wcale nie poszło dobrze - zaprotestowałam - To, że opanował się, przed zabiciem mnie, to nic. Ale i tak nie wytrzymał, kiedy zobaczył krew. Będę musiała zastosować inne środki.
- Inne, czyli jakie?
Westchnęłam głośno.
- Tego jeszcze nie wiem, ale na pewno coś wymyślę. Oczywiście mogę zastosować hipnozę, ale chcę, aby Jasper sam się tego nauczył. To mu jakoś pomoże. I niech się nie obwinia, że idzie mu beznadziejnie. Przez wiele lat pił ludzką krew, więc nie dziwię mu się, że ma takie trudności z samokontrolą.
- Dlaczego chcesz mu pomóc? - spytał Edward.
Otworzyłam oczy i usiadłam. Wampir podszedł do mnie i usiadł na trawie.
- Jasper jest był i nadal jest moim przyjacielem. Nie chcę, żeby się męczył.
- No, proszę… - zaśmiał się - Słynna Isabella Marie Swan się o kogoś troszczy.
Uśmiechnęłam się szeroko, pokazując rząd białych i prostych zębów.
- Myślicie, że jestem jakąś wredną suką, która zabija każdego wampira, którego spotka na swojej drodze. Zabiłam dużo wampirów. Nie przeczę. Ale dbam o swoją rodzinę i przyjaciół. A Jasper jest moim przyjacielem. Nigdy wam o mnie nie mówił?
- Nie - zaprzeczył - Czasem myślał o pewnej wampirzycy, dzięki której jest jaki jest, ale nigdy nie wspominał jej wyglądu i imienia. Zawsze starałem się dowiedzieć o kim myślał, ale mówił tylko, że to stara przyjaciółka.
Zamyślił się na moment, a później wybuchł śmiechem.
- Co cię tak bawi? - spytałam.
- Przypomniało mi się pewne zdarzenie. Jakieś dziesięć lat temu, Emmett powiedział, że chciałby cię spotkać i się z tobą zmierzyć. Na to nasz Jazz warknął i zaczął się wydzierać, że jest debilem, kretynem, idiotą i tym podobne. Dziwiłem się czemu. Teraz już wiem.
- Nie ocenia się ludzi po pozorach, Edwardzie - powiedziałam, uśmiechając się blado.
- Ale nie uważasz, że to nie są pozory? - powiedział poważniejąc - Nie było miesiąca, żeby nie było słychać o zabójstwie jakiegoś wampira, poprzez ciebie. Zasłużyłaś sobie na taką opinię.
Spojrzałam na niego spode łba.
- To na jaką opinię sobie zasługuję, a jaką mam to dwie inne sprawy. Wracam do Jaspera, bo zaraz komuś stanie się krzywda.
Wstałam i w błyskawicznym tempie ruszyłam przed siebie. Po kilku minutach, wyskoczyłam z lasu na polanę przed domem. Zauważyłam, że Jasper siedzi na ziemi i z całych sił stara się nie wypić krwi ze szklanki, którą ciągle trzyma Alice. Zaczęłam się temu przyglądać. Twarz blondyna wykrzywił grymas i rzucił się w stronę Alice. Rosalie złapała go w pasie i wyrzuciła w powietrze. Jasper padł na ziemię z głośnym łomotem.
Podeszłam do trójki i uśmiechnęłam się blado do przyjaciela.
- Musimy zastosować inną taktykę.
Z lasu wyskoczył Edward i dołączył do rodziny, siedzącej na schodkach werandy.
- Jaką? - spytał Jazz.
- Chodź.
Wszyscy ruszyli za mną. Skierowaliśmy się do pokoju Jaspera. Podeszłam do blondyna i położyłam mu ręce na ramionach. Spojrzałam prosto w oczy i poczułam jak moje własne zakrywa przezroczysta warstwa.
- Wyjdźcie wszyscy - powiedziałam, odrywając wzrok od blondyna.
Nikt się nie sprzeciwił. Po kilku sekundach zostałam tylko z Jasperem. Ponownie spojrzałam mu głęboko w oczy.
- Wybacz, ale muszę to zrobić - powiedziałam - Od tej chwili jedynym zapachem, który czujesz, to zapach krwi. Nic poza ludzką krwią. Tylko to czujesz.
Gdy tylko skończyłam mówić, przezroczysta warstwa zniknęła, a mój przyjaciel zamrugał gwałtownie i wstrzymał oddech. Posłałam mu współczujące spojrzenie i wyszłam, zostawiając go tam samego.
Zeszłam na dół i usiadłam w salonie, wraz z siostrami i resztą Cullenów. Na górze, a dokładniej w pokoju Jaspera, rozległ się głośny trzask. Jego rodzina wstała i pędem ruszyli w stronę pokoju wampira. Szybkim ruchem zastąpiłam im drogę.
- Nie idźcie tam - powiedziałam - Musi zostać sam.
- Bello, co mu zrobiłaś? - spytała z zaniepokojeniem Esme.
- Zahipnotyzowałam - wyjaśniłam - Czuje tylko zapach ludzkiej krwi. Nic więcej. Wiem, że to są dla niego tortury, ale inaczej się nie da. Za kilka dni przestanie mu to przeszkadzać. Będzie mógł żyć normalnie. Nie będzie musiał się zadręczać. Zaufajcie mi.
- Może oszalałem… - zaczął Emmett - Ale ci zaufam. Kto pomyślał… ufać Isabelli Marie Swan.
Zaśmiałam się.
- Zobaczysz… nie jestem taka za jaką mnie mają.
- Już to widzę - uśmiechnął się łobuzersko - Skoro taka nie jesteś, to czemu torturujesz mojego brata?
Na moje usta wkroczył złośliwy uśmieszek. Dawno z nikim nie żartowałam. Coś czuję, że bardzo polubię Emmetta. Podeszłam do wampira.
- Wiesz… tortury to moje hobby - powiedziałam żartobliwie.
Osiłek udał przerażenie i po chwili zaczął się śmiać, ale zaraz przestał, bo usłyszeliśmy bardzo głośny krzyk Jaspera. Po chwili blondyn znalazł się w salonie i spojrzał na mnie błagalnie.
- Błagam! Przestań! - jęknął - Ja nie wytrzymam!
Spojrzałam na niego smutno.
- Wybacz. Nie mogę tego zrobić. To dla twojego dobra. Obiecałam, że ci pomogę i tak zrobię.
Poczułam straszny gniew, spowodowany tym, że nie mogę w normalny sposób pomóc przyjacielowi, tylko skazuję go na tortury.
Isabella Marie Swan jest zbyt dumna, żeby po prostu zastosować hipnozę! Musi się pochwalić przed wszystkimi, że potrafi komuś pomóc! Jestem egoistką!
Odwróciłam się szybko i zacisnęłam dłonie w pięści. Zamknęłam oczy, żeby nikt nie widział co się ze mną dzieje. Otóż gdy jestem zła, poprzez mój dar, moje oczy się zmieniają. Wygląda to tak, jakby płonęły w nich ognie. Z tego co mówiły moje siostry, dopiero wtedy wyglądam na naprawdę groźną, ale to nie wszystko… Mogę coś podpalić. I nie ważne czy to przedmiot czy człowiek… Wzięłam kilka głębokich wdechów, lecz to nie pomogło.
Wypadłam na zewnątrz i otworzyłam oczy. Las natychmiast zapłonął.
- Bello! - usłyszałam krzyk Alice - Proszę, uspokój się! Błagam cię, Bello!
- Co się dzieje? - odezwał się Carlisle.
- Bella musiała wpaść w złość. Kiedy tak jest, jej oczy płoną i wszystko na co spojrzy, płonie. Czasem trudno zapanować nad nią. Nigdy do niej nie podchodzimy, bo możemy zginąć.
