Życie
Isabelli zmieniło się diametralnie, dzięki poznaniu Edwarda. Straciła już
resztki nadziei na znalezienie prawdziwej miłości. Osoby, która pobudzi jej
martwe od kilku tysięcy lat serce. Los jednak się do niej uśmiechnął i postawił
na jej drodze wpierw siostry, a następnie Edwarda i jego rodzinę.
Nikt nie
miał świadomości, że wcześniej już się poznali i byli razem. Nawet sama
Isabella. Dowiedziała się dopiero z czasem. Poukładała wszelkie elementy tej
skomplikowanej układanki i opowiedziała tę historię innym.
Rosalie i
Alice, zabiły odrobinę piekielną kobietę,
lecz Edward Anthony Masen Cullen całkowicie i bezpowrotnie ją zniszczył.
Wydobył na wierzch miłą i sympatyczną Bellę, która dała mu szczęście, wyszła za
niego i urodziła córkę.
Bella
spełniła swoją obietnicę daną siostrom. Alice urodziła małą Mary, Rosalie
małego Josepha, a… Esme małego Michaela. Wiedziała, że teściowa również pragnie
zaznać prawdziwej matczynej miłości, więc dała jej tę możliwość.
Gdy Renesmee
miała trzy latka, wszyscy przeprowadzili się do New Jersey i zamieszkali osobno,
lecz w małym odległościach, aby zawsze być w kontakcie. Córeczka Belli i
Edwarda, mimo swojego wieku wygląda na siedem lat, a umysł ma mądrzejszy niż
nie jeden dorosły. Mając kilka miesięcy, nauczyła się chodzić z gracją równą dorosłemu wampirowi, czytać płynnie, bez najmniejszych błędów…
Jest
rozpieszczana przez swoich rodziców i ma wszystko czego tylko zapragnie. Wie,
że Jacob Black się w nią wpoił, ale jakoś nie pamięta tego wilka, bo widziała
go tylko przez dwa dni, gdyż jej matka wygoniła go i zabroniła się zbliżać, a
ten usłuchał, chociaż było mu niezwykle ciężko…
Ale zajrzyjmy
do domu doktora Cullena… W środku, mimo późnego wieczoru, było słychać krzyki,
piski, rozmowy i śmiechy. Po całym domu latało czworo dzieci, w tym najstarsza ze
wszystkich Renesmee. Jednaj jej cioteczne rodzeństwo jest młodsze zaledwie o
dwa miesiące…
W dużym
salonie, rozmawiając wesoło, siedziała cała rodzina Cullenów. Bella z Edwardem.
Alice z Jasperem. Rosalie z Emmettem. Esme z Carlisle’em. O dziwo, każda z pań,
miała delikatnie widoczny już brzuszek.
- Renesmee!
- krzyknęła nagle Bella, słysząc dźwięk tłuczonego szkła - Chodź tu do mnie!
Wołana przez
matkę, niczym błyskawica wpadła do salonu, ze skruszoną miną.
- Nie
chciałam - powiedziała - Samo spadło, jak goniłam Mary.
Al i Jasper
wywrócili tylko oczami, słysząc o swojej córeczce. Bella przytuliła córkę i
pocałowała ją w czółko.
- Dobrze,
ale uważaj następnym razem - poprosiła - Masz szczęście, że to nie był antyk,
bo nie jestem pewna czy twój tata znalazłby taki drugi.
- Dobra! -
krzyknęła Renesmee i pobiegła bawić się z rodzeństwem.
Nagle, zanim
ktokolwiek zdążył choćby mrugnąć okiem, synek Rosalie wbiegł po schodach i się
potknął, co spowodowało, że zaczął spadać. Najszybciej otrząsnęła się Bella.
Zerwała się na równe nogi i złapała chłopca, zanim upadł.
- Dziękuję
ciociu - powiedział i się do niej przytulił.
- Nie ma
sprawy - zaśmiała się i odeszła, gdy chłopiec ją puścił - Czy oni zawsze muszą
tak rozrabiać? - spytała.
- To tylko
dzieci, Bello - powiedziała ze śmiechem Esme - Zobaczysz co to będzie, jak
będzie ósemka.
Wszyscy się
zaśmiali.
- Wtedy
będzie trzeba ich przywiązać za nogi do stołu - zażartował Emmett.
- Jeżeli
będą mieli rozum po nas, to bez problemu sobie poradzą, ale jeśli po was -
Alice spojrzała po chłopakach - To nawet nie wpadną na to, żeby rozwiązać
sznurek czy czym tam ich przywiążecie.
Salon
wypełniły śmiechy ciężarnych, a następnie ich mężów.
Podobała wam
się historia piekielnej kobiety? Nie
oceniajcie ludzi po tym, co inni o nich mówią. Ludzie, a w tym przypadku
wampiry się zmieniają. Wystarczy po prostu dać im szanse…
Jest mi smutno, ale nie mogłam inaczej :( Jestem jeszcze na siebie zła, że Epilog mi nie wyszedł :( To koniec już tej historii... Ale nie koniec Zwariowanej Natalii... Mam jeszcze trzy blogi, na których mnie znajdziecie. Nie opuszczę was tak łatwo...
Aż mi się płakać chce, że kończę tego bloga :-( Przywiązałam się do tej opowieści. :( Nie sądziłam, że tak trudno będzie mi się z nią pożegnać :(
Kochani! Dziękuję wam z całego serca, że od początku mojego blogowania jesteście ze mną i mnie nie opuszczacie :** Dziękuję za wiele wiele wiele wiele wiele wejść! :D Nie sądziłam, że ktoś w ogóle będzie chciał to czytać <3
Z każdym dniem, widząc ile przybywa komentarzy, wejść,a nawet obserwatorów... Nie wierzyłam własnym oczom. Myślałam, że to będzie niewypał, a wy tymczasem czytacie go od początku do końca! :** Jesteście tu, dając mi solidnego kopa, aby pisała dalej <3 Wasze słowa wiele dla mnie znaczyły, gdy to pisałam... Czasem myślałam: "A może usunąć tego bloga?" Gdy się z wami dzieliłam tą myślą, wy skutecznie odwiedliście mnie od tego pomysłu za co wam dziękuję :**
Jestem z wami krótko, bo nawet nie pół roku, ale naprawdę cieszę się, że załozyłam tego bloga <3 Zrozumiałam, że mam dla kogo pisać, co mnie ogromnie cieszyło i nadal cieszy <3 Mam nadzieję, że będziecie ze mną również na innych blogach, a szczególnie na http://love-is-stronger-than-hate.blogspot.com/, na którym tak właściwie pojawił się rozdział 1 :**
Jeszcze raz dziękuję i do zobaczenia na innych blogach <3
Wchodząc do
domu, zauważyłam Rose, schodzącą po schodach i trzymającą Renesmee na rękach. Uśmiechnęłam się do córeczki szeroko, a ona odwzajemniła ten gest, wyciągając w moją stronę rączki. Przejęłam ją od siostry i cmoknęłam w policzek.
Alice znów zaczęła coś mruczeć pod nosem o beznadziejnym stylu, aż w końcu pisnęła i zaczęła rysować coś w tym swoim zeszycie. Wywróciłam tylko oczami i wyszłam z córeczką do ogrodu. Za nami wyszedł również Edward i objął mnie w talii. Uśmiechnęłam się do niego, a on pocałował mnie delikatnie w usta.
- Musimy jechać do Voltery - powiedziałam, a ukochany zesztywniał.
- Po co?
Westchnęłam.
- Obiecałam, że jak tylko urodzę, wyrzeknę się władzy. Poza tym trzeba powiedzieć im o Renesmee, albo nawet ją pokazać, żeby w przyszłości nie zapragnęli jej zabić. Przy okazji ustalimy mały pakt.
Edward zastanowił się nad moimi słowami.
- Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł... no wiesz, ten z mówieniem im o Renesmee - naprawdę się martwił.
- Kochanie... - zaczęłam - Z czasem ktoś doniesie Volturi o naszej córce, a jako, że ja nie będę już miała władzy, będą chcieli nas zabić, bo nie wyznaliśmy im prawdy. Wprawdzie ochroniłabym nas wszystkich, ale po co stwarzać Renesmee niepotrzebne problemy? - odwróciłam się w stronę domu - Sądzę jednak, że cała nasza rodzina powinna lecieć do Włoszech. Idę ich poinformować o swoich planach.
Weszłam po werandzie i wkroczyłam śmiało do salonu. Na moje szczęście nikt się nie zwinął i czymś się nie zajął. Chrząknęłam i wzrok każdego powędrował na mnie. Nawet Al, oderwała swoje złote oczy od zeszytu. Poinformowałam ich o swoim planie, a oni od razu się zgodzili. Podziękowałam im i oznajmiłam, że pora się pakować, ale mamy wziąć jak najmniej rzeczy, chociaż w przypadku Alice to raczej mało możliwe... Jasperowi nakazałam na zarezerwowanie biletów.
Oddałam córkę Edwardowi i niczym torpeda wpadłam do garderoby. Wyjęłam dwie walizki. Jedną dla mnie, drugą dla mojego męża i spakowałam najpotrzebniejsze ubrania. Potem spakowałam również Renesmee i zeszłam z trzema walizkami na dół, a za mną Emmett i Jasper. Ten pierwszy z dwoma, a ten drugi z... ośmioma. Widziałam jego minę męczennika, ale tylko się zaśmiałam.
- Dobra - powiedziałam - Ja jadę z Edwardem i Renesmee Mazdą, Esme z Carlisle'm jadą Mercedesem, Al z Jasperem Porsche, a Em z Rose jadą BMW. Spotykamy się na lotnisku. Czy wszystko jasne?
Pokiwali zgodnie głowami, więc poszłam do garażu i wsiadłam do samochodu. Edward przypiął małą w foteliku, a sam zasiadł za kierownicą. Odpalił silnik i jako pierwszy wyjechał z garażu. Moja córeczka ziewnęła i już po chwili spała w najlepsze.
- Kocham cię Edwardzie - szepnęłam.
- Ja ciebie również kocham, Bello - powiedział z mocą i chwycił mnie za dłoń.
Po dwóch dniach, dolecieliśmy do Włoszech. Na lotnisku czekały na nas zamówione taksówki, co było nam na rękę, bo nie musieliśmy iść wiele kilometrów i to z wieloma walizkami. Zapewne wiele przechodniów zdziwiłoby się widząc Jazz'a z ośmioma walizkami i do tego, jakby niósł je bez najmniejszego trudu.
Do taksówek wsiedliśmy w takim samym składzie jak pojechaliśmy na lotnisko. Renesmee już wstała i z zaciekawieniem oglądałam widoki za oknem. Taksówkarz spoglądał to na mnie, to na Edwarda, a na końcu na Renesmee.
Chwyciłam męża za rękę, bo dojechaliśmy właśnie do Voltery. Każdy zarzucił na siebie czarną pelerynę, którą obowiązkowo kazałam wziąć. Jednak darowaliśmy sobie zakładanie na głowę kapturów. Renesmee była ubrana na czarno, aby mniej się wyróżniać.
Mijane wampiry patrzyły się na nas z odrazą, ale kiedy spostrzegli moje fioletowe oczy, brali głęboki wdech i się kłaniali. Nie odwzajemniałam tych gestów, bo nie było na to czasu. Mam tylko nadzieję, że Aro nie będzie robił żadnych problemów, bo inaczej spalę go żywcem.
Doszliśmy do wielkich, mosiężnych drzwi. Emmett bez najmniejszego trudu je wyrwał z framug i wielkim łoskotem upadły na posadzkę, robiąc w niej spore wgniecenie. Wielka trójca, patrzyła na nas z szeroko otwartymi oczami. Pierwszy otrząsnął się Aro. Wstał i wyciągnął do nas ręce, ale zaraz je opuścił, słysząc mój warkot.
- Co was do nas... - urwał, gdy zobaczył Renesmee - Nieśmiertelne dziecko!
Kajusz zerwał się ze swojego miejsca i warknął.
- Złamaliście prawo! - syknął, na co moja córeczka mocno się wtuliła w moją szyję - Jeszcze raczycie się tu pojawiać?!
Zaczęłam się śmiać, po czym spoważniałam i warknęłam. Zrzuciłam z siebie pelerynę i ukazałam się im w niebieskiej sukni.
- Nie zapominaj Kajuszu, że odebrałam wam władzę, więc w żaden sposób, nie możesz nas zabić! - warczałam - Jeśli zrobisz choć jeden ruch lub jeden z waszych strażników, bez najmniejszego trudu zginiecie! Poza tym sam możesz usłyszeć, że bije w niej serce!
Aro uniósł rękę.
- Ale uspokójcie się moi mili - powiedział miłym głosem - Nikt tu nie zamierza nikogo zabijać - przybliżył się do nas - Co was do nas sprowadza moi kochani?
- Jestem gotowa oddać wam władzę... - jego oczy rozbłysły - Ale pod kilkoma warunkami!
Pokiwał głową na znak abym kontynuowała. Oddałam Renesmee, Edwardowi i dumnie się wyprostowałam.
- Mojej córce nie będzie groziło jakiekolwiek niebezpieczeństwo z waszej strony. Nie będziecie chcieli skrzywdzić ani mojej rodziny, ani moich przyjaciół. Jeżeli natomiast będzie szykowała się jakaś bitwa... ja stanę po waszej stronie, jeżeli uznam, że ta bitwa jest konieczna.
Aro pokiwał głową.
- Oczywiście droga, Isabello - powiedział, przeciągając moje imię - Możemy ci to obiecać.
- W takim razie... - zamknęłam oczy - Ja Isabella Marie Swan, wyrzekam się swojej władzy.
Czułam jak unoszę się w powietrzu, a następnie obracam wokół własnej osi. Każda część mojego ciała, zaczęła niemiłosiernie boleć, lecz nie wiedziałam czemu. Zachciało mi się krzyczeć z bólu, ale przez wzgląd na moją córeczkę, zacisnęłam zęby.
W końcu, opadłam na podłogę, jak szmaciana lalka. Ktoś natychmiast do mnie pobiegł i złapał mnie od tyłu. Otworzyłam oczy i aż krzyknęłam widząc, że straż trzyma moją rodzinę, a Aro moją córeczkę. Warknęłam przeciągle.
- Obiecałeś! - warknęłam, a on zaczął się śmiać.
- Oczywiście. Ale wiedziałem, że po oddaniu mi władzy, jakaś cząstka ciebie, odbierze ci również dary - uśmiechnął się zjadliwie - Musiałem jakoś cię przekonać do tego, czyż nie?
Sprawdziłam swój stan i uśmiechnęłam się zjadliwie.
- Jesteś pewny, Aro? - powiedziałam, a on zmarszczył brwi.
W tej samej chwili, dwóch wampirów, padło z krzykiem na podłogę. W mgnieniu oka znalazłam się przed Aro i wyrwałam mu Renesmee z rąk. Przyciskając ją sobie do piersi, rozpętałam na sali tronowej piekło.
Ogień zaczął się rozprzestrzeniać. Używając daru Jane na strażnikach, uwolniłam swoją rodzinę, po czym osłoniłam różnego rodzaju tarczami. Wypełniłam całą salę ogniem, dodając silne podmuchy wiatru, hipnozy, dar Jane...
Edward odebrał ode mnie Renesmee, abym miała lepsze pole do popisu. Nie bałam się. Śmiałym krokiem podeszłam do Aro i chwyciłam go za koszulę, unosząc do góry.
- Ze mną się nie zadziera, Aro - warknęłam - Władza odeszła, ale za to wzbogaciłam swoje moce.
Rzuciłam go w najbliższy płomień i nie zareagowałam na jego krzyk. Widziałam jak każdy płonie, a nie może uciec, ponieważ poprzez dar, ich unieruchomiłam. Ich twarze wykrzywiał grymas bólu, gdy ich ciała pożerały płomienie. Salę wypełniły przeraźliwe krzyki, aż Renesmee się skuliła.
- Być może to już koniec jakiejkolwiek władzy na tym świecie - powiedziałam, wychodząc na korytarz - Ale jeżeli coś będzie nie tak, ja się tym zajmę własnoręcznie. Nie straciłam władzy do końca - moje oczy nakryła dziwna mgła - Moja władza dopiero się zaczyna.
Dojechawszy do Forks, byłam padnięta. Nie fizycznie, ale psychicznie. Ułożyłam maleńką w jej łóżeczku, a sama poszłam do swojej i Edwarda sypialni. Wzięłam wpierw gorący prysznic, a następnie, ubrana w koszulę nocną (tak, zamierzam iść spać) wczołgałam się pod kołdrę.
Użyłam daru na wszystkich domownikach i widziałam jak cienka warstwa czegoś różowego rozchodzi się po całym domu. Edward wbiegł do sypialni, a ja udałam, że śpię. Jednak mój "sen", go nie przekonał.
Słyszałam jak zamyka drzwi na zamek i zasuwa zasłonki, a następnie kładzie się ostrożnie obok mnie. Poczułam na ramieniu jego usta. Sunął z pocałunkami ku górze, aż zbliżył się do moich ust.
- Wiem, że nie śpisz, kotku - zamruczał mi do ucha.
Uśmiechnęłam się i otworzyłam oczy.
- Bo ktoś nie daje mi spać - rzuciłam i wpiłam się w jego wargi z niezwykłą zachłannością.
Edward przeciągnął mnie sobie na kolana, więc usiadłam na nim okrakiem, ocierając się o jego erekcję. Jęknął w moje usta, co mnie cholernie ucieszyło. Sięgnęłam palcami do guzików jego koszuli, ale po chwili stwierdziłam, że jej rozpinanie nie ma sensu i po prostu ją z niego zerwałam. Ukochany położył mnie na łóżku, a sam ulokował się na mnie. Całował mnie po szyi i zszedł na dekolt. Wsunął ręce pod moją koszulę i pozbawił mnie bielizny.
Nie wytrzymałam i przyciągnęłam jego twarz do swojej, namiętnie go całując. Edward zdjął z siebie resztę ubrań, a ze mnie koszulę i całując moją szyję, wszedł we mnie. Jęknęłam cicho, czując go w sobie. Oplotłam go nogami w pasie i pchnęłam delikatnie w jego stronę. Znaleźliśmy wspólny rytm. Edward wziął moją dolną wargę w swoją i delikatnie zassał.
- Kocham cię - powiedziałam.
- Kocham cię - powtórzył, coraz szybciej się we mnie poruszając.
Przekręciłam nas tak, że teraz to on leżał pode mną. Usiadłam na nim i poruszałam delikatnie biodrami, wywołując u niego cichy jęk. Nagle on również usiadł i zaczął całować moje piersi, ssąc i kąsając moje sutki.
Wplotłam dłoń w jego kasztanowe włosy i delikatnie szarpnęłam. Odchyliłam głowę do tyłu i zaczęłam poruszać szybciej biodrami, czując, że zaraz dojdę.
Edward doszedł chwilę po mnie, jęcząc głośno. Podziękowałam swojej zapobiegliwości, że otoczyłam pokój dźwiękoszczelną powłoką. Opadłam na tors Edwarda z błogim uśmiechem. Ukochany zaczął wodzić dłonią po moim ciele, co jakiś czas całując mnie we włosy.
- Bello... - zaczął poważnie Edward. Uniosłam się na łokciu i na niego spojrzałam - Chciałbym abyśmy zamieszkali razem. Tylko ty, ja i Renesmee.
Nie wiedziałam co powiedzieć, chociaż ucieszyłam się bardzo. Perspektywa mieszkania sam na sam z Edwardem i córeczką? Kto by zrezygnował? Pokiwałam tylko głową i pocałowałam go namiętnie.
- Zgadzam się - powiedziałam - Nawet nie wiesz jak się cieszę!
Wampir się zaśmiał i złączył nasze usta w pocałunku, zjeżdżając dłonią w dół mojego ciała. Pchnął mnie delikatnie na poduszki, nie przestając mnie całować. Rozszerzył mojego nogi ręką, po czym wszedł we mnie dwoma palcami. Jęknęłam w jego usta, nie przestając go całować. Muszę przyznać, że tę czynność, mogłabym wykonywać wiekami...
- Edward! - krzyknęłam, wyginając się w łuk. Jego palce przyspieszyły swoje ruchy, co wywołało mój kolejny jęk - Och!... Tak!
Moje jęki najwyraźniej go usatysfakcjonowały, bo uśmiechnął się szeroko, ukazując rząd śnieżnobiałych i równych zębów. Warknęłam cicho, czując jak ruchy jego palców zwalniają, a on tylko się zaśmiał i powrócił do wcześniejszego rytmu.
Chwilę później doszłam, a mój jęk rozszedł się po całym pokoju. Opadłam na poduszki ciężko dysząc. Nie zdążyłam uspokoić oddechu, kiedy Edward ponownie mnie pocałował z szerokim uśmiechem i pieszcząc dłonią moje piersi, wyszeptał: - Ta noc, należy do nas, kochanie. -------------------------------------------------------------------- Da dam! No i rozdziałek 22 za nami :D Nie dziwcie się tak, że Edward jest taki napalony, ale jak nie kochał się z Bellą podczas ciąży, to trochę musi się wyszaleć c'nie? xd I era Volturi przepadła na dobre :) No co?! Nigdy ich nie lubiłam xd Trzeba ich było unicestwić! :D Wiem, że się cieszycie :** Dedykuję ten rozdziałek ponownie wampirkowi. Za ten świetny komentarz, za nasze rozmowy na ask'u i gg <3 No i oczywiście za to, że namówiłaś mnie na założenie kolejnego bloga :** Dziękuję kochana <3 To wszystko na dziś...? Nie! Bym zapomniała! :D Sądzę (ale jeszcze nie wiem), że ten rozdział jest ostatnim rozdziałem na tym blogu xd Wiem, krótko pisałam, ale skoro Volturi już zabici... Wprawdzie wymyśliłabym coś jeszcze, ale zastanawiam się, czy w niedługim czasie nie dodać Epilogu <3 To jeszcze nie jest pewne :) Albo następnym razem pojawię się z Epilogiem, albo z Rozdziałem numer 23 <3 Zobaczymy <3 Bym wam za wszystko teraz podziękowała, ale podziękowania pojawią się wraz z Epilogiem <3 Nie wiem, czy będzie on następną notką czy też nie :**
Pozdrawiam <3
Natalia <3
P.S. Ten wierszyk na początku jest mego autorstwa :D Wiem, że głupi, ale Cii! :D
Podniosłam się z łóżka i w wampirzym tempie znalazłam się przed
moim ukochanym i córeczką. Spojrzałam na nią z szerokim uśmiechem i przejęłam
ją od Edwarda. Dziewczynka wydała mi się niezwykle krucha w moich ramionach.
- Witaj, Renesmee - powiedziałam i pocałowałam ją w czółko.
Maleńka przyłożyła mi swoją piąstkę do policzka i przed oczami
ukazał mi się obraz. Byłam to ja, nieprzytomna. Po chwili wszystko zniknęło. Zrozumiałam
od razu, że moja córeczka ma dar. Mój uśmiech się powiększył.
- Jesteś piękna - mruknęłam jej do uszka i spojrzałam na resztę.
Wszyscy patrzyli się to na mnie to na Renesmee. Oczy maleńkiej
znów wydały mi się dziwnie znajome. Przeczesałam wszelkie wspomnienia i aż drgnęłam. Moja
córeczka ma moje oczy. Łzy poleciały mi po policzkach ze wzruszenia, a nikt nie
zrozumiał o co mi chodzi. Renesmee zmarszczyła czółko i znów dotknęła mojego
policzka. Tym razem zobaczyłam siebie płaczącą i wyczułam w tym obrazie nieme
pytanie „Czemu płaczesz?”.
- Masz moje oczy, kochanie - wyjaśniłam, a dziewczynka
najwyraźniej się ucieszyła, bo jej usta wygięły się w szerokim uśmiechu, sięgającym oczu.
Ukochany objął mnie w pasie i przejechał kciukiem prawej dłoni po
policzku Renesmee. Tak zapatrzona w córeczkę, nie zauważyłam, kiedy wszyscy
wyszli z naszej sypialni. Wolnym krokiem podeszłam do łóżka i na nim usiadłam,
a Renesmee położyłam na samym środku łóżka. Najwyraźniej się jej to nie
spodobało, bo zmarszczyła brwi i sama usiadła.
Patrzyłam zdumiona, jak bez większego trudu utrzymuje się w pozycji
siedzącej. Spojrzałam na Edwarda, który był wyraźnie zdezorientowany.
- Ile byłam nieprzytomna? - spytałam.
- Dzień - wyjaśnił.
Zrozumiałam, że moja córeczka rośnie w zastraszającym tempie i
szybko się uczy. Zamknęłam na chwilę oczy. Alice mi tu nie pomoże, bo nie
zobaczy Renesmee w swoich wizjach. Ale ja tak.
Rok 3013, Forks.
Z dużego, białego domu wyszły dwie
kobiety i jeden mężczyzna, który objął w pasie niską brunetkę o złotych oczach,
poczym złożył pocałunek na jej bladym, zimnym i twardym policzku. Ona tylko się
zaśmiała i poczochrała jego i tak ułożoną w nieładzie, kasztanową czuprynę. W
jego oczach (takich samych jak jej) zajarzyły się dziwne iskierki.
- Zachowujecie się jak para zakochanych
nastolatków mamo - zaśmiała się ta druga dziewczyna.
Różniła się tylko odrobinę od swoich
towarzyszy. Miała kasztanowe loki sięgające jej do pasa oraz czekoladowe oczy.
Była bez wątpienia kopią tej dwójki.
- Wiemy - odpowiedzieli chórem co
wywołało ich śmiechy. Jednak mężczyzna dodał coś jeszcze - Chodźmy już, bo
prezent czeka, Renesmee. W końcu rzadko kończy się tysiąc lat. Jesteś już stara
- zmarszczył zabawnie brwi, za co oberwał od brunetki.
- Edwardzie nie zapominaj, że jesteś
starszy od naszej córki o ponad sto lat. A ja mam jeszcze więcej, więc jeśli
nie chcesz mieć zabronionego wstępu do naszej sypialni, to lepiej się nie
odzywaj.
Wampir udał oburzenie, ale zaraz się
rozpogodził. Cała trójka bez słowa, niczym błyskawice wbiegli do lasu z
głośnymi śmiechami.
Wizja się zakończyła, a ja szeroko się uśmiechnęłam. Czyli, że
Renesmee nie grozi śmierć, lecz jest nieśmiertelna tak jak my.
- Bello! - zaniepokoił się Edward i dopiero zdałam sobie sprawę,
że woła do mnie od kilku minut - Co ci się stało?
Renesmee najwyraźniej też się zaniepokoiła, bo zrobiła smutną minkę,
jakby zaraz miała się popłakać. Wzięłam ją szybko na ręce i pocałowałam w
policzek.
- Ona jest nieśmiertelna - wyjaśniłam - Renesmee nie grozi śmierć,
tak jak ludziom. Widziałam to w wizji.
Mój mąż wyraźnie się ucieszył, bo objął mnie mocno i miał już
pocałować, kiedy do sypialni wparował Emmett. Zmroziłam go wzrokiem, ale on
udał, że tego nie widzi. Podszedł do nas z wyciągniętymi rękami, prosząc o
Renesmee.
- Daj mi ją - poprosił - Pójdę z nią oglądać telewizję.
Spełniłam jego prośbę, ale dodałam:
- Zdemoralizujesz mi dziecko!
On tylko się zaśmiał i wyszedł w wolnym jak na siebie tempie,
szczerząc się do dziewczynki. Rozbawił mnie tym do łez, więc wybuchłam
śmiechem. Duże dziecko! Ale i tak kocham tego miśka.
Zsunęłam się z łóżka i zeszłam
do salonu, trzymając Edwarda za dłoń. Na dole wszyscy siedzieli na
kanapie, a mój przyszły szwagier trzymał Renesmee na kolanach i… dał jej
trzymać pilot! To przecież do niego nie podobne! Spojrzałam na plazmowy
telewizor i zobaczyłam bajkę „Pokemon”.
Moja córeczka była naprawdę nią pochłonięta, tak samo jak osiłek.
Spojrzałam na resztę rodziny. Jazz wraz z Rose pogrążyli się w
grze w szachy, Alice coś szkicowała, siedząc po turecku na dywanie, Carlisle
siedział na fotelu, czytając jakiś opasły tom. Słyszałam jeszcze jak Esme
krząta się w ogródku.
Nagle Renesmee klepnęła Emmetta w policzek, najwyraźniej coś mu
pokazując, a ten wybuchł tubalnym śmiechem, tak samo jak Edward. Natomiast
Alice warknęła cicho i wybiegła z pokoju.
- Co się stało? - spytała Rose wraz ze mną.
- Renesmee chce pokój w pokemony - wyjaśnił Emmett, krztusząc się
ze śmiechu.
Podrapałam się po głowie.
- Rozumiem zdenerwowanie Al - powiedziałam - W końcu tyle się
napracowała nad sypialnią dla niej.
Po schodach wbiegła chochlica, już wyraźnie rozpogodzona z
laptopem w ręku. Postawiła go na stoliku i zaczęła uderzać o klawiaturę. Co
jakiś czas marszczyła brwi i mówiła „Jak
można w ogóle coś takiego stworzyć?!”. Zaciekawiona usiadłam obok niej i
spojrzałam co robi.
Otóż moja kochana siostrzyczka szukała w internecie mebli do
nowego pokoju mojej córeczki. Obecnie szukała łóżka.
- Widzę Renesmee, że jednak ciocia Alice zrobi ci ten pokój -
zaśmiał się Em.
Mała zaklaskała w dłonie i pisnęła. Przez głowę przeszła mi tylko
jedna myśl. „Jak Alice”. No ale co się
dziwić, skoro Al jest jej biologiczną ciotką? To przecież normalne…
Usłyszałam warkot silnika. Spojrzałam przed okno i ujrzałam czarny
motocykl, a na nim Jacoba ubranego w długie spodnie, czarną koszulkę i
skórzaną, brązową kurtkę. Zmarszczyłam brwi. Od kiedy on chodzi kompletnie ubrany?
Zgasił motocykl i ruszył w stronę domu. Uderzał mocno o schodki werandy, a Rose
warknęła gardłowo.
Spojrzałam na nią. Przecież podczas ciąży, ta dwójka się polubiła…
O co tu chodzi?!
- Znowu będzie śmierdziało mokrym psem - syknęła blondynka, kiedy
Jake wszedł do salonu.
- Hej wszystkim - przywitał się z uśmiechem i spojrzał na mnie, a
następnie na moją rodzinę i kiwnął głową na Alice, wyraźnie skupioną na
laptopie i co jakiś czas wypowiadającą wulgarne słowa - A jej co?
- Renesmee zażyczyła sobie pokój z imitacjami pokemonów -
wyjaśniłam patrząc na córeczkę - Więc, Alice teraz szuka odpowiednich mebli.
Jednak sądzę, że nie znajdzie nic co mogłoby ją zainteresować i znając Al, sama
zaprojektuje pokój, osobiście robiące meble.
Chochlik natychmiast na mnie spojrzał i uśmiechnął się szeroko,
ukazując rząd śnieżnobiałych i równych zębów. Wyglądała w tej minie komicznie,
ale powstrzymałam się przed śmiechem.
Jednym zwinnym ruchem zamknęła laptopa, sięgnęła po swój duży
zeszyt (do którego NIKT nie ma prawa zajrzeć) wzięła przybornik i zaczęła
zaciekle coś szkicować. Wywróciłam tylko oczami i spojrzałam na Jacoba,
patrzącego na Renesmee.
Jego wzrok, który padł na moją córeczkę, mnie zdziwił. Nie patrzył
się jak na niemowlaka, tylko jak na… osobę, która jest dla ciebie najważniejsza
w całym wszechświecie. Zrozumiałam kilka rzeczy na raz. Reakcja Rose na wilka i
jego wzrok. Zerwałam się na równe nogi, wściekle warcząc.
Wszyscy na mnie spojrzeli i nawet Esme przybiegła z ogródka,
ubrudzona w ziemi, włosami związanymi w koński ogon i gumowymi rękawiczkami.
- Jak mogłeś?! - warknęłam na wilka, a on nie zrozumiał o co mi
chodzi - Jak mogłeś wpoić się w Renesmee?! - drgnął i powoli zaczął się
wycofywać, a ja ruszyłam w jego stronę.
- Wiedziałem, że tak zareaguje! - krzyknął Emmett i wraz z
Renesmee udał się w kąt salonu, aby mi nie zawadzać, za co byłam mu dozgonnie
wdzięczna.
- Nie miałem nad tym kontroli, Bells - Jacob uniósł obie dłonie do
góry - Przecież wiesz jak to jest z wpojeniem! - wręcz błagał o litość.
Potrząsnęłam głową i ponownie warknęłam. To, że wiem na czym
polega to cholerne wpojenie, nie usprawiedliwia go!
- Masz się trzymać od niej z daleka zapchlony kundlu! - zbliżyłam
się do niego o kolejny krok, a on natomiast się cofnął, znajdując się już na
werandzie.
- Dobrze wiesz, że nie potrafię! - zbiegł ze schodów - To jest
silniejsze ode mnie!
Zbliżyłam się do niego, zanim zdążył mrugnąć okiem i walnęłam go
pięścią w brzuch, aż wyleciał w powietrze.
- To się naucz! - wydarłam się - Masz zakaz zbliżania się do mojej
córki nawet o pięć mil! Jeśli zobaczę cię w jej pobliżu, oderwę ci ten tępy łeb
i podpalę!
Z wnętrza domu dobiegły mnie śmiechy Emmetta, Jaspera i Rose.
- Bello… - zaczął łamiącym się głosem Jacob - Ale ja nie potrafię
trzymać się od niej z daleka! To jest silniejsze ode mnie! - powtórzył na co ja
tylko warknęłam - Gdyby tobie ktoś kazał trzymać się z daleka od Edwarda, też
być nie dała rady!
Fuknęłam sfrustrowana.
- Nie porównuj mojej miłości do Edwarda z twoim szczeniackim
wpojeniem się w moją córkę! - czułam jak złość ciągle we mnie narasta - Ona
jest tylko dzieckiem i ma zaledwie jeden dzień, a ty już myślisz, że ona jest
twoja?! - Indianin zdążył się już podnieść i otrzepać piach ze spodni.
- To nie tak…
- Nic mnie to nie obchodzi! - przerwałam mu brutalnie - Masz się
trzymać od Renesmee z daleka! Rozumiesz mnie?! Bo inaczej twoje dni, a raczej
sekundy będą policzone!
Odwróciłam się na pięcie i miałam wejść do domu, kiedy Jacob,
spowodował, że moja złość wybuchłą niczym wulkan.
- Ale Nessie też mnie lubi! - spróbował z innej beczki.
Zatrzymałam się w pół kroku, zaciskając dłonie w pięści. Z domu
usłyszałam chóralne „Ups!” i słowa
Rosalie „Mówiłam, że to beznadziejne
zdrobnienie się jej nie spodoba. W końcu jest moją siostrą i ją dobrze znam”.
- Jak. Nazwałeś. Moją. Córkę?! - wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
Jacob drgnął ze strachu i wycofał się w głąb lasu. To jednak mnie
nie powstrzymało. Rzuciłam się na niego, wściekle warcząc. Już miałam go złapać
i oderwać ten durny łeb, kiedy TRZY pary silnych ramion mnie złapały i
pociągnęły do tyłu. Rzuciłam się, ale to było na nic. Mogłabym wprawdzie użyć
daru, ale nie chciałam robić Jasperowi, Emmettowi i Edwardowi jakiejkolwiek
krzywdy.
- Moja córka skojarzyła ci się z potworem z Loch Ness?! - wydarłam
się, wściekle rzucając się w uściskach chłopaków - Ciesz się, że oni mnie
trzymają, bo inaczej już biegałbyś po lesie na trzech łapach, albo bez tego
durnego łba!
Em się zaśmiał.
- Edwardzie, a może jednak ją puścimy? - zażartował Jasper - W
końcu ty też nie lubisz Jacoba - ucichł na chwilę i dodał - Chociaż ja też go
nie lubię.
- Lepiej ją powstrzymajmy - powiedział mój ukochany i zwrócił się
do Jacoba - A tobie radzę jak najszybciej stąd wiać.
Uśmiechnęłam się złośliwie i chłopak po chwili wił się w agonii
bólu.
- Bello, przestać! - zażądał Edward i zmusił mnie do tego jednym
zdaniem - Chyba nie chcesz, aby Renesmee oglądała cię w takim stanie?! -
przestałam torturować tego obrzydłego kundla - Rosalie ją zabrała na górę, ale
Renesmee ma charakter po tobie i zażąda to wszystko oglądać.
Wzięłam głęboki wdech i wpierw posyłając mordercze (chociaż to za
mało powiedziane) spojrzenie Jacobowi, dałam się wprowadzić - tak wprowadzić,
bo bali się, że rzucę się na Jacoba - do domu i od razu pobiegłam do córeczki,
aby jakoś się uspokoić.
No i 21 rozdział za nami :) Chyba trzeba będzie go niedługo kończyć prawda?? :P I zacząć jakąś nową historię... może :D Nie no, żarcik :D Zobaczymy co z tym będzie :)
Dedyk dla mojego ukochanego umiłowanego wampirka <3 Za nasze wspólne ask'owe rozmowy <3 No i że przez ciebie się wzruszyłam jak powiedziałaś, że mnie lubisz i mój komentarz być najlepszy ever :**
Miałam się wyrobić od soboty z rozdziałem, ale jakoś mi nie wyszło, a w samą sobotę miałam urwaną głowę... Do fryzjera, do kosmetyczki, potem szykowanie się i na wesele :D Hłehłe :D Ale oczepiny nagrałam i nawet nie zatańczyłam z panem młodym ;< Bo chodziłam z telefonem i nagrywałam ;< Ale przynajmniej mam pamiątkę nagrywaną własnoręcznie swoim telefonem <3
I od razu mówię, że się nie upiłam! Piłam wódkę, ale mnie nie ruszyło! :D No i na dziś (bo jest już 4:20) umówiłam się z wujkiem na picie bo do mnie dzwonił :P Haha :D Nie no dobra.. Spokojnie <3
Ja już lecę :) Oczywiście jak zawsze proszę was o szczere komentarze <3
Witam,
Niedawno zostałam poproszona o współautorstwo na nowym blogu Zakręconej Wampirzycy (Nienormalnej Basi). Oczywiście, że się zgodziłam :D Także moi kochani..
Prolog już się pojawił, więc serdecznie zapraszam do czytania i komentowania <3
Oto link: http://aniol-wampir.blogspot.com/
Nie wiem czy zauważyliście, ale na blogu pojawiły się małe zmiany :)
Otóż pasek zakładek został przeniesiony w inne miejsce, linki zostały usunięte, a została stworzona zakładka, poświęcona na czytane przeze mnie blogi :)
Oraz zakładka "O mnie". Jak sama nazwa wskazuje, jest tam kilka informacji o mnie :p Zajrzyjcie tam i możecie zostawić jakiś komentarz, chociaż nie sądzę aby ktoś to uczynił :)
To tyle na dziś :P
Miłego dzionka kochani! :**
OMG! 3.30! Hłehłe! Wczesna godzinka.. To ja lecę jeszcze poszperać w necie, a wy śpijcie smacznie :**
Kolejny miesiąc minął jak z bicza strzelił. Od miesiąca jestem
panią Cullen i niezmiernie dobrze się z tym czuję. Moje siostry i Esme, którą
traktuję jak rodzoną matkę, planują powolnie ślub Alice i Rosalie. Obie
zapowiedziały się, że mam być ich druhną na ślubie. Zapewne już doszłoby do uroczystości,
ale chcą aby moje dziecko również w tym uczestniczyło i nie w moim brzuchu.
A jeśli chodzi o moje maleństwo… Od jakiegoś czasu jest bardziej
niespokojne, a ja wyglądam jakbym była w dziewiątym miesiącu ciąży, przez co
Carlisle sugeruje, że poród to tylko kwestia kilku dni.
Jeden z pokoi gościnnych został zamieniony na moje potrzeby. To
znaczy, na potrzeby porodu. Doktor zgromadził wiele sprzętu szpitalnego, jak i
kupił sporo krwi, aby była dla mojego maleństwa, bo po długich rozmowach
stwierdziliśmy, że nie wiadomo, jaką dietę będzie preferowało, a jeśli krew, to
na pewno na początku nie można podać maleństwu krwi zwierzęcej.
Z dnia na dzień, moje nastroje są coraz gorsze. Emmett nawet omija
mnie szerokim łukiem, bojąc się, że coś mu zrobię z byle powodu. Ostatnio
zrobiłam awanturę Jasperowi za to, że poszedł na polowanie bez Alice. Moje
wydzieranie się zapewne było słychać w całym Forks, a trwało one… dziesięć
minut. Następnie usiadłam na kanapie i z byle powodu płakałam.
Nie wiem jakim cudem - bo jestem wampirzycą - ale nie mam zupełnie
siły się poruszać. Jeśli chcę się gdzieś przemieścić, Edward musi brać mnie na
ręce, co powoduje moją jeszcze gorszą złość. O dziwo, nigdy nie zezłościłam się
na Alice, Rosalie czy Esme. Zawsze na chłopaków, którzy cały czas marudzą, że
są kozłami ofiarnymi… Chociaż nie! Po tym jak wywaliłam całą czwórkę przez okno
i przyszpiliłam do drzewa, nie odzywają się ani słowem na temat moich humorków.
Częstym gościem w moim domu jest Jacob Black. Polubiłam typka.
Jest naprawdę miłym chłopcem. Nawet Rosalie go polubiła. Często sobie docinają,
ale przeważnie się z tego śmieją. Tylko na początkach blondynka warczała i
narzekała na smród zamieszczający się w naszym domu. Ale ku memu zadowoleniu znaleźli wspólny
język i nawet smrody im nie przeszkadzały.
Jake jest jak mój starszy brat, lecz Edward tego nie rozumie. Raz
nawet ostro się z nim o to pokłóciłam. Na koniec kazałam mu wyjść z mojej
sypialni i wrócić dopiero, gdy wszystko sobie przemyśli. Wrócił po dwóch dniach
z bukietem, składającym się z dwudziestu pięciu czerwonych róż.
Pewnego razu wybrałam się z siostrami na zakupy dla mojego
maleństwa, bo obie stwierdziły, że jest za mało ubranek, a zapełniłyśmy już
całą garderobę. Wyglądałam wtedy jakbym była w…. połowie szóstego miesiąca
ciąży. Co trzeci mężczyzna patrzył się na mnie, ale kiedy spostrzegł, że jestem
w ciąży, głośno wzdychał i odwracał wzrok. Mówię co trzeci, bo przecież była ze
mną olśniewająca swą urodą Rosalie i chochlikowata Alice.
Moje rozmyślania przerwał wybuch głośnego śmiechu Emmetta.
Wzdrygnęłam się i zamrugałam oczami. Ogarnęłam całą sytuację w sekundę. Otóż
mój kochany szwagier wraz z Jasperem rozpoczęli bitwę na poduszki i jedna
trafiła w Alice, przez co kilka piór wplątało się w jej chochlikowate włoski, a
ona zrobiła morderczą minę. Wyglądała naprawdę śmiesznie, ale byłam świadoma,
że może wydłubać Emmettowi oczy.
Jazz na szczęście szybko użył swojego daru i uspokoił mą siostrę.
Ja natomiast wyciągnęłam się na kanapie i wpełzłam na kolana Edwarda, oczywiście
z jego pomocą. Spojrzałam na kubek trzymany w moich dłoniach i pociągnęłam
spory łyk czerwonego płynu. Krew rozpłynęła się po moim gardle, łagodząc
narastający w nim ogień. Uśmiechnęłam się z dezaprobatą i wgryzłam w krakersa,
po które wysłałam Emmetta, grożąc mu, że zamrożę go na dziesięć lat.
- Emmett, dlaczego do diabła rozwalasz poduszki w moim salonie?! -
warknęłam, kiedy przełknęłam słone ciastko - Wiesz jak je lubiłam?!
Osiłek zastygł w bezruchu, bojąc się co mogę zrobić. Ja tylko
machnęłam ręką i ułożyłam się wygodnie w ramionach Edwarda. Spojrzałam na
siostry.
- Dzwonił Jacob? - spytałam.
Pokiwały głowami.
- Powinien być tu lada chwila - odpowiedziała mi Rosalie, kiedy
trzasnęły drzwi frontowe - O wilku mowa!
Jacob wszedł do salonu z uśmiechem od ucha do ucha, jak zawsze w
samych szortach z gołymi i do tego brudnymi stopami.
- Cześć wszystkim! - przywitał się, a wszyscy odpowiedzieli mu
chórem „Hej, Jake” - A ty jeszcze nie
urodziłaś? - zaśmiał się - Ile to tak można?
Wzruszyłam ramionami i sięgnęłam po kolejnego krakersa.
- Słychać coś nowego w sforze? - zapytałam.
Jacob się zaśmiał.
- Nie, Bells - mrugnął do mnie, a Edward się nastroszył - Jak
zawsze nudno. Nawet, żadne wampiry nie wkroczyły na nasz teren, a tym bardziej
na wasz.
Uśmiechnęłam się szeroko. Odkąd Jacob nas odwiedza, nie używa już
terminów „pijawki”, czy też „krwiopijcy”. Czy może teraz wampiry i zmiennokształtni
będą żyli w zgodzie? Bardzo możliwe…
- Mam ochotę na truskawki z bitą śmietaną - mruknęłam sama do
siebie i spojrzałam na Jaspera z uśmiechem.
- Niedługo będę - mruknął i wybiegł z domu, wpierw zabierając
kluczyki od mojej Mazdy.
Słyszałam skrzypienie drzwi garażowych, dźwięk odpalanego silnika…
To pozwoliło mi w jakiś sposób odpłynąć. Wtulona w tors Edwarda, zasnęłam…
Obudził mnie ostry ból brzucha. Rozwarłam szeroko oczy i jęknęłam.
Kubek, ciągle trzymany w mojej dłoni wyleciał z niej i upadł na podłogę, a
czerwona i lepka ciecz wsiąknęła w dywan. Jednak nie ta plama była teraz
najważniejsza… Ten ból… Jeszcze gorszy od ognia, który czuje się podczas
przemiany!
Krzyknęłam głośno i złapałam się za brzuch. Wiedziałam co się
dzieje. Moje maleństwo próbuje wydostać się na świat. Edward wstał w
błyskawicznym tempie ze mną na rękach i pobiegł na pierwsze piętro, do pokoju
przyszykowanego na tę okoliczność. Położył mnie na białym, szpitalnym łóżku i
zdarł ze mnie sweter.
Ból się nasilił, podobnie jak mój krzyk. Czułam, że coś w środku
mi się urywa. Jakby ktoś wsadził mi do środka rękę i zacisnął ją na kościach,
wszystkie je łamiąc. Instynkt podpowiadał mi, że z moim maleństwem coś się
złego dzieje.
- Ratujcie ją! - wydarłam się na moją rodzinę - Wyjmujcie moją
córkę!
Rosalie doskoczyła do mnie w sekundę i spróbowała coś mi
wstrzyknąć, ale igła w kontakcie z moją ręką, się połamała. Słyszałam bicie
serduszka mojej córeczki. Edward pochylił się nad moim brzuchem i obnażył zęby,
aby po chwili wbić kły w skórę brzucha. Ból był nie do wytrzymania! Wydzierałam
się ile sił w płucach.
Chwile później usłyszałam dźwięk łamanego metalu, zgrzyt kości… Te
dźwięki przyprawiały mnie o dreszcze. Obraz przed oczami zaczął mi się
stopniowo zamazywać. Kontury stały się niewyraźne, ale ciągle starałam się
skupiać na wszystkim…
- Carlisle będzie za pięć minut - oznajmiła Alice, która znikąd
wparowała do pokoju i podeszła do mnie. Widziałam ból malujący się na jej
twarzy i byłam świadoma, że boi się mnie stracić. Złapałam ją za dłoń.
- Będzie dobrze, Al - powiedziałam zmęczonym głosem.
Resztki sił opuszczały moje ciało stopniowo, kiedy poczułam ból,
jakiego nigdy dotąd nie doznałam, lecz po chwili ustał jakby ktoś wyłączył go
przyciskiem. Moich uszu dobiegł płacz niemowlęcia. Spróbowałam zlokalizować
moje dziecko, ale mój wzrok błądził po całym pokoju, nie mogąc się na niczym
skupić.
- Renesmee - wyszeptał mój ukochany.
Po wielu wędrówkach, ujrzałam moje maleństwo. Małe dzieciątko,
całe we krwi i trzymane przez Edwarda, wlepiło we mnie swoje czekoladowe oczka.
Wydały mi się znajome, lecz za żadne skarby nie mogłam sobie przypomnieć czemu…
Zmusiłam swoje ręce do pracy i wyciągnęłam je przed siebie.
- Daj mi ją - poprosiłam.
Edward ostrożnie podał mi córeczkę. Poczułam ciepło bijące od jej
kruchego ciałka. Przytuliłam ją do siebie i złożyłam delikatny pocałunek na jej
zakrwawionym czole.
- Jesteś piękna - wyszeptałam z uśmiechem.
Renesmee jakby rozumiała co do niej mówię, odwzajemniła ten gest.
Ujrzałam białe jak perełki ząbki, co dodało uroku mojej córeczce. Nie wątpiłam,
że Renesmee już rozumie. W końcu nie jest normalnym niemowlęciem.
- Pamiętaj, że mimo wszystko, mamusia zawsze będzie cię kochała -
po policzkach poleciały mi łzy i jeszcze raz ucałowałam małą w czółko.
Ręce mi zdrętwiały, lecz z całych sił, starałam się nie wypuścić
małej z rąk. Jednak maleńka szybko zniknęła. Spróbowałam ją odszukać, ale nie zdołałam.
Ciało mi zesztywniało i nie miałam siły ruszyć choćby małym palcem. Słyszałam
jak przez taflę szkła swoje imię i inne nawoływanie, lecz nie mogłam się skupić
na tym.
Przed oczami stanął mi
obraz córeczki. Jej uśmiechnięta buźka, zaróżowione policzki… Nie mam
wątpliwości, że każdy z Cullenów ją pokocha i dobrze się nią zajmą. Będzie
dobrze wychowana i za pewne szczęśliwa, mimo iż mnie zabraknie w jej życiu…
- Bello! - usłyszałam zrozpaczony głos ukochanego, który przebił
się przez tą taflę otchłani - Musisz ze mną zostać! Słyszysz?!
Słyszę cię Edwardzie - pomyślałam, odciągając tarczę - Zaopiekuj się Renesmee. Pilnuj jej jak oka w głowie. Volturi będą
chcieli ją skrzywdzić. Kocham cię, Edwardzie i zawsze będę cię kochać.
- Obiecuję, Bello - szepnął z mocą - Ale z twoją pomocą.
Uśmiechnęłam się i przymknęłam powieki. Chciałam walczyć, ale
byłam świadoma, że nie dałabym rady. Otchłań, pełznąca w moją stronę była zbyt
silna, abym mogła z nią zwyciężyć… Poza tym już wiele zrobiłam na tym świecie.
A najlepsze z tego wszystkiego było to, że wydałam na świat niewinną i czystą
istotę.
Przed oczami stanęła mi wizja, która rozerwała moje martwe już
dawno serce na milion kawałeczków. Zobaczyłam swojego ukochanego z co najmniej
czteroletnią dziewczynką, trzymając ją za rączkę. Dziewczynka była niezwykle
smutna, a z jej czekoladowych oczu poleciały łezki. W prawej rączce trzymała
bukiecik kwiatków. Edward również był bardzo przygnębiony. Weszli przez potężną
bramę i ruszyli chodnikiem pomiędzy nagrobkami na cmentarzu. W końcu stanęli
przed grobem, na którego płycie, ozdobionymi literami pisało;
Isabella Marie Cullen Swan.
Kochająca Żona i Matka.
Wspaniała Siostra, Córka oraz Przyjaciółka.
„Śmierć jest wspaniałym nauczycielem.
Niestety zbyt surowym…”
Dziewczynka przerzuciła swoje kasztanowe i długie loki na prawe
ramię, po czym cicho szlochając ułożyła bukiecik na grobie. Na moim grobie.
- Kocham cię, mamusiu - szepnęła… Renesmee i wybuchła płaczem.
Wtuliła się w Edwarda, który przykucnął i mocno ją przytulił - To przeze mnie
nie żyjesz.
Zaczęłam krzyczeć, że to nie prawda, lecz ona mnie nie słyszała.
Jak ona w ogóle mogła tak pomyśleć?! Umarłam bo okazałam się zbyt słaba,
aby przeżyć ciążę. Donosiłam ją, ale to mnie wyczerpało…
- Nie prawda kochanie - zaprotestował Edward z wyraźnym smutkiem -
Mamusia bardzo cię kochała i pomiędzy sobą, a tobą wybrała twoje życie. Nie
obwiniaj się Renesmee.
Mój ukochany wziął ją na ręce i udał się ku wyjściu z cmentarza.
Przy bramie zauważyłam Rosalie, wyglądającą jakby dostała pięścią w brzuch.
Odebrała Renesmee i wsiadła do volvo. Edward odwrócił się na pięcie i spojrzał
na mój grób.
- Nawet nie wiesz jak mi ