środa, 7 sierpnia 2013

Rozdział 20 "Czy mi się uda?"

Rozdział 20

Kolejny miesiąc minął jak z bicza strzelił. Od miesiąca jestem panią Cullen i niezmiernie dobrze się z tym czuję. Moje siostry i Esme, którą traktuję jak rodzoną matkę, planują powolnie ślub Alice i Rosalie. Obie zapowiedziały się, że mam być ich druhną na ślubie. Zapewne już doszłoby do uroczystości, ale chcą aby moje dziecko również w tym uczestniczyło i nie w moim brzuchu.
A jeśli chodzi o moje maleństwo… Od jakiegoś czasu jest bardziej niespokojne, a ja wyglądam jakbym była w dziewiątym miesiącu ciąży, przez co Carlisle sugeruje, że poród to tylko kwestia kilku dni.
Jeden z pokoi gościnnych został zamieniony na moje potrzeby. To znaczy, na potrzeby porodu. Doktor zgromadził wiele sprzętu szpitalnego, jak i kupił sporo krwi, aby była dla mojego maleństwa, bo po długich rozmowach stwierdziliśmy, że nie wiadomo, jaką dietę będzie preferowało, a jeśli krew, to na pewno na początku nie można podać maleństwu krwi zwierzęcej.
Z dnia na dzień, moje nastroje są coraz gorsze. Emmett nawet omija mnie szerokim łukiem, bojąc się, że coś mu zrobię z byle powodu. Ostatnio zrobiłam awanturę Jasperowi za to, że poszedł na polowanie bez Alice. Moje wydzieranie się zapewne było słychać w całym Forks, a trwało one… dziesięć minut. Następnie usiadłam na kanapie i z byle powodu płakałam.
Nie wiem jakim cudem - bo jestem wampirzycą - ale nie mam zupełnie siły się poruszać. Jeśli chcę się gdzieś przemieścić, Edward musi brać mnie na ręce, co powoduje moją jeszcze gorszą złość. O dziwo, nigdy nie zezłościłam się na Alice, Rosalie czy Esme. Zawsze na chłopaków, którzy cały czas marudzą, że są kozłami ofiarnymi… Chociaż nie! Po tym jak wywaliłam całą czwórkę przez okno i przyszpiliłam do drzewa, nie odzywają się ani słowem na temat moich humorków.
Częstym gościem w moim domu jest Jacob Black. Polubiłam typka. Jest naprawdę miłym chłopcem. Nawet Rosalie go polubiła. Często sobie docinają, ale przeważnie się z tego śmieją. Tylko na początkach blondynka warczała i narzekała na smród zamieszczający się w naszym domu.  Ale ku memu zadowoleniu znaleźli wspólny język i nawet smrody im nie przeszkadzały.
Jake jest jak mój starszy brat, lecz Edward tego nie rozumie. Raz nawet ostro się z nim o to pokłóciłam. Na koniec kazałam mu wyjść z mojej sypialni i wrócić dopiero, gdy wszystko sobie przemyśli. Wrócił po dwóch dniach z bukietem, składającym się z dwudziestu pięciu czerwonych róż.
