Wylądowałam w jakimś zaułku, na placu Voltery. Idealnie. Nie zamierzam tak od razu atakować. O nie! Jak zawsze, niejaka Heidi, wabi turystów i idzie „zwiedzać” pałac. Tam trafiają do sali tronowej, ale już nie wracają. Tak też, trzeba w tym przeszkodzić.
Założyłam płaszcz i naciągnęłam kaptur na głowę. Wyszłam z zaułka i skierowałam się w stronę głównego placu. Napotkałam wielu ludzi, ale nie to jest moim celem. Zaczęłam wypatrywać kobiety, skrywającej się w cieniu. Nikogo takiego nie zauważyłam.
Ruszyłam w kierunki pałacu. Wszyscy zaczęli mi się przyglądać, ale ich zignorowałam. Przy wejściu próbował mnie zatrzymać jakiś wampir, ale szybko go zabiłam i podpaliłam.
Zrzuciłam płaszcz na podłogę i zaczęłam iść w kierunku sali tronowej. Zdziwiło mnie to, że nikogo nie zastałam. No może oprócz jakieś ludzkiej dziewczyny, robiącej za sekretarkę. Próbowała coś powiedzieć, ale powstrzymałam ja groźnym spojrzeniem.
Doszłam do celu swojej podróży i pchnęłam wielkie drzwi. Zatrzymałam się gwałtownie. Nikogo nie ma. Cholera! Teleportacja musiała trwać jakiś czas, a oni gdzieś poszli! I wzięli Nairę!
Westchnęłam głośno i usiadłam na tronie Aro. Na miejscu władcy. Chociaż tak naprawdę to ja powinnam rządzić… Nie ważne.
Zaczęłam rozmyślać o Edwardzie. Czy przeczytał mój list? Jak zareagował? Czy już mnie nienawidzi? Myślenie o nim sprawiło mi ból. Być może nigdy więcej go już nie zobaczę. Nigdy nie usłyszę jego głosu. Nie ujrzę jego uśmiechu. Mam tylko nadzieję, że będzie szczęśliwy.
A co z moimi siostrami? Czy bardzo się załamały? Czy już mnie nienawidzą za to, że je zostawiłam?
Na wspomnienia o rodzinie, oczy zrobiły mi się nieprzyjemnie suche i zaczęły piec.
Czy stanie się coś takiego, że wyłączą się emocję, kolejny raz? Mam nadzieję, że jednak się nie wyłączą, niezależnie od tego co się wydarzy. Wtedy wrócę do rodziny. Do sióstr. Znowu będę mogła je przytulić, chronić przed wszystkimi. Znowu będę mogła wygłupiać się z Emmettem podczas polowań.
Właśnie teraz, uświadomiłam sobie, że Cullenowie są moją rodziną. Esme jest dla mnie jak rodzona matka. Jest ciepła, miła i troskliwa. Nie ma możliwości, że ktoś mógłby jej nie pokochać. Sama ją pokochałam, mimo wyłączonych uczuć.
A Carlisle? Zawsze opanowany, może być wzorem dla innych. Jest wzorem dla mnie. Nigdy nie skrzywdziłby człowieka, co więcej… przez wiele lat walczył sam ze sobą, aby teraz móc leczyć innych. Dzięki niemu wiele osób żyje.
Jak można ich nie pokochać? Każdego z osobna. Esme za jej wielkie serce, za jego ojcowskie rady, Emmetta za jego wygłupy, Jaspera za jego spokój i szczerość, Edwarda za… za całokształt.
Pokochałam ich wszystkich całym sercem zostawiając jedynie nędzne listy. Zaczęłam żałować, że nie napisałam listów dla Esme i Carlisle'a. Postanowiłam to szybko nadrobić.
W błyskawicznym tempie wybiegłam z sali i podeszłam do sekretarki. Poprosiłam o kartki, długopis i koperty. Zaskoczona mi je wręczyła. Wróciłam do sali tronowej i tym razem nie zasiadłam na tronie. Usiadłam przy stoliku, stojącym w kącie. Wzięłam do ręki długopis i zaczęłam pisać.
Carlisle i Esme,
Chciałam wam podziękować za wszystko. Za to, że zaakceptowaliście mnie taką, jaka jestem. Że zaakceptowaliście moje wady.
Jesteście dla mnie jak rodzice, których straciłam dawno temu. Bardzo wam za to dziękuję. Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy.
Ten ostatni tydzień, był najlepszym tygodniem w moim życiu, bo zyskałam nową rodzinę, którą wy mi stworzyliście.
Proszę was, abyście zadbali o moje siostry i mieli cierpliwość do Alice. Jestem już w Volterze i stąd wysyłam wam list. Niestety nie mogę zakończyć mojego zadania, ponieważ nikogo tu nie ma oprócz jakiejś nędznej ludzkiej sekretarki.
Ten list, jest oznaką tego, że żyję i mam się dobrze. Mam nadzieję, że nie szukacie mnie i jesteście nadal w Forks. Przeproście jeszcze raz moje siostry. Przekażcie wszystkim, że bardzo ich kocham.
Piszę to z bólem. Właśnie sobie uświadomiłam, że zyskałam nową rodzinę i właśnie ją straciłam. Nawet nie wiecie jak za wami tęsknię, chociaż minęło tak mało czasu.
Jak już mówiłam, nie wiem czy wrócę. Nie chcę was krzywdzić, bo być może się zmienię na gorsze.
Dziękuję za wszystko,
Isabella Marie Swan.
Skupiłam się na liście i po chwili on zniknął. Mam nadzieję, że trafił wprost do rąk doktora. Wróciłam na tron i usiadłam wygodnie.
Minęło kilka dni od mojego przybycia, a Volturi ciągle się nie zjawili. Po chwili, w oddali usłyszałam kroki. Kroki wampirów. A więc przybyli. W końcu. Na mojej twarzy zagościł złośliwy uśmieszek. Wyprostowałam się i założyłam nogę na nogę. Zaczęłam nasłuchiwać. Ta sama ludzka dziewczyna, która próbowała mnie powstrzymać, powiadomiła wielką trójcę, że mają gościa.
Wielkie drzwi się otworzyły i stanął w nich Aro, Kajusz i Marek. W ich oczach zobaczyłam przerażenie. Zza Ara wyłoniła się brązowa lwica. Spojrzała na mnie ze złością, ale ja się tylko uśmiechnęłam.
Co ty tu robisz do cholery?! - warknęła w myślach.
Gdzie się podział nasz ojczysty język, Nairo? - przekazałam jej telepatycznie.
Lwica wywróciła oczami.
Poszedł w las.
Nagle Naira runęła na ziemię i głośno na kogoś warknęła. Podążyłam za jej wzrokiem i ujrzałam śliczną blondynkę. Jane! Ta dziwka torturuje Nairę!
Nie zastanawiając się nad tym co robię, stanęłam za blondynką i złapałam ją za gardło. Zacisnęłam mocniej palce i usłyszałam dźwięk pękającego metalu. Jane krzyknęła, ale ja tylko wzmocniłam uścisk.
Aro rozłożył ręce i chciał podejść, ale powstrzymałam go głośnym warknięciem.
- Isabello - powiedział - Możemy porozmawiać spokojnie.
- Nie sądzę - syknęłam.
Ktoś złapał mnie w pasie, w żelaznym uścisku i pociągnął do tyłu. Puściłam Jane i zaczęłam się szarpać i wić, ale ten ktoś jest silniejszy. Spojrzałam przez ramię i rozpoznałam Felixa. Otoczyłam swoje ciało elektryczną powłoką i wampir padł na podłogę z krzykiem.
Demetri powalił Nairę, która zdążyła już wstać i ścisnął ja w pasie. Lwica zawyła w agonii. Podbiegłam do nich i złapałam wampira za ramię, jednocześnie wyrzucając w powietrze. Walnął o pobliską ścianę, robiąc w niej wielką dziurę.
Naira upadła, robiąc tym ogromny hałas. Przestraszyłam się. Zobaczyłam, że krwawi. Ukucnęłam obok niej i dotknęłam ręką jej rany. Warknęła cicho. Spojrzałam na trójcę.
- Zabieram ją - powiedziałam.
- Nie możesz - zaprotestował Aro - Ona przynależy do straży.
W błyskawicznym tempie wstałam i rzuciłam się na wampira. Przygwoździłam go do podłogi i wydałam z siebie głośny syk. Nie zdążyłam nic więcej zrobić, bo ponownie zostałam odciągnięta w tył. Postanowiłam nie używać żadnych darów, lecz postawić na walkę wręcz.
Okazało się, że to ponownie Felix. Zaczęłam się szamotać i w końcu się wydostałam z jego silnego uścisku. Kopnęłam go z pół obrotu i wampir padł na podłogę. Złapałam go za rękę i wyrzuciłam w powietrze. Wpadł na jakiegoś wampira i obydwoje się przewrócili.
Rzuciło się na mnie z dziesięciu wampirów i przygwoździli mnie do ziemi. Zaczęłam się szamotać i wyrywać, lecz oni byli za silni. Złamałam moje postanowienie o używaniu darów, kiedy usłyszałam wycie Nairy.
Poraziłam wszystkich prądem i zerwałam się na równe nogi. Moją twarz wykrzywiło przerażenie, a z ust wydobył się głośny krzyk. Demetri złapał Nairę za szyję i mocno ją ścisnął. W ułamku sekundy, znalazłam się przy wampirze i zepchnęłam go z lwicy, niestety za późno.
Oczy lwicy zaczęłam przygasać. Złapałam ją za pysk i zaczęłam nim potrząsać, jakby to mogło pomóc. Po chwili oczy Nairy całkowicie zgasły. Krzyknęłam, a mój krzyk odbił się echem od ścian.
Wtuliłam się w brązowe futro lwicy, a moim ciałem wstrząsnął szloch, lecz z oczu nie wydobyły się łzy. Poczułam ogromny ból, w miejscu, w którym niegdyś biło moje serce. Jeszcze większy, niż w lesie, kilka dni temu.
Odsunęłam się od Nairy i ukucnęłam. Zacisnęłam mocniej powieki. Poczułam jakby cała sala zaczęła wirować, lecz to mi, niewiadomo dlaczego, zaczęło się kołować w głowie.
Po kilku minutach wszystko zniknęło. Ból, zawroty… Zerwałam się na równe nogi i z głośnym rykiem rzuciłam się na Demetriego. Ten wyskoczył mi naprzeciw i zderzyliśmy się w połowie drogi, robiąc głośny huk, jakby zderzyły się ze sobą dwa głazy.
Runęliśmy na podłogę, robiąc w posadzce dziurę o głębokości co najmniej metra. Na twarzy Demetriego zagościł złośliwy uśmieszek, co mnie zdenerwowało. Spojrzałam na niego i po chwili zaczął się wić w agonii.
Wyskoczyłam z dziury i rozejrzałam się po sali. Ku mnie zaczęło iść czterech wampirów. Przybrałam obronną pozę, a zza moich zębów wydobył się groźny warkot. Moim umysłem ogarnęła złość i chęć zemsty.
Nie zastanawiając się nad tym co robię, podbiegłam do jednego z wampirów i oderwałam mu głowę. Za pomocą daru, podpaliłam go.
Na twarzach innych wampirów, zobaczyłam przerażenie. Uśmiechnęłam się złośliwie i zaczęłam zmierzać, ku najważniejszej osobie. Aro zaczął się cofać powolutku. Ktoś zastąpił mi drogę.
Stanęłam krok przed nim i go podpaliłam. Po sali rozszedł się nieprzyjemny zapach palonego kadzidła. W połowie drogi do władcy, czyjeś silne ramiona złapały mnie w tali.
- Dosyć, Bello - usłyszałam aksamitny baryton, tuż przy moim uchu.
Zesztywniałam. Co on do diabła tu robi?! A jeśli on tu jest, to znaczy, że… Nie! Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam wszystkich. Alice, Rosalie, Jaspera, Emmetta, Esme i Carlisle'a. W ręku doktora zauważyłam coś białego. Koperta. A więc list do niego dotarł.
- Co wy to robicie, do diabła?! - wrzasnęłam na całe gardło.
Edward wzmocnił uścisk. Gdyby to nie był on, już dawno leżałby na podłodze.
- Bello… - zaczęła Alice - Błagam! Nie rób tego. Nie chcesz taka być. Przez wiele lat się zmieniałaś. Nie niszcz tego. Jesteśmy rodziną. Nie chcemy cię stracić. Wróć do nas, Isy. Błagam!
W oczach siostry zobaczyłam wiele bólu, który uderzył w moje martwe już dawno serce. Co ja robie? Znowu zamieniam się w bestię. Przecież nie chciałam tego. Chciałam wrócić do rodziny.
- Alice! - jęknęłam - Przepraszam!
Chochlik szybko znalazł się obok mnie i mocno mnie przytulił. Odwzajemniam uścisk. Edward mnie nie puścił, co mnie trochę zdziwiło. Czyjaś kolejna para rąk się do mnie przytuliła. Rozpoznałam moją kochaną blondynkę.
Po chwili wszyscy mnie przytulili. Użyłam na wszystkich daru, więc żeńska część mojej rodziny zaczęła płakać.
Usłyszałam głośne klaśnięcie i wszyscy się odsunęli, oprócz Edwarda. Ten tylko wzmocnił uścisk, a zza jego zębów wydobył się głośny warkot. Spojrzałam na niego zszokowana, ale ten cisnął wrogie spojrzenie w stronę Ara.