Ogarnęła mnie jeszcze większa złość. Ile to już razy wpadałam w gniew? Ile razy narażałam siostry na niebezpieczeństwo? Dlaczego do cholery nie potrafię tego opanować?! Dlaczego?!
Płomienie wystrzeliły do góry. Nagle poczułam silne ramiona obejmujące mnie w talii. Zamknęłam oczy i zaczęłam się szarpać, lecz na marne.
- Spokojnie, Bello - powiedział Jasper, tuż przy moim uchu - Uspokój się.
Zaraz, zaraz… Jak Jasper dał radę mnie złapać, skoro czuje zapach ludzkiej krwi? Gniew minął momentalnie, więc otworzyłam oczy. Spojrzałam na las i zamarłam. Wypaliłam kilkaset drzew. Wyplątałam się z objęć wampira i skupiłam się na ugaszaniu ognia. Nie ma co… Zanim ten las się odbuduje, miną wieki. Dobra, później się tym zajmę…
- Musimy porozmawiać - oznajmiłam i pociągnęłam Jaspera za sobą w las.
Szybko znalazłam tą polankę, na której byłam wcześniej. Usiedliśmy na samym środku łąki. Spojrzałam Jasperowi w oczy.
- O czym myślisz? - spytałam.
- Zastanawiam się o czym chcesz ze mną rozmawiać - wyjaśnił bez chwili namysłu.
- O czym jeszcze?
- Do czego dążysz, Isy? - zdziwił się.
Obdarzyłam przyjaciela szerokim uśmiechem.
- Nie spodziewałam się, że tak szybko pójdzie, ale… moje gratulacje. Nie będę cię już torturowała. Zakończyłeś właśnie naukę samokontroli.
Wampir się zdziwił, a później wciągnął gwałtownie powietrze. Spojrzałam mu w oczy i poczułam jak moje własne, zakrywa niewidzialna powierzchnia.
- Nie czujesz już zapachu krwi - zaczęłam i postanowiłam mu trochę pomóc - Twoja samokontrola jest już opanowana. Ludzka krew ci nie przeszkadza…
Jasper drgnął, a z moich oczu zniknęła niewidzialna warstwa.
- Dziękuję, Bello - powiedział.
- Nie ma za co. W końcu jesteś moim przyjacielem.
Wstałam szybko i razem wróciliśmy do pozostałych. Jasper wszedł do domu, żeby poinformować wszystkich, że już ma opanowaną samokontrolę, a ja usiadłam na trawie. Wbiłam palce w ziemię i zamknęłam oczy.
Zaczęłam skupiać się na otaczającym mnie lesie. Usłyszałam miliony szelestów, odgłosy rozrywającej się ziemi, pod wpływem wzrostu drzew.
Po pół godzinie otworzyłam oczy i szeroko się uśmiechnęłam. Las wygląda dokładnie tak, jak przed moim napadem złości. Wstałam z ziemi i otrzepałam spodnie. Odwróciłam się na pięcie i weszłam do domu.
W salonie, Emmett pogrążył się w rozmowie z Rose, Jasper z Alice, a Edward zajął się oglądaniem telewizji. Zdziwiło mnie, że nie ma doktora i jego żony, ale najwyraźniej tak się zajęłam odbudowywaniem lasu, że nie zauważyłam, kiedy pojechali.
Nagle oczy Alice zaszły mgłą, ale już po chwili na jej twarz wkroczył szeroki uśmiech.
- Będziecie mieli gości - oznajmiła.

-------------------------------------------------------------------
No to jest i rozdział trzeci :D mam nadzieję, że się podoba, bo mi nie :( Jak zwykle spaprałam sprawę! A miałam się postarać :( Ehh... Postaram się z następnym rozdziałem :D
Jak myślicie? Kto jest tymi tajemniczymi gośćmi? Powiem, że piątka wampirów :) W tym dziewczyna, która jest zakochana w naszej wiewiórce :D Tzn. w Edwardzie :)
No to proszę was o szczere komentarze :D I żeby ich było jak najwięcej :)

Buziole kochani! :*