Maleńkie wyjaśnienia :) Bells jest JESZCZE królową, ale do czasu :) Naira nie żyje, ale pokazuje się Bells, tylko w ważnych momentach :))
Moja wena zaczyna chyba współpracować, ale tylko przy odpiowiednich piosenkach :))
Dedyka dla;
- Issie - kochana, dziękuję za twoje szczere komentarze :**
- Asi Dabkowskiej - za to, że ciągle jesteś i czytasz te bzdury :**
- Paulineee - dziękuję za tak długie komentarze i są dla mnie motywacją :**
To ja już nie będę przynudzała :D Zapraszam do czytania moje kochane :***
-----------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział 13
Mój ukochany
zesztywniał u mego boku, jak reszta mojej rodziny. Alice dosłownie odleciała
gdzieś w przyszłość. Spięłam wszystkie mięśnie, bojąc się reakcji wszystkich, a
zwłaszcza Edwarda. Może on nie chce mieć dziecka ze mną? Ta myśl zabolała,
zanim jeszcze się pojawiła.
Wyczułam
delikatny ruch w moim brzuchu. Położyłam na nim dłoń.
- Bello, ta
ciąża stanowi dla ciebie zagrożenie - powiedziała przerażona Alice.
Uniosłam
głowę.
- To nic nie
zmienia, Al - szepnęłam - Urodzę to dziecko, bez względu na konsekwencje. Poza
tym nie zapominaj, że jestem wampirem.
- Ciąża
będzie powodowała zanik twoich sił - zaoponowała - Dziecko rośnie w
zastraszającym tempie, a jego siła się zwiększa. Ty słabniesz, ono rośnie w
siłach. Na tym to polega.
Pokręciłam
przecząco głową, nie mogąc uwierzyć własnym uszom. Spojrzałam na Edwarda,
szukając pomocy, ale jego twarz nie wyraziła żadnych emocji. Szarpnęłam go
delikatnie za ramię i wtedy na mnie spojrzał. W jego oczach zobaczyłam ból.
- Alice ma
racje, skarbie - szepnął.
Odsunęłam
się od niego, jakby poraził mnie prądem. Zaczęłam się wycofywać do domu.
- Chcecie
powiedzieć, że mam zabić własne dziecko, abym przeżyła?! - wydarłam się, a moje
maleństwo poruszyło się niespokojne. Dotknęłam szybko brzucha - Oszaleliście?!
Nigdy tego nie zrobię! To jest moje dziecko! Nigdy nie pozwolę go skrzywdzić!
Prędzej sama umrę niż mu coś zrobię!
Wpadłam w
amok szaleństwa. Co oni do cholery sobie myślą?! Że skrzywdzę swoje maleństwo,
tylko po to, abym ratowała swoje życie?! Przecież jestem silna! Poza tym, żyję
już na tym świecie wystarczająco lat, abym przestała egzystować. Jeśli mam
ryzykować swoją egzystencję, dla tej małej istotki w moim brzuchu, jestem
gotowa.
Edward
spróbował do mnie podejść, ale zrobiłam kilka kroków do tyłu, a z moich ust
wydobył się groźny warkot. Osłoniłam swoje ciało elektryzującą powłoką.
- Nie
zbliżajcie się do mnie! - warknęłam - Jeśli chcecie skrzywdzić moje dziecko, to
chcecie skrzywdzić i mnie, a ja na to nie pozwolę!
- Isy… -
zaczęła łagodnie Rosalie - Nikt nie chce cię skrzywdzić. My przecież nie możemy
podjąć za ciebie decyzji. Jeśli chcesz urodzić to dziecko… masz do tego pełne
prawo. Najprawdopodobniej, ja zrobiłabym to samo co ty, gdybym była w ciąży.
Spojrzałam
na siostrę i wybuchłam płaczem. Rose natychmiast znalazła się przy mnie, więc
zrezygnowałam z rażenia prądem. Wtuliłam się w siostrę, chociaż musze przyznać,
że wolałabym mieć przy boku kogoś innego. To wywołało jeszcze większy napad
płaczu. Rose przytuliła mnie jeszcze mocniej.
- Spokojne,
Bello - szepnęła - Wszystko będzie dobrze.
-
Oszalałaś?! - wybuchła Alice - To coś może ją zabić!
Blondyna zerwała się z miejsca i stanęła twarzą w twarz z
brunetką.
- To jest
dziecko! - wysyczała - Bella jest dorosłą osobą i może robić co zechce! Nie
zabronimy jej tego! Sama postąpiłabyś tak samo na jej miejscu!