- Cóż za miłe przywitanie! - powiedział z ironią - Ale to nie zmienia faktu, że ta tu wampirzyca, chciała mnie zaatakować. Musi ponieść karę.
Wyrwałam się z uścisku Edwarda.
- Coś ty powiedział?! - wrzasnęłam - A kto zabił Nairę?! Za to nie powinniście ponieść kary?! Nie zapominaj, że to ja jestem prawowitą królową was wszystkich! Wystarczy, że wypowiem jedno zdanie i stracisz całą swoją władze! W każdej chwili mogę ci ją odebrać!
- To zrób to - powiedział Kajusz.
- Wtedy, zginiesz jako pierwszy - w te słowa włożyłam tyle jadu, ile tylko się dało.
Wyprostowałam się i uniosłam do góry głowę.
- Ja, Isabella Marie Swan…
- Nie! - usłyszałam krzyk Aro.
Spojrzałam na niego z rozbawieniem i zwróciłam się w stronę rodziny.
- Możemy już iść. Nie mam tu nic do roboty - spojrzałam na Emmetta - Mógłbyś wziąć Nairę?
Wampir kiwnął głową i szybko podniósł lwicę. Wszyscy złapaliśmy się za ręce i teleportowałam nas do Forks.
----------------------------------------------------------------------
I jak :D :) Mam nadzieję, że jednak się podoba :D Proszę o szczere komentarze :) Dziękuję jeszcze raz za wszystko :***
Całuję baaaaaaardzo gorąco,
Zwariowana Natalia :*******
Iiiiiip znowu mam dedyka! Tralalala elele! Rozdział dłuuugi i zajebisty xD No wiesz ja wchodzę na neta przed szkołą.
OdpowiedzUsuńWOW!! NN jest świetne, ta walka i pojawienie się Cullenów SUPER!! :) Pozdrawiam:D
OdpowiedzUsuńOMG!!Rozdział jest" The Best " bo co innego pisać. ZSZOKOWAŁAŚ MNIE TYM ROZDZIAŁEM NIESPODZIEWAŁAM SIĘ ŚMIERCI PTAKA:(JEDNKAK NAUCZKA DLA ARO I JEGO BRACI POWINNA BYĆ!!!!!Pozdrawiam i życzę weny w pisaniu kolejnych rozdziałów:) Z niecierpliwością czekam na kolejny:) Pozdrówki
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Piszesz świetnie, a ta akcja w Volterze - cudna. Nie mogę już się doczekać następnego rozdziału ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny.
Rozdział jest cudowny! Gdy pojawili się Volturi wstrzymałam oddech. Cała ta akcja i chęć pomsty! Przepięknie ujęte! Miałam zamiar tyle dziś napisać... No cóż, wszystko wyleciało mi z głowy :P Przeżyłam szok, gdy pojawił się Edward. Panika Aro/Ara(tak właściwie to jak to odmieniać?! :D) była świetna! Nie wiem dlaczego, ale dało mi to dużo satysfakcji... :D
OdpowiedzUsuńCzekam na nn z niecierpliwością! Ciekawe co będzie dalej!
Pozdrawiam ciepło, dziękuję za dedyk i życzę weny :* :)
Szczerze? :) To sama nie wiem jak odmieniać :)
UsuńA ja musiałam iść do szkoły ;( I jeszcze jutro ;( A potem dłuuugi weekend :D :D Myślałam że będę pierwsza! A tu 6! -,- To nie fer...
OdpowiedzUsuńA co do nn, lepsze być nie mogło ;] Pisz szybciutko!!!
Jejuniuu, superaśny rozdział! Uwielbiam twojego bloga, i to, jak piszesz! Wkładasz dużo uczuć w rozdziały! Naprawdę, zaskoczyło mnie pojawienie się Cullenów w Volterze, i ogólnie wszystko!
OdpowiedzUsuńPo prostu brak mi słów! Obyś pisała tak zawsze, zawsze, zawsze i jeszcze raz: zawsze!
Jak zawsze świetne! Szczerze to jak Bella chciała zabić Ara to tak troszeczkę się uśmiechnęłam
OdpowiedzUsuń;-)
Świetny, bardzo super rozdział! Uwielbiam twojego bloga, jest ciekawy i zawsze chętnie go czytam, nawet po kilka razy <3 Szkoda Nairy, mam nadzieję, że jednak Bella przywróci ją do życia czy coś tam !
OdpowiedzUsuńPisz dalej, i dalej, i dalej tak super!
Pozdrawiam i całuję, Ola :*