"Może wszystko się walić,
Ale Ja i tak zawsze będę istniała...
Dla Ciebie."
Wchodząc do
domu, zauważyłam Rose, schodzącą po schodach i trzymającą Renesmee na rękach. Uśmiechnęłam się do córeczki szeroko, a ona odwzajemniła ten gest, wyciągając w moją stronę rączki. Przejęłam ją od siostry i cmoknęłam w policzek.
Alice znów zaczęła coś mruczeć pod nosem o beznadziejnym stylu, aż w końcu pisnęła i zaczęła rysować coś w tym swoim zeszycie. Wywróciłam tylko oczami i wyszłam z córeczką do ogrodu. Za nami wyszedł również Edward i objął mnie w talii. Uśmiechnęłam się do niego, a on pocałował mnie delikatnie w usta.
- Musimy jechać do Voltery - powiedziałam, a ukochany zesztywniał.
- Po co?
Westchnęłam.
- Obiecałam, że jak tylko urodzę, wyrzeknę się władzy. Poza tym trzeba powiedzieć im o Renesmee, albo nawet ją pokazać, żeby w przyszłości nie zapragnęli jej zabić. Przy okazji ustalimy mały pakt.
Edward zastanowił się nad moimi słowami.
- Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł... no wiesz, ten z mówieniem im o Renesmee - naprawdę się martwił.
- Kochanie... - zaczęłam - Z czasem ktoś doniesie Volturi o naszej córce, a jako, że ja nie będę już miała władzy, będą chcieli nas zabić, bo nie wyznaliśmy im prawdy. Wprawdzie ochroniłabym nas wszystkich, ale po co stwarzać Renesmee niepotrzebne problemy? - odwróciłam się w stronę domu - Sądzę jednak, że cała nasza rodzina powinna lecieć do Włoszech. Idę ich poinformować o swoich planach.
Weszłam po werandzie i wkroczyłam śmiało do salonu. Na moje szczęście nikt się nie zwinął i czymś się nie zajął. Chrząknęłam i wzrok każdego powędrował na mnie. Nawet Al, oderwała swoje złote oczy od zeszytu. Poinformowałam ich o swoim planie, a oni od razu się zgodzili. Podziękowałam im i oznajmiłam, że pora się pakować, ale mamy wziąć jak najmniej rzeczy, chociaż w przypadku Alice to raczej mało możliwe... Jasperowi nakazałam na zarezerwowanie biletów.
Oddałam córkę Edwardowi i niczym torpeda wpadłam do garderoby. Wyjęłam dwie walizki. Jedną dla mnie, drugą dla mojego męża i spakowałam najpotrzebniejsze ubrania. Potem spakowałam również Renesmee i zeszłam z trzema walizkami na dół, a za mną Emmett i Jasper. Ten pierwszy z dwoma, a ten drugi z... ośmioma. Widziałam jego minę męczennika, ale tylko się zaśmiałam.
- Dobra - powiedziałam - Ja jadę z Edwardem i Renesmee Mazdą, Esme z Carlisle'm jadą Mercedesem, Al z Jasperem Porsche, a Em z Rose jadą BMW. Spotykamy się na lotnisku. Czy wszystko jasne?
Pokiwali zgodnie głowami, więc poszłam do garażu i wsiadłam do samochodu. Edward przypiął małą w foteliku, a sam zasiadł za kierownicą. Odpalił silnik i jako pierwszy wyjechał z garażu. Moja córeczka ziewnęła i już po chwili spała w najlepsze.
- Kocham cię Edwardzie - szepnęłam.
- Ja ciebie również kocham, Bello - powiedział z mocą i chwycił mnie za dłoń.
Po dwóch dniach, dolecieliśmy do Włoszech. Na lotnisku czekały na nas zamówione taksówki, co było nam na rękę, bo nie musieliśmy iść wiele kilometrów i to z wieloma walizkami. Zapewne wiele przechodniów zdziwiłoby się widząc Jazz'a z ośmioma walizkami i do tego, jakby niósł je bez najmniejszego trudu.
Do taksówek wsiedliśmy w takim samym składzie jak pojechaliśmy na lotnisko. Renesmee już wstała i z zaciekawieniem oglądałam widoki za oknem. Taksówkarz spoglądał to na mnie, to na Edwarda, a na końcu na Renesmee.
Chwyciłam męża za rękę, bo dojechaliśmy właśnie do Voltery. Każdy zarzucił na siebie czarną pelerynę, którą obowiązkowo kazałam wziąć. Jednak darowaliśmy sobie zakładanie na głowę kapturów. Renesmee była ubrana na czarno, aby mniej się wyróżniać.
Mijane wampiry patrzyły się na nas z odrazą, ale kiedy spostrzegli moje fioletowe oczy, brali głęboki wdech i się kłaniali. Nie odwzajemniałam tych gestów, bo nie było na to czasu. Mam tylko nadzieję, że Aro nie będzie robił żadnych problemów, bo inaczej spalę go żywcem.
Doszliśmy do wielkich, mosiężnych drzwi. Emmett bez najmniejszego trudu je wyrwał z framug i wielkim łoskotem upadły na posadzkę, robiąc w niej spore wgniecenie. Wielka trójca, patrzyła na nas z szeroko otwartymi oczami. Pierwszy otrząsnął się Aro. Wstał i wyciągnął do nas ręce, ale zaraz je opuścił, słysząc mój warkot.
- Co was do nas... - urwał, gdy zobaczył Renesmee - Nieśmiertelne dziecko!
Kajusz zerwał się ze swojego miejsca i warknął.
- Złamaliście prawo! - syknął, na co moja córeczka mocno się wtuliła w moją szyję - Jeszcze raczycie się tu pojawiać?!
Zaczęłam się śmiać, po czym spoważniałam i warknęłam. Zrzuciłam z siebie pelerynę i ukazałam się im w niebieskiej sukni.
- Nie zapominaj Kajuszu, że odebrałam wam władzę, więc w żaden sposób, nie możesz nas zabić! - warczałam - Jeśli zrobisz choć jeden ruch lub jeden z waszych strażników, bez najmniejszego trudu zginiecie! Poza tym sam możesz usłyszeć, że bije w niej serce!
Aro uniósł rękę.
- Ale uspokójcie się moi mili - powiedział miłym głosem - Nikt tu nie zamierza nikogo zabijać - przybliżył się do nas - Co was do nas sprowadza moi kochani?
- Jestem gotowa oddać wam władzę... - jego oczy rozbłysły - Ale pod kilkoma warunkami!
Pokiwał głową na znak abym kontynuowała. Oddałam Renesmee, Edwardowi i dumnie się wyprostowałam.
- Mojej córce nie będzie groziło jakiekolwiek niebezpieczeństwo z waszej strony. Nie będziecie chcieli skrzywdzić ani mojej rodziny, ani moich przyjaciół. Jeżeli natomiast będzie szykowała się jakaś bitwa... ja stanę po waszej stronie, jeżeli uznam, że ta bitwa jest konieczna.
Aro pokiwał głową.
- Oczywiście droga, Isabello - powiedział, przeciągając moje imię - Możemy ci to obiecać.
- W takim razie... - zamknęłam oczy - Ja Isabella Marie Swan, wyrzekam się swojej władzy.
Czułam jak unoszę się w powietrzu, a następnie obracam wokół własnej osi. Każda część mojego ciała, zaczęła niemiłosiernie boleć, lecz nie wiedziałam czemu. Zachciało mi się krzyczeć z bólu, ale przez wzgląd na moją córeczkę, zacisnęłam zęby.
W końcu, opadłam na podłogę, jak szmaciana lalka. Ktoś natychmiast do mnie pobiegł i złapał mnie od tyłu. Otworzyłam oczy i aż krzyknęłam widząc, że straż trzyma moją rodzinę, a Aro moją córeczkę. Warknęłam przeciągle.
- Obiecałeś! - warknęłam, a on zaczął się śmiać.
- Oczywiście. Ale wiedziałem, że po oddaniu mi władzy, jakaś cząstka ciebie, odbierze ci również dary - uśmiechnął się zjadliwie - Musiałem jakoś cię przekonać do tego, czyż nie?
Sprawdziłam swój stan i uśmiechnęłam się zjadliwie.
- Jesteś pewny, Aro? - powiedziałam, a on zmarszczył brwi.
W tej samej chwili, dwóch wampirów, padło z krzykiem na podłogę. W mgnieniu oka znalazłam się przed Aro i wyrwałam mu Renesmee z rąk. Przyciskając ją sobie do piersi, rozpętałam na sali tronowej piekło.
Ogień zaczął się rozprzestrzeniać. Używając daru Jane na strażnikach, uwolniłam swoją rodzinę, po czym osłoniłam różnego rodzaju tarczami. Wypełniłam całą salę ogniem, dodając silne podmuchy wiatru, hipnozy, dar Jane...
Edward odebrał ode mnie Renesmee, abym miała lepsze pole do popisu. Nie bałam się. Śmiałym krokiem podeszłam do Aro i chwyciłam go za koszulę, unosząc do góry.
- Ze mną się nie zadziera, Aro - warknęłam - Władza odeszła, ale za to wzbogaciłam swoje moce.
Rzuciłam go w najbliższy płomień i nie zareagowałam na jego krzyk. Widziałam jak każdy płonie, a nie może uciec, ponieważ poprzez dar, ich unieruchomiłam. Ich twarze wykrzywiał grymas bólu, gdy ich ciała pożerały płomienie. Salę wypełniły przeraźliwe krzyki, aż Renesmee się skuliła.
- Być może to już koniec jakiejkolwiek władzy na tym świecie - powiedziałam, wychodząc na korytarz - Ale jeżeli coś będzie nie tak, ja się tym zajmę własnoręcznie. Nie straciłam władzy do końca - moje oczy nakryła dziwna mgła - Moja władza dopiero się zaczyna.
Dojechawszy do Forks, byłam padnięta. Nie fizycznie, ale psychicznie. Ułożyłam maleńką w jej łóżeczku, a sama poszłam do swojej i Edwarda sypialni. Wzięłam wpierw gorący prysznic, a następnie, ubrana w koszulę nocną (tak, zamierzam iść spać) wczołgałam się pod kołdrę.
Użyłam daru na wszystkich domownikach i widziałam jak cienka warstwa czegoś różowego rozchodzi się po całym domu. Edward wbiegł do sypialni, a ja udałam, że śpię. Jednak mój "sen", go nie przekonał.
Słyszałam jak zamyka drzwi na zamek i zasuwa zasłonki, a następnie kładzie się ostrożnie obok mnie. Poczułam na ramieniu jego usta. Sunął z pocałunkami ku górze, aż zbliżył się do moich ust.
- Wiem, że nie śpisz, kotku - zamruczał mi do ucha.
Uśmiechnęłam się i otworzyłam oczy.
- Bo ktoś nie daje mi spać - rzuciłam i wpiłam się w jego wargi z niezwykłą zachłannością.
Edward przeciągnął mnie sobie na kolana, więc usiadłam na nim okrakiem, ocierając się o jego erekcję. Jęknął w moje usta, co mnie cholernie ucieszyło. Sięgnęłam palcami do guzików jego koszuli, ale po chwili stwierdziłam, że jej rozpinanie nie ma sensu i po prostu ją z niego zerwałam. Ukochany położył mnie na łóżku, a sam ulokował się na mnie. Całował mnie po szyi i zszedł na dekolt. Wsunął ręce pod moją koszulę i pozbawił mnie bielizny.
Nie wytrzymałam i przyciągnęłam jego twarz do swojej, namiętnie go całując. Edward zdjął z siebie resztę ubrań, a ze mnie koszulę i całując moją szyję, wszedł we mnie. Jęknęłam cicho, czując go w sobie. Oplotłam go nogami w pasie i pchnęłam delikatnie w jego stronę. Znaleźliśmy wspólny rytm. Edward wziął moją dolną wargę w swoją i delikatnie zassał.
- Kocham cię - powiedziałam.
- Kocham cię - powtórzył, coraz szybciej się we mnie poruszając.
Przekręciłam nas tak, że teraz to on leżał pode mną. Usiadłam na nim i poruszałam delikatnie biodrami, wywołując u niego cichy jęk. Nagle on również usiadł i zaczął całować moje piersi, ssąc i kąsając moje sutki.
Wplotłam dłoń w jego kasztanowe włosy i delikatnie szarpnęłam. Odchyliłam głowę do tyłu i zaczęłam poruszać szybciej biodrami, czując, że zaraz dojdę.
Edward doszedł chwilę po mnie, jęcząc głośno. Podziękowałam swojej zapobiegliwości, że otoczyłam pokój dźwiękoszczelną powłoką. Opadłam na tors Edwarda z błogim uśmiechem. Ukochany zaczął wodzić dłonią po moim ciele, co jakiś czas całując mnie we włosy.
- Bello... - zaczął poważnie Edward. Uniosłam się na łokciu i na niego spojrzałam - Chciałbym abyśmy zamieszkali razem. Tylko ty, ja i Renesmee.
Nie wiedziałam co powiedzieć, chociaż ucieszyłam się bardzo. Perspektywa mieszkania sam na sam z Edwardem i córeczką? Kto by zrezygnował? Pokiwałam tylko głową i pocałowałam go namiętnie.
- Zgadzam się - powiedziałam - Nawet nie wiesz jak się cieszę!
Wampir się zaśmiał i złączył nasze usta w pocałunku, zjeżdżając dłonią w dół mojego ciała. Pchnął mnie delikatnie na poduszki, nie przestając mnie całować. Rozszerzył mojego nogi ręką, po czym wszedł we mnie dwoma palcami. Jęknęłam w jego usta, nie przestając go całować. Muszę przyznać, że tę czynność, mogłabym wykonywać wiekami...
- Edward! - krzyknęłam, wyginając się w łuk. Jego palce przyspieszyły swoje ruchy, co wywołało mój kolejny jęk - Och!... Tak!
Moje jęki najwyraźniej go usatysfakcjonowały, bo uśmiechnął się szeroko, ukazując rząd śnieżnobiałych i równych zębów. Warknęłam cicho, czując jak ruchy jego palców zwalniają, a on tylko się zaśmiał i powrócił do wcześniejszego rytmu.
Chwilę później doszłam, a mój jęk rozszedł się po całym pokoju. Opadłam na poduszki ciężko dysząc. Nie zdążyłam uspokoić oddechu, kiedy Edward ponownie mnie pocałował z szerokim uśmiechem i pieszcząc dłonią moje piersi, wyszeptał:
- Ta noc, należy do nas, kochanie.
--------------------------------------------------------------------
Da dam!
No i rozdziałek 22 za nami :D
Nie dziwcie się tak, że Edward jest taki napalony, ale jak nie kochał się z Bellą podczas ciąży, to trochę musi się wyszaleć c'nie? xd
I era Volturi przepadła na dobre :) No co?! Nigdy ich nie lubiłam xd Trzeba ich było unicestwić! :D Wiem, że się cieszycie :**
Dedykuję ten rozdziałek ponownie wampirkowi. Za ten świetny komentarz, za nasze rozmowy na ask'u i gg <3 No i oczywiście za to, że namówiłaś mnie na założenie kolejnego bloga :** Dziękuję kochana <3
To wszystko na dziś...? Nie! Bym zapomniała! :D Sądzę (ale jeszcze nie wiem), że ten rozdział jest ostatnim rozdziałem na tym blogu xd Wiem, krótko pisałam, ale skoro Volturi już zabici... Wprawdzie wymyśliłabym coś jeszcze, ale zastanawiam się, czy w niedługim czasie nie dodać Epilogu <3 To jeszcze nie jest pewne :) Albo następnym razem pojawię się z Epilogiem, albo z Rozdziałem numer 23 <3 Zobaczymy <3
Bym wam za wszystko teraz podziękowała, ale podziękowania pojawią się wraz z Epilogiem <3 Nie wiem, czy będzie on następną notką czy też nie :**
Alice znów zaczęła coś mruczeć pod nosem o beznadziejnym stylu, aż w końcu pisnęła i zaczęła rysować coś w tym swoim zeszycie. Wywróciłam tylko oczami i wyszłam z córeczką do ogrodu. Za nami wyszedł również Edward i objął mnie w talii. Uśmiechnęłam się do niego, a on pocałował mnie delikatnie w usta.
- Musimy jechać do Voltery - powiedziałam, a ukochany zesztywniał.
- Po co?
Westchnęłam.
- Obiecałam, że jak tylko urodzę, wyrzeknę się władzy. Poza tym trzeba powiedzieć im o Renesmee, albo nawet ją pokazać, żeby w przyszłości nie zapragnęli jej zabić. Przy okazji ustalimy mały pakt.
Edward zastanowił się nad moimi słowami.
- Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł... no wiesz, ten z mówieniem im o Renesmee - naprawdę się martwił.
- Kochanie... - zaczęłam - Z czasem ktoś doniesie Volturi o naszej córce, a jako, że ja nie będę już miała władzy, będą chcieli nas zabić, bo nie wyznaliśmy im prawdy. Wprawdzie ochroniłabym nas wszystkich, ale po co stwarzać Renesmee niepotrzebne problemy? - odwróciłam się w stronę domu - Sądzę jednak, że cała nasza rodzina powinna lecieć do Włoszech. Idę ich poinformować o swoich planach.
Weszłam po werandzie i wkroczyłam śmiało do salonu. Na moje szczęście nikt się nie zwinął i czymś się nie zajął. Chrząknęłam i wzrok każdego powędrował na mnie. Nawet Al, oderwała swoje złote oczy od zeszytu. Poinformowałam ich o swoim planie, a oni od razu się zgodzili. Podziękowałam im i oznajmiłam, że pora się pakować, ale mamy wziąć jak najmniej rzeczy, chociaż w przypadku Alice to raczej mało możliwe... Jasperowi nakazałam na zarezerwowanie biletów.
Oddałam córkę Edwardowi i niczym torpeda wpadłam do garderoby. Wyjęłam dwie walizki. Jedną dla mnie, drugą dla mojego męża i spakowałam najpotrzebniejsze ubrania. Potem spakowałam również Renesmee i zeszłam z trzema walizkami na dół, a za mną Emmett i Jasper. Ten pierwszy z dwoma, a ten drugi z... ośmioma. Widziałam jego minę męczennika, ale tylko się zaśmiałam.
- Dobra - powiedziałam - Ja jadę z Edwardem i Renesmee Mazdą, Esme z Carlisle'm jadą Mercedesem, Al z Jasperem Porsche, a Em z Rose jadą BMW. Spotykamy się na lotnisku. Czy wszystko jasne?
Pokiwali zgodnie głowami, więc poszłam do garażu i wsiadłam do samochodu. Edward przypiął małą w foteliku, a sam zasiadł za kierownicą. Odpalił silnik i jako pierwszy wyjechał z garażu. Moja córeczka ziewnęła i już po chwili spała w najlepsze.
- Kocham cię Edwardzie - szepnęłam.
- Ja ciebie również kocham, Bello - powiedział z mocą i chwycił mnie za dłoń.
Po dwóch dniach, dolecieliśmy do Włoszech. Na lotnisku czekały na nas zamówione taksówki, co było nam na rękę, bo nie musieliśmy iść wiele kilometrów i to z wieloma walizkami. Zapewne wiele przechodniów zdziwiłoby się widząc Jazz'a z ośmioma walizkami i do tego, jakby niósł je bez najmniejszego trudu.
Do taksówek wsiedliśmy w takim samym składzie jak pojechaliśmy na lotnisko. Renesmee już wstała i z zaciekawieniem oglądałam widoki za oknem. Taksówkarz spoglądał to na mnie, to na Edwarda, a na końcu na Renesmee.
Chwyciłam męża za rękę, bo dojechaliśmy właśnie do Voltery. Każdy zarzucił na siebie czarną pelerynę, którą obowiązkowo kazałam wziąć. Jednak darowaliśmy sobie zakładanie na głowę kapturów. Renesmee była ubrana na czarno, aby mniej się wyróżniać.
Mijane wampiry patrzyły się na nas z odrazą, ale kiedy spostrzegli moje fioletowe oczy, brali głęboki wdech i się kłaniali. Nie odwzajemniałam tych gestów, bo nie było na to czasu. Mam tylko nadzieję, że Aro nie będzie robił żadnych problemów, bo inaczej spalę go żywcem.
Doszliśmy do wielkich, mosiężnych drzwi. Emmett bez najmniejszego trudu je wyrwał z framug i wielkim łoskotem upadły na posadzkę, robiąc w niej spore wgniecenie. Wielka trójca, patrzyła na nas z szeroko otwartymi oczami. Pierwszy otrząsnął się Aro. Wstał i wyciągnął do nas ręce, ale zaraz je opuścił, słysząc mój warkot.
- Co was do nas... - urwał, gdy zobaczył Renesmee - Nieśmiertelne dziecko!
Kajusz zerwał się ze swojego miejsca i warknął.
- Złamaliście prawo! - syknął, na co moja córeczka mocno się wtuliła w moją szyję - Jeszcze raczycie się tu pojawiać?!
Zaczęłam się śmiać, po czym spoważniałam i warknęłam. Zrzuciłam z siebie pelerynę i ukazałam się im w niebieskiej sukni.
- Nie zapominaj Kajuszu, że odebrałam wam władzę, więc w żaden sposób, nie możesz nas zabić! - warczałam - Jeśli zrobisz choć jeden ruch lub jeden z waszych strażników, bez najmniejszego trudu zginiecie! Poza tym sam możesz usłyszeć, że bije w niej serce!
Aro uniósł rękę.
- Ale uspokójcie się moi mili - powiedział miłym głosem - Nikt tu nie zamierza nikogo zabijać - przybliżył się do nas - Co was do nas sprowadza moi kochani?
- Jestem gotowa oddać wam władzę... - jego oczy rozbłysły - Ale pod kilkoma warunkami!
Pokiwał głową na znak abym kontynuowała. Oddałam Renesmee, Edwardowi i dumnie się wyprostowałam.
- Mojej córce nie będzie groziło jakiekolwiek niebezpieczeństwo z waszej strony. Nie będziecie chcieli skrzywdzić ani mojej rodziny, ani moich przyjaciół. Jeżeli natomiast będzie szykowała się jakaś bitwa... ja stanę po waszej stronie, jeżeli uznam, że ta bitwa jest konieczna.
Aro pokiwał głową.
- Oczywiście droga, Isabello - powiedział, przeciągając moje imię - Możemy ci to obiecać.
- W takim razie... - zamknęłam oczy - Ja Isabella Marie Swan, wyrzekam się swojej władzy.
Czułam jak unoszę się w powietrzu, a następnie obracam wokół własnej osi. Każda część mojego ciała, zaczęła niemiłosiernie boleć, lecz nie wiedziałam czemu. Zachciało mi się krzyczeć z bólu, ale przez wzgląd na moją córeczkę, zacisnęłam zęby.
W końcu, opadłam na podłogę, jak szmaciana lalka. Ktoś natychmiast do mnie pobiegł i złapał mnie od tyłu. Otworzyłam oczy i aż krzyknęłam widząc, że straż trzyma moją rodzinę, a Aro moją córeczkę. Warknęłam przeciągle.
- Obiecałeś! - warknęłam, a on zaczął się śmiać.
- Oczywiście. Ale wiedziałem, że po oddaniu mi władzy, jakaś cząstka ciebie, odbierze ci również dary - uśmiechnął się zjadliwie - Musiałem jakoś cię przekonać do tego, czyż nie?
Sprawdziłam swój stan i uśmiechnęłam się zjadliwie.
- Jesteś pewny, Aro? - powiedziałam, a on zmarszczył brwi.
W tej samej chwili, dwóch wampirów, padło z krzykiem na podłogę. W mgnieniu oka znalazłam się przed Aro i wyrwałam mu Renesmee z rąk. Przyciskając ją sobie do piersi, rozpętałam na sali tronowej piekło.
Ogień zaczął się rozprzestrzeniać. Używając daru Jane na strażnikach, uwolniłam swoją rodzinę, po czym osłoniłam różnego rodzaju tarczami. Wypełniłam całą salę ogniem, dodając silne podmuchy wiatru, hipnozy, dar Jane...
Edward odebrał ode mnie Renesmee, abym miała lepsze pole do popisu. Nie bałam się. Śmiałym krokiem podeszłam do Aro i chwyciłam go za koszulę, unosząc do góry.
- Ze mną się nie zadziera, Aro - warknęłam - Władza odeszła, ale za to wzbogaciłam swoje moce.
Rzuciłam go w najbliższy płomień i nie zareagowałam na jego krzyk. Widziałam jak każdy płonie, a nie może uciec, ponieważ poprzez dar, ich unieruchomiłam. Ich twarze wykrzywiał grymas bólu, gdy ich ciała pożerały płomienie. Salę wypełniły przeraźliwe krzyki, aż Renesmee się skuliła.
- Być może to już koniec jakiejkolwiek władzy na tym świecie - powiedziałam, wychodząc na korytarz - Ale jeżeli coś będzie nie tak, ja się tym zajmę własnoręcznie. Nie straciłam władzy do końca - moje oczy nakryła dziwna mgła - Moja władza dopiero się zaczyna.
Dojechawszy do Forks, byłam padnięta. Nie fizycznie, ale psychicznie. Ułożyłam maleńką w jej łóżeczku, a sama poszłam do swojej i Edwarda sypialni. Wzięłam wpierw gorący prysznic, a następnie, ubrana w koszulę nocną (tak, zamierzam iść spać) wczołgałam się pod kołdrę.
Użyłam daru na wszystkich domownikach i widziałam jak cienka warstwa czegoś różowego rozchodzi się po całym domu. Edward wbiegł do sypialni, a ja udałam, że śpię. Jednak mój "sen", go nie przekonał.
Słyszałam jak zamyka drzwi na zamek i zasuwa zasłonki, a następnie kładzie się ostrożnie obok mnie. Poczułam na ramieniu jego usta. Sunął z pocałunkami ku górze, aż zbliżył się do moich ust.
- Wiem, że nie śpisz, kotku - zamruczał mi do ucha.
Uśmiechnęłam się i otworzyłam oczy.
- Bo ktoś nie daje mi spać - rzuciłam i wpiłam się w jego wargi z niezwykłą zachłannością.
Edward przeciągnął mnie sobie na kolana, więc usiadłam na nim okrakiem, ocierając się o jego erekcję. Jęknął w moje usta, co mnie cholernie ucieszyło. Sięgnęłam palcami do guzików jego koszuli, ale po chwili stwierdziłam, że jej rozpinanie nie ma sensu i po prostu ją z niego zerwałam. Ukochany położył mnie na łóżku, a sam ulokował się na mnie. Całował mnie po szyi i zszedł na dekolt. Wsunął ręce pod moją koszulę i pozbawił mnie bielizny.
Nie wytrzymałam i przyciągnęłam jego twarz do swojej, namiętnie go całując. Edward zdjął z siebie resztę ubrań, a ze mnie koszulę i całując moją szyję, wszedł we mnie. Jęknęłam cicho, czując go w sobie. Oplotłam go nogami w pasie i pchnęłam delikatnie w jego stronę. Znaleźliśmy wspólny rytm. Edward wziął moją dolną wargę w swoją i delikatnie zassał.
- Kocham cię - powiedziałam.
- Kocham cię - powtórzył, coraz szybciej się we mnie poruszając.
Przekręciłam nas tak, że teraz to on leżał pode mną. Usiadłam na nim i poruszałam delikatnie biodrami, wywołując u niego cichy jęk. Nagle on również usiadł i zaczął całować moje piersi, ssąc i kąsając moje sutki.
Wplotłam dłoń w jego kasztanowe włosy i delikatnie szarpnęłam. Odchyliłam głowę do tyłu i zaczęłam poruszać szybciej biodrami, czując, że zaraz dojdę.
Edward doszedł chwilę po mnie, jęcząc głośno. Podziękowałam swojej zapobiegliwości, że otoczyłam pokój dźwiękoszczelną powłoką. Opadłam na tors Edwarda z błogim uśmiechem. Ukochany zaczął wodzić dłonią po moim ciele, co jakiś czas całując mnie we włosy.
- Bello... - zaczął poważnie Edward. Uniosłam się na łokciu i na niego spojrzałam - Chciałbym abyśmy zamieszkali razem. Tylko ty, ja i Renesmee.
Nie wiedziałam co powiedzieć, chociaż ucieszyłam się bardzo. Perspektywa mieszkania sam na sam z Edwardem i córeczką? Kto by zrezygnował? Pokiwałam tylko głową i pocałowałam go namiętnie.
- Zgadzam się - powiedziałam - Nawet nie wiesz jak się cieszę!
Wampir się zaśmiał i złączył nasze usta w pocałunku, zjeżdżając dłonią w dół mojego ciała. Pchnął mnie delikatnie na poduszki, nie przestając mnie całować. Rozszerzył mojego nogi ręką, po czym wszedł we mnie dwoma palcami. Jęknęłam w jego usta, nie przestając go całować. Muszę przyznać, że tę czynność, mogłabym wykonywać wiekami...
- Edward! - krzyknęłam, wyginając się w łuk. Jego palce przyspieszyły swoje ruchy, co wywołało mój kolejny jęk - Och!... Tak!
Moje jęki najwyraźniej go usatysfakcjonowały, bo uśmiechnął się szeroko, ukazując rząd śnieżnobiałych i równych zębów. Warknęłam cicho, czując jak ruchy jego palców zwalniają, a on tylko się zaśmiał i powrócił do wcześniejszego rytmu.
Chwilę później doszłam, a mój jęk rozszedł się po całym pokoju. Opadłam na poduszki ciężko dysząc. Nie zdążyłam uspokoić oddechu, kiedy Edward ponownie mnie pocałował z szerokim uśmiechem i pieszcząc dłonią moje piersi, wyszeptał:
- Ta noc, należy do nas, kochanie.
--------------------------------------------------------------------
Da dam!
No i rozdziałek 22 za nami :D
Nie dziwcie się tak, że Edward jest taki napalony, ale jak nie kochał się z Bellą podczas ciąży, to trochę musi się wyszaleć c'nie? xd
I era Volturi przepadła na dobre :) No co?! Nigdy ich nie lubiłam xd Trzeba ich było unicestwić! :D Wiem, że się cieszycie :**
Dedykuję ten rozdziałek ponownie wampirkowi. Za ten świetny komentarz, za nasze rozmowy na ask'u i gg <3 No i oczywiście za to, że namówiłaś mnie na założenie kolejnego bloga :** Dziękuję kochana <3
To wszystko na dziś...? Nie! Bym zapomniała! :D Sądzę (ale jeszcze nie wiem), że ten rozdział jest ostatnim rozdziałem na tym blogu xd Wiem, krótko pisałam, ale skoro Volturi już zabici... Wprawdzie wymyśliłabym coś jeszcze, ale zastanawiam się, czy w niedługim czasie nie dodać Epilogu <3 To jeszcze nie jest pewne :) Albo następnym razem pojawię się z Epilogiem, albo z Rozdziałem numer 23 <3 Zobaczymy <3
Bym wam za wszystko teraz podziękowała, ale podziękowania pojawią się wraz z Epilogiem <3 Nie wiem, czy będzie on następną notką czy też nie :**
Pozdrawiam <3
Natalia <3
P.S. Ten wierszyk na początku jest mego autorstwa :D Wiem, że głupi, ale Cii! :D
Że kurwa co?! Chcesz kończyć bloga?! NEIN, NiET, NON, poprostu NIE! Fajnie, że Volturi są zabici, przynajmniej na świecie jest mniej debili. Hah <3 Tak się zastanawiam... No, bo skoro nie ma ich na świecie, to w takim razie dużo wampajerów będzie robiło co chciało, mam rację? No właśnie. Ogólnie rozdział dobry, błędów nie znalazłam, dobra, Issie będzie grzeczna i nic więcej nie skrytykuje. Miłego dnia i tej resztki wakacji.
OdpowiedzUsuńRozdział świetny a końcówka już szczególnie ^^. Wyłapałam mały błądzik że Bella mówi że pojadą z Edwardem i Renesmee mazdą a w następnym zdaniu było że wsiadają do volvo. Ale to nie jest nic szczególnego. Cały blog jest świetny. Szkoda że to już koniec :(
OdpowiedzUsuńNapisz epilog ;D
Już poprawione :-)
UsuńDzięki, że o tym napisałaś :d
Świetna notka . Już chyba zbliża się koniec ;/
OdpowiedzUsuńŻe co.? Ostatni rozdział.? Bóg Cię opuścił dziewczyno.?
OdpowiedzUsuńDlaczego.??? Miałaś na tego bloga oryginalny pomysł. Jest on jedyny w swoim rodzaju ;/ . . . Ehh .. No nic. Zrobisz tak jak uważasz. :D Rozdział super zajebisty :D Mam nadzieję, że inne twoje blogi wyjdą Ci tak samo zajebiście.! Możesz też na miejsce tego wstawić ten o chorej na raka Belli. Nie rozpisuję się już :d
Serdecznie pozdrawiam i zapraszam na rozdział 27 ; ** . !<3
Marta :D