- Ale ja nie
chcę stracić siostry! - jęknęła, Al.
Rose
prychnęła.
- Sądzisz,
że pozwolimy, aby Belli coś się stało?
Jesteśmy jej rodziną i powinniśmy ją wspierać, a nie dołować! - spojrzała wrogo
na Edwarda - A szczególnie ty! W końcu to i twoje dziecko!
Moje
maleństwo poruszyło się gwałtownie, sprawiając mi ból. Syknęłam cicho, ale i
tak wszyscy usłyszeli. Rose znalazła się obok mnie i pomogła mi wejść do domu,
chociaż sama dałabym radę. Poszłyśmy do mojej sypialni i zostałyśmy same.
- Dziękuję,
Rose - powiedziałam z bladym uśmiechem.
- Nie ma za
co, Isy - odparła - Wiem, że ty postąpiłabyś tak samo w moim przypadku. Ale
obiecaj mi coś… nie przestaniesz walczyć.
Zaśmiałam
się.
- Obiecuję,
Rose. Mam dla kogo egzystować - dotknęłam brzucha.
Blondynka
się zaśmiała i mocno mnie przytuliła. Do pokoju wparował Edward. Rose zmroziła
go wzrokiem i warknęła. Położyłam jej rękę na ramieniu, aby się opanowała.
Dałam jej znak, aby wyszła i tak też postąpiła, wpierw trącając Edwarda
ramieniem.
Wampir
ruszył ku mnie, ale ja wstałam w wampirzym tempie i chciałam wyjść na balkon,
lecz straciłam grunt pod nogami i się przewróciłam. Na szczęście, Edward w porę
mnie złapał, oszczędzając bliskiego spotkania z podłogą. Chciałam się wyrwać,
lecz mi na to nie pozwolił, w zamian wpił się w moje usta z natarczywością.
Nie
pozostałam mu dłużna. Zarzuciłam mu ręce na szyję i przycisnęłam się mocniej do
niego, zmniejszając odległość od naszych ciał.
Jednak
szybko od niego odskoczyłam, czując ruch dziecka. Położyłam dłoń w miejscu, w
którym się poruszyło i delikatnie je pogładziłam.
- Cii -
szepnęłam - Spokojnie, kochanie. Mamusia jest z tobą.
Mój ukochany
zbliżył się do mnie i położył dłoń na mojej, uśmiechając się szeroko. Zobaczyłam
w jego oczach radość i smutek. Spojrzałam na niego z zaciekawieniem, unosząc
jedną brew do góry.
- O co
chodzi, Edwardzie? - spytałam.
Wampir
westchnął.
- Z jednej
strony, cieszę się jak wariat, że będziemy mieli dziecko, a z drugiej… - głos
mu delikatnie zadrżał i mocno mnie przytulił - Boję się, że stracę ciebie. Nie
zniosę tego, Bello. Jesteś całym moim życiem.
Wtuliłam się
w jego pierś.
- Nie martw
się na zapas. Jestem silna i będę walczyła. Nie zostawię ciebie i maleństwa
samych. Ale jeśli będziesz musiał wybierać… - spojrzałam mu w oczy - pomiędzy
moim życiem, a dziecka… nie wahaj się ani sekundy, tylko ratuj nasze maleństwo.
- Ale,
Bello…
- Nie ma
żadnego „ale”. To dziecko, będzie czymś co po mnie zostanie. Nie zastawiajcie
się ani sekundy. Obiecaj mi to!
W jego
oczach zobaczyłam taki ból, jakby dostał w żołądek. Jego uścisk się wzmocnił.
- Nie
będziemy musieli wybierać. Przeżyjecie oboje - powiedział pewnym siebie głosem
- Ale jeśli, przyjdzie wybierać… obiecuję, że ocalę nasze dziecko.
„Nasze
dziecko”. Te dwa słowa rozbrzmiały w mojej głowie niczym echo. Po policzkach
poleciały łzy szczęścia, które szybko starłam, wierzchem dłoni.
- Idź na
polowanie, Edwardzie - odsunęłam się od niego - Ale wracaj do mnie szybko.
- Do ciebie
zawsze - schylił się i złożył delikatny pocałunek na moich ustach, poczym
zniknął.
Na mojej
twarzy zakwitł szeroki uśmiech. Ruszyłam do garderoby i stanęłam przed wielkim
lustrem. Podciągnęłam koszulkę do góry i przyjrzałam się swojemu brzuchowi pod
każdym kontem. Zauważyłam małe wypuklenie, a mój uśmiech się powiększył.
Usłyszałam
jak wszyscy wołają mnie na dół. Poprawiłam koszulkę i ruszyłam w ludzkim
tempie. Kiedy stanęłam po środku schodów, zakręciło mi się w głowie, a brzuch
przeszył delikatny ból. Zaczęłam się osuwać na kolana.
- Rose! -
zawołałam, a ona natychmiast znalazła się przy mnie. Objęła mnie w pasie i z
jej pomocą doszłam do salonu.
Opadłam na
kanapę i zaczęłam oglądać mecz piłki nożnej, lecz i tak nic z tego nie
zrozumiałam. Ułożyłam się wygodnie, kładąc głowę na kolanach Jaspera.
Obdarzyłam go szerokim uśmiechem, a on zrobił to samo.
- Isy, musimy omówić kilka spraw - zaczął
chochlik, więc na nią spojrzałam - Po pierwsze, nie możesz chodzić na
polowania, bo nie możesz się szybko ruszać i w każdej chwili możesz zasłabnąć.
Edward ma przynieść dla ciebie trochę krwi. Po drugie, musisz na siebie uważać.
Masz ciągle leżeć i unikać gwałtownych ruchów. Po trzecie, kiedy tylko będziesz
się źle czuła, masz nas wołać. Po czwarte, nie możesz nigdzie sama chodzić. I
po piąte, rezygnujemy ze szkoły. Powiemy, że chodzimy do prywatnej szkoły.
- A po szóste, gdy tylko urodzi się dziecko,
rezygnuję z bycia królową - dodałam z uśmiechem - Przez moją władzę, na moje
maleństwo może czyhać zbyt wielkie niebezpieczeństwo.
- Faktycznie
- zgodziła się.
Przymknęłam
powieki i nie wiedzieć kiedy, ani jakim cudem, zasnęłam.
Dziesiątki wampirów w czarnych pelerynach,
wyszło na łąkę, ogromnych rozmiarów. Poczułam rządzę mordu. Podświadomość
podpowiedziała mi, że przybyli tu, aby skrzywdzić ważną dla mnie osobę.
Ktoś złapał mnie za rękę. Spojrzałam w bok i
zobaczyłam mojego ukochanego, zdeterminowanego i gotowego do walki. A potem
ujrzałam osóbkę, z powodu której zebrało się wiele wampirów. Nie tylko po
stronie przeciwnej, ale również naszej. Rozpoznałam swoją rodzinę oraz
Denalczyków. Reszty, nigdy nie widziałam na oczy…
Ale to nie na nich się skupiłam, lecz na
dziewczynce o kasztanowych loczkach, tulącej się do mego boku. Spojrzała w górę
i ujrzałam duże i czekoladowe oczy. Nie wiedzieć, czemu poczułam, że to moja
córka.
W przybyłych wampirach rozpoznałam Aro,
Kajusza, Marka, piekielne bliźnięta oraz innych członków straży, Volturi. Nasi
wrogowie, się zatrzymali. Na początku, nie wiedziałam o co chodzi, ale to się
zmieniło, kiedy usłyszałam tętent łap. Obejrzałam się za siebie i ujrzałam
wilkołaki.
Spięłam się, ale zrozumiałam, że wilki są po
naszej stronie. Rdzawo brązowy basior, podszedł do nas i ustał obok mnie.
Usiadłam
gwałtownie i rozejrzałam się dookoła. Jakim cudem ja śniłam?! Co jest do
diabła?! Ale szybko zrozumiałam, że to przez ciążę i moje dary. Powróciłam do
swojej poprzedniej pozy i ponownie ulokowałam głowę na kolanach Jaspera.
- Jak się
spało? - zaśmiał się.
- Bardzo
dobrze - odparłam z szerokim uśmiechem - Masz wygodnie kolana.
Z mojej
lewej strony, dobiegł mnie cichy warkot i śmiechy. Obróciłam głowę i ujrzałam
mojego ukochanego. Nie mogłam się powstrzymać i parsknęłam śmiechem. Nade mną
znalazła się Alice z białym, styropianowym kubkiem i słomką. Wzięłam to od niej
i poczułam zapach zwierzęcej krwi.
Szybko
opróżniłam kubek i z zadowolona miną postawiłam go na stoliku. I wtedy stało
się coś, co wywołało kolejną falę łez szczęścia. Po minach zebranych,
zobaczyłam zszokowanie, łączone ze szczęściem…
Bicie serca
mojego maleństwa.
----------------------------------------------------------------------------------------