Pewnego razu wybrałam się z siostrami na zakupy dla mojego maleństwa, bo obie stwierdziły, że jest za mało ubranek, a zapełniłyśmy już całą garderobę. Wyglądałam wtedy jakbym była w…. połowie szóstego miesiąca ciąży. Co trzeci mężczyzna patrzył się na mnie, ale kiedy spostrzegł, że jestem w ciąży, głośno wzdychał i odwracał wzrok. Mówię co trzeci, bo przecież była ze mną olśniewająca swą urodą Rosalie i chochlikowata Alice.
Moje rozmyślania przerwał wybuch głośnego śmiechu Emmetta. Wzdrygnęłam się i zamrugałam oczami. Ogarnęłam całą sytuację w sekundę. Otóż mój kochany szwagier wraz z Jasperem rozpoczęli bitwę na poduszki i jedna trafiła w Alice, przez co kilka piór wplątało się w jej chochlikowate włoski, a ona zrobiła morderczą minę. Wyglądała naprawdę śmiesznie, ale byłam świadoma, że może wydłubać Emmettowi oczy.
Jazz na szczęście szybko użył swojego daru i uspokoił mą siostrę. Ja natomiast wyciągnęłam się na kanapie i wpełzłam na kolana Edwarda, oczywiście z jego pomocą. Spojrzałam na kubek trzymany w moich dłoniach i pociągnęłam spory łyk czerwonego płynu. Krew rozpłynęła się po moim gardle, łagodząc narastający w nim ogień. Uśmiechnęłam się z dezaprobatą i wgryzłam w krakersa, po które wysłałam Emmetta, grożąc mu, że zamrożę go na dziesięć lat.
- Emmett, dlaczego do diabła rozwalasz poduszki w moim salonie?! - warknęłam, kiedy przełknęłam słone ciastko - Wiesz jak je lubiłam?!
Osiłek zastygł w bezruchu, bojąc się co mogę zrobić. Ja tylko machnęłam ręką i ułożyłam się wygodnie w ramionach Edwarda. Spojrzałam na siostry.
- Dzwonił Jacob? - spytałam.
Pokiwały głowami.
- Powinien być tu lada chwila - odpowiedziała mi Rosalie, kiedy trzasnęły drzwi frontowe - O wilku mowa!
Jacob wszedł do salonu z uśmiechem od ucha do ucha, jak zawsze w samych szortach z gołymi i do tego brudnymi stopami.
- Cześć wszystkim! - przywitał się, a wszyscy odpowiedzieli mu chórem „Hej, Jake” - A ty jeszcze nie urodziłaś? - zaśmiał się - Ile to tak można?
Wzruszyłam ramionami i sięgnęłam po kolejnego krakersa.
- Słychać coś nowego w sforze? - zapytałam.
Jacob się zaśmiał.
- Nie, Bells - mrugnął do mnie, a Edward się nastroszył - Jak zawsze nudno. Nawet, żadne wampiry nie wkroczyły na nasz teren, a tym bardziej na wasz.
Uśmiechnęłam się szeroko. Odkąd Jacob nas odwiedza, nie używa już terminów „pijawki”, czy też „krwiopijcy”.  Czy może teraz wampiry i zmiennokształtni będą żyli w zgodzie? Bardzo możliwe…
- Mam ochotę na truskawki z bitą śmietaną - mruknęłam sama do siebie i spojrzałam na Jaspera z uśmiechem.
- Niedługo będę - mruknął i wybiegł z domu, wpierw zabierając kluczyki od mojej Mazdy.
Słyszałam skrzypienie drzwi garażowych, dźwięk odpalanego silnika… To pozwoliło mi w jakiś sposób odpłynąć. Wtulona w tors Edwarda, zasnęłam…

Obudził mnie ostry ból brzucha. Rozwarłam szeroko oczy i jęknęłam. Kubek, ciągle trzymany w mojej dłoni wyleciał z niej i upadł na podłogę, a czerwona i lepka ciecz wsiąknęła w dywan. Jednak nie ta plama była teraz najważniejsza… Ten ból… Jeszcze gorszy od ognia, który czuje się podczas przemiany!
Krzyknęłam głośno i złapałam się za brzuch. Wiedziałam co się dzieje. Moje maleństwo próbuje wydostać się na świat. Edward wstał w błyskawicznym tempie ze mną na rękach i pobiegł na pierwsze piętro, do pokoju przyszykowanego na tę okoliczność. Położył mnie na białym, szpitalnym łóżku i zdarł ze mnie sweter.
Ból się nasilił, podobnie jak mój krzyk. Czułam, że coś w środku mi się urywa. Jakby ktoś wsadził mi do środka rękę i zacisnął ją na kościach, wszystkie je łamiąc. Instynkt podpowiadał mi, że z moim maleństwem coś się złego dzieje.
- Ratujcie ją! - wydarłam się na moją rodzinę - Wyjmujcie moją córkę!
Rosalie doskoczyła do mnie w sekundę i spróbowała coś mi wstrzyknąć, ale igła w kontakcie z moją ręką, się połamała. Słyszałam bicie serduszka mojej córeczki. Edward pochylił się nad moim brzuchem i obnażył zęby, aby po chwili wbić kły w skórę brzucha. Ból był nie do wytrzymania! Wydzierałam się ile sił w płucach.
Chwile później usłyszałam dźwięk łamanego metalu, zgrzyt kości… Te dźwięki przyprawiały mnie o dreszcze. Obraz przed oczami zaczął mi się stopniowo zamazywać. Kontury stały się niewyraźne, ale ciągle starałam się skupiać na wszystkim…
- Carlisle będzie za pięć minut - oznajmiła Alice, która znikąd wparowała do pokoju i podeszła do mnie. Widziałam ból malujący się na jej twarzy i byłam świadoma, że boi się mnie stracić. Złapałam ją za dłoń.
- Będzie dobrze, Al - powiedziałam zmęczonym głosem.
Resztki sił opuszczały moje ciało stopniowo, kiedy poczułam ból, jakiego nigdy dotąd nie doznałam, lecz po chwili ustał jakby ktoś wyłączył go przyciskiem. Moich uszu dobiegł płacz niemowlęcia. Spróbowałam zlokalizować moje dziecko, ale mój wzrok błądził po całym pokoju, nie mogąc się na niczym skupić.
- Renesmee - wyszeptał mój ukochany.
Po wielu wędrówkach, ujrzałam moje maleństwo. Małe dzieciątko, całe we krwi i trzymane przez Edwarda, wlepiło we mnie swoje czekoladowe oczka. Wydały mi się znajome, lecz za żadne skarby nie mogłam sobie przypomnieć czemu…
Zmusiłam swoje ręce do pracy i wyciągnęłam je przed siebie.
- Daj mi ją - poprosiłam.
Edward ostrożnie podał mi córeczkę. Poczułam ciepło bijące od jej kruchego ciałka. Przytuliłam ją do siebie i złożyłam delikatny pocałunek na jej zakrwawionym czole.
- Jesteś piękna - wyszeptałam z uśmiechem.
Renesmee jakby rozumiała co do niej mówię, odwzajemniła ten gest. Ujrzałam białe jak perełki ząbki, co dodało uroku mojej córeczce. Nie wątpiłam, że Renesmee już rozumie. W końcu nie jest normalnym niemowlęciem.
- Pamiętaj, że mimo wszystko, mamusia zawsze będzie cię kochała - po policzkach poleciały mi łzy i jeszcze raz ucałowałam małą w czółko.
Ręce mi zdrętwiały, lecz z całych sił, starałam się nie wypuścić małej z rąk. Jednak maleńka szybko zniknęła. Spróbowałam ją odszukać, ale nie zdołałam. Ciało mi zesztywniało i nie miałam siły ruszyć choćby małym palcem. Słyszałam jak przez taflę szkła swoje imię i inne nawoływanie, lecz nie mogłam się skupić na tym.
 Przed oczami stanął mi obraz córeczki. Jej uśmiechnięta buźka, zaróżowione policzki… Nie mam wątpliwości, że każdy z Cullenów ją pokocha i dobrze się nią zajmą. Będzie dobrze wychowana i za pewne szczęśliwa, mimo iż mnie zabraknie w jej życiu…
- Bello! - usłyszałam zrozpaczony głos ukochanego, który przebił się przez tą taflę otchłani - Musisz ze mną zostać! Słyszysz?!
Słyszę cię Edwardzie ­- pomyślałam, odciągając tarczę - Zaopiekuj się Renesmee. Pilnuj jej jak oka w głowie. Volturi będą chcieli ją skrzywdzić. Kocham cię, Edwardzie i zawsze będę cię kochać.
- Obiecuję, Bello - szepnął z mocą - Ale z twoją pomocą.
Uśmiechnęłam się i przymknęłam powieki. Chciałam walczyć, ale byłam świadoma, że nie dałabym rady. Otchłań, pełznąca w moją stronę była zbyt silna, abym mogła z nią zwyciężyć… Poza tym już wiele zrobiłam na tym świecie. A najlepsze z tego wszystkiego było to, że wydałam na świat niewinną i czystą istotę.
Przed oczami stanęła mi wizja, która rozerwała moje martwe już dawno serce na milion kawałeczków. Zobaczyłam swojego ukochanego z co najmniej czteroletnią dziewczynką, trzymając ją za rączkę. Dziewczynka była niezwykle smutna, a z jej czekoladowych oczu poleciały łezki. W prawej rączce trzymała bukiecik kwiatków. Edward również był bardzo przygnębiony. Weszli przez potężną bramę i ruszyli chodnikiem pomiędzy nagrobkami na cmentarzu. W końcu stanęli przed grobem, na którego płycie, ozdobionymi literami pisało;

Isabella Marie Cullen Swan.
Kochająca Żona i Matka.
Wspaniała Siostra, Córka oraz Przyjaciółka.

„Śmierć jest wspaniałym nauczycielem.
Niestety zbyt surowym…”

Dziewczynka przerzuciła swoje kasztanowe i długie loki na prawe ramię, po czym cicho szlochając ułożyła bukiecik na grobie. Na moim grobie.
- Kocham cię, mamusiu - szepnęła… Renesmee i wybuchła płaczem. Wtuliła się w Edwarda, który przykucnął i mocno ją przytulił - To przeze mnie nie żyjesz.
Zaczęłam krzyczeć, że to nie prawda, lecz ona mnie nie słyszała. Jak ona w ogóle mogła tak pomyśleć?! Umarłam bo okazałam się zbyt słaba, aby przeżyć ciążę. Donosiłam ją, ale to mnie wyczerpało…
- Nie prawda kochanie - zaprotestował Edward z wyraźnym smutkiem - Mamusia bardzo cię kochała i pomiędzy sobą, a tobą wybrała twoje życie. Nie obwiniaj się Renesmee.
Mój ukochany wziął ją na ręce i udał się ku wyjściu z cmentarza. Przy bramie zauważyłam Rosalie, wyglądającą jakby dostała pięścią w brzuch. Odebrała Renesmee i wsiadła do volvo. Edward odwrócił się na pięcie i spojrzał na mój grób.
- Nawet nie wiesz jak mi ciebie brakuje Bello - głos mu się załamał - Chciałem spędzić z tobą resztę wieczności. Dlaczego tak to musiało być? - westchnął z rozpaczą - Kocham cię i zawsze będę kochał do końca swoich dni.
Ja też cię kocham Edwardzie - pomyślałam i zaczęłam walkę z otchłanią, która podczas tej wizji, ogarnęła całe moje ciało i umysł. Kroczyłam ciężko ją pokonując, jakbym szła pod bardzo głęboką wodą. Nie mogłam opuścić rodziny. Swoją śmiercią za bardzo ich zranię. A szczególnie swoją córeczkę, która będzie obwiniała się o moją śmierć. Jest zbyt młoda, aby żyła z wyrzutami sumienia i to tak potężnymi.
A Edward? Jego też bardzo skrzywdzę. Wampir zakochuje się raz, na całe życie. To oznacza, że nigdy więcej nie znajdzie szczęścia, bo będzie rozpaczał po moim odejściu…
Nawiedziła mnie kolejna wizja, albo raczej wspomnienie.
Biegłam ile sił w nogach, głośno się śmiejąc, że udało mi się wymknąć z domu czarownic i czarodziejów. Wbiegłam w las, a liście chłostały mnie boleśnie po twarzy, ale nie przejmowałam się tym. Po jakimś czasie wpadłam na polankę i położyłam się na środku. Przymknęłam powieki rozkoszując się przyjemnym słońcem, opatulając swym ciepłem całe moje ciało.
Coś zaszeleściło pomiędzy drzewami, lecz nie zareagowałam, a mój uśmiech się powiększył. Poczułam na wargach delikatne muśnięcie i otworzyłam oczy. Zobaczyłam twarz Edwarda, chociaż spodziewałam się zobaczyć jego poprzednie wcielenie. Jednak to ucieszyło mnie bardziej.
- Kocham cię - wyszeptał.
- Ja ciebie również - powiedziałam i wpiłam się w jego miękkie usta.
Wizja się zakończyła, a przed oczami stanęła mi kolejna. Czy teraz całe moje życie przebiegnie mi przed oczami? Mimo obrazów pojawiających się w mojej głowie, uparcie walczyłam z otchłanią, która próbowała ogarnąć mnie jeszcze bardziej…
Szłam sobie po lesie, swobodnym krokiem, kiedy z krzaka znajdującego się pięć metrów ode mnie, z dzikim rykiem wyskoczyła lwica. Wyjęłam zza paska przypiętego do łydki nóż i przybrałam obronną pozę. W żyłach popłynęła adrenalina, spowodowana zetknięciem z groźnym zwierzęciem. Zawsze uwielbiałam czuć ją w żyłach. Już miałam rzucić się lwicy do gardła, kiedy usłyszałam w głowie jej głos.
- Nie chcę cię skrzywdzić - powiedziała, albo też raczej pomyślała - Jestem twoją bratnią duszą, Isabello.

***
Wróciłam do domu i zaniepokoiła mnie panująca wokół cisza. Spojrzałam na Nairę i zrozumiałam, że ma takie same podejrzenia jak ja. Wbiegłam do domu niczym torpeda, wywarzając drewniane drzwi. To co tam zastałam, przeraziło mnie. Wszystkie meble były poroztrzaskiwane i połamane. Lecz nie to w tym wszystkim było najgorsze. Jęknęłam i upadłam na kolana, widząc martwych rodziców. Ich ciała były zakrwawione, podrapane, poszarpane i posiniaczone. Nieprzytomne i nieprzeniknione oczy wpatrywały się nie w moją postać, co zmroziło mnie od stóp do głów.
- Nie! - krzyknęłam i zalałam się łzami.
Przykro mi Isabello - pomyślała moja przyjaciółka.
Wzięłam głęboki wdech i poczułam kilka słodkich zapachów, które przyprawiły mnie o mdłości. Zapamiętałam je, zapewne do końca swoich dni. Moje oczy stały się puste jak u lalki. Cała dobroć jaka była we mnie do tej pory, wyparowała niczym kałuża podczas upalnego dnia. Wstałam i pochowałam ciała rodziców.
Odwróciłam się do lwicy.
- Pora się zemścić - wyszeptałam i biegiem ruszyłam przed siebie, prowadzona tropem zabójców moich rodziców…

***
Minęło wiele czasu do śmierci rodziców, a ja zdążyłam się pogodzić z ich stratą. Oczywiście, że się zemściłam na dwóch mężczyznach, którzy się do tego przyczynili. Do tego kilkaset lat temu, Naira zaginęła. Tak. Zaginęła. Nie wiem jak to się stało. Ja poszłam na polowanie, a kiedy wróciłam w miejsce, w którym widziałam ją po raz ostatni, jej już nie było.
Szukałam jej cały czas i starałam się nawiązać kontakt przez łączącą nas telepatię, ale nic mi nie wychodziło. Przez te wszystkie lata stałam się legendą. Isabella Marie Swan. Każdy wie, że jestem najpotężniejszą istotą na tym świecie i za pewne się mnie boją… Zabiłam wiele razy swoich pobratymców. Tych, którzy na to zasłużyli i nie tylko. Stałam się maszyną do zabijania.
Biegnąc lasem, gdzieś w okolicach Kanady, zauważyłam dwie wampirzyce. Jedna, blond piękność o figurze modelki, a druga o czarnych, króciutkich i nastroszonych włoskach, swą urodą przypomniała mi chochlika. Obie miały złote oczy, co świadczyło o diecie zwierzęcej.
Wstały z kamieni, na których siedziały i chochlica tanecznym krokiem ruszyła w moją stronę, lecz powstrzymałam ją głośnym i groźnym warknięciem. Blondyna zasłoniła swoją towarzyszkę ciałem i przybrała obronną pozę, również na mnie warcząc.
- Rosalie, nie - szepnęła brunetka dźwięcznym głosem - To jest…
- Isabella Marie Swan - wysyczała blondyna i natychmiast się wyprostowała.
Pokiwałam głową ze zjadliwym uśmiechem.
- Nazywam się Alice Mary Brandon - przedstawił się chochlik - A to moja siostra Rosalie Hale. Chciałybyśmy się do ciebie przyłączyć - wypaliła bez skrupułów.

Wizje się zakończyły, a ja nadal nie przebrnęłam przez otchłań. Spróbowałam przyspieszyć tępo, ale na marne były moje wysiłki. W oddali ujrzałam światełko. Może ono jest moim kołem ratunkowym? Z każdym krokiem, ono się powiększało, aż w końcu całkowicie mnie oślepiło.
Wydostałam się z otchłani z szerokim uśmiechem i ogromną ulgę. Może jednak będę uczestniczyła w życiu córki? Zobaczę jak stawia pierwsze kroki, jak wypowiada pierwsze słowo… Jak idzie do szkoły, bawi się, zakochuje się…
Przesłoniłam dłonią oczy, aby móc coś zobaczyć poza oślepiającą mnie łuną światła. Moich uszu dobiegły jakieś szmery. Starałam się wyłapać poszczególne słowa, ale jedyne co zrozumiałam to: „Renesmee… Nie… Żyje…”. Miałam ogromną nadzieję, że to jednak miało być inne zdanie. Zamknęłam oczy, odliczyłam do dziesięciu i ponownie je otworzyłam.

Zniknęło rażące światło, a znalazła się moja sypialnia. Cała rodzina mnie otaczała, a moja córeczka trzymana przed swojego ojca, pomachała mi wesoło. Czyli jednak udało się. Przeżyłam poród i będę szczęśliwa z rodziną aż po wieczność…

---------------------------------------------------------------------------------------
Tak, tak jednak wróciłam :-) Nie będę usuwała, ani zawieszała tego bloga :) Uświadomiliście mi, jak wiele bym straciła, robiąc jedną z tych rzeczy xD Macie racje... Ta historia mnie pochłonęła i muszę ją skończyć xD
To jest chyba najdłuższy rozdział z czego jestem zadowolona :) Pobiłam swój rekord :D
2672 słów! ;>
Dedyczki otrzymują:
- Issie,
- Marlena,
- Karolina,
- Beata,
- Renesmee535,
- be.yoursefl.ks,
- Asia Dabkowska,
- Bella,
- Marylou,
- Lina,
- Alice Chochlik Swan,
- Aleks Andra,
- Kasia Starkowska,
- Mariola Myszka,
- Paulaa. Marta,
- Nienormalna Basia,
- Wioletta Michalak,
- Marta Rosiak,
- Oraz 9 anonimków, którzy nie podali swoich imion, a byli odwiedli mnie od pomysłu zawieszenia lub usunięcia tego bloga :-)
Dziewczyny, naprawdę wam dziękuję za tak ogromne wsparcie! Dziwiłam się bardzo, że komentarzy tak strasznie przybywa i płakać mi się chciało kiedy czytałam wasze opinie. Nawet nie wiecie ile dla mnie znaczy to, że jesteście ze mną, czytacie wszystko co piszę i chcecie, abym kontynuowała historię. Wasze groźby przyjęłam do serca :) Mam jednak nadzieję, że już nie chcecie mnie zabić, bo kontynuuję opowiadanko :)
Chciałam podziękować ogólnie wszystkim, zaglądającym na tego bloga :) Nie sądziłam, że będę miała tak wiele wejść! :D Przecież już przekracza 19 tys. co myślałam, że nigdy się nie stanie O.o A podbijecie do 20 tys? Hmm? :) Nie, no żarcik :) Do niczego was nie zmuszam :P
Na koniec kilka prezentów ode mnie kochani :** Za te moje ostatnie wywody o zawieszeniu lub usunięciu bloga :p

Taki tam filmik na umilenie dzionka <3
I jeszcze fotka naszego seksownego i zajebistego wampirka :**

I jak tu się w nim nie zakochać? Dla mnie już jest za późno :)

Dla Was i Tylko dla Was
Pisała z Miłą Chęcią
Zwariowana Natalia <3

19 komentarzy:

  1. kurde jak się ciesze że nie zawieszasz bloga !!! HuRa !!!!!!!!

    a co do rozdziału super na początku chciało mi się śmiać (hahaha)
    ale późnij np. jak renesmee płakała na jej grobie i mówiła że to wszystko jej wina :((
    zakręciła mi się łezka w oku :)
    całe szczęście że belle Uratowali :))

    Czekam Na NEXT !!!

    pozdrowionka :**


    Renesmee535 :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet nie wiesz jak mi ulżyło, że jednak nie zawieszasz/usuwasz bloga!
    Rozdział jak zwykle świetny i z niecierpliwością czekam na następny :)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział cudowny!!! Cieszę się że nie zawieszasz bloga bo twoje rozdziały są coraz lepsze ;D Mam nadzieję że Bella przeżyła ;D I czekam na kolejne notki
    Życzę weny ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne. Cudowne. GENIALNE! Ty to masz pomysły kochana :*** I nie mów, że się mnie nie boisz, bo wszyscy się mnie boją. Hihihi :p Bellcia napeeewno przeżyła i wiem co ona zrobi, ale muszę być cicho, bo ciebie się boję, a nie chce mieć powyrywanych włosów ;/ Jestę leniwa i nie chce mi się pisać.

    Pozdrowienia i do napisania na gg.
    Issie ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział fajny, chociaż za wiele się nie wydarzyło. Wiedziałam, że Bells przeżyje. Happy endzik musi być :P
    Czekam na nn i życzę weny

    Katherine

    OdpowiedzUsuń
  6. Czy Ty chcesz żebym ja dostała zawału.??
    Już się wystraszyłam, że Renesmee będzie wychowywać się bez mamy :( Łza się w oku zakręciła ;/ .
    Dobrze, że Bella była dość silna żeby odepchnąć pochłaniającą ją ciemność.. Przypominało mi to co nieco książkę, ale Ty opisałaś to fajniej :D:D
    Tak bardzo się cieszę, że nie zawiesiłaś bloga.! Ulżyło mi :D
    Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdział Kochana :D
    PS. Będziesz kontynuować " Krótka historia " .. ?
    POZDRAWIAM :d

    OdpowiedzUsuń
  7. Po pierwsze bardzo sie ciesze ze nie zawieszasz czy usuwasz bloga...hip hip hura
    po druge rozdzial zajebisty:-czekam nann.Bella

    OdpowiedzUsuń
  8. Po pierwsze bardzo sie ciesze ze nie zawieszasz czy usuwasz bloga...hip hip hura
    po druge rozdzial zajebisty:-czekam nann.Bella

    OdpowiedzUsuń
  9. Super jak zawsze! Dzięki za dedyk (Nienormalna Basia)
    PS Na Allani.pl masz ode mnie wiadomości (2) (Zakręcona-Basia).

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeju! Po prostu brak słów. W niektórych momętach aż łezka się w oku kręci. Czekam na NN.

    P.S. Dzięki za dedyk ;D

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeeej rozdział extra ^^
    W fregmencie ze cmentarzem miałam łzy w oczach.
    Teraz tylko cię znaleźć i wyściskać, że nie zawiesiłaś, ani nie usunęłaś tego bloga i za tak wspaniały rozdział :D
    Czekam na więcej tak samo wspaniałych rozdziałów ^^
    Pozdrawaiam i życzę weny do nn :)
    PS. Dzięki za dedyk :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Yeee.!!!
    Rozdział świetny poprostu "perfecto".!
    Dziękuje za dedyk i cieszę się że kontynuujesz bloga.!

    Pozdrawiam i życzę ceny.! ;*

    OdpowiedzUsuń
  13. hej rozdział świetny czekam na następny a przy okazji mam pytanie znalazłam kiedyś blog jak esme po przemianie ucieka od carlisla
    nastepnie przemiania rosalie i na końcu belle przeprowadzają się do forks i spotykają cullenów ma ktoś link jak tak to poprosze w komentarzach plissss

    OdpowiedzUsuń
  14. No więc zacznę od tego, że przez Ciebie potrzebne mi chusteczki :D ;/ . \
    Kochanaa.!! Z rozdziału na rozdział coraz bardziej mnie zadziwiasz. Masz takie świetne pomysły, że Ci zazdroszczę. Wiesz, bardzo się cieszę, że postanowiłaś jednak nie uśmiercać Belli.. Osobiście nie mogę czytać takich opowiadań, ponieważ zaraz zaczynam ryczeć jak głupia. Tak.. Gdy Renesmee zaczęła się tak obwiniać przy grobie Belli to już w ogóle była masakra.
    Pewnie pomyślisz, że jestem jakaś nienormalna :D Te wizje, a później strach, że Renesmee nie żyje. Ehh. Dobrze, że to była tylko taka zmyłka. :d Nic dodać, nic ująć. Brak mi słów. :D
    To teraz powiem jeszcze, że bardzo, bardzo, bardzo i jeszcze 100 razy bardzo się cieszę, że nie zawiesiłaś czy usunęłaś bloga.
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie .. ;* .!
    Marta :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Hej,
    Pierwszy raz czytałam Twojego bloga, weszłam na niego żeby zareklamować swojego ale mimowolnie zaczęłam czytać ten rozdział. Od momentu jak Edward z Ness wchodzą na cmentarz i Bella chyba widzi ich czy coś takiego jak stają nad jej grobem i potem jak brnie przez tą otchłań i pojawiają sie wspomnienia itd.. NIe mam najmniejszego pojęcia o co tu chodzi ale zamurowało mnie. Twój styl pisania jest prze świetny a mi się chciało ryczeć chociaż nie wiem o co chodzi. To jest już 20 rozdział więc pewnie wiele się wydarzyło :D
    No ale przyszłam tutaj też polecić swojego bloga więc zapraszam i do siebie.
    http://through-death-to-immortality.blogspot.com/

    Weny życzę i będę wpadać częściej! :*

    OdpowiedzUsuń
  16. TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAKKKKKKKKKKKK!
    OBIE PRZEŻYŁY! YUPIKAJEJ!
    I te wizje! Żeby tylko się to z cmentarzem nie spełniło...
    No to teraz czekam na ślub Ali i Jaspera oraz Rose i Emcia :D
    A tak wgl, to jak spróbujesz mi tu zawiesić tego bloga, to ZROBIĘ TO CO TY MI CHCESZ ZROBIĆ! No wiesz, to z kałachem...




    Ps. Zapraszam na rozdział 46 na inna-bellaswan.bloog.pl :D
    Gdzie czekają na Cb kolejne niespodzianki i chwile pełne strachu...

    OdpowiedzUsuń
  17. Oj tak jest rozdział ;) Jest boski jak nie wiem co ;*
    Czekam na nn ;)
    Beata ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Już się bałam ,że umrze ;// Ale naszczęście się jej udało :D Świetny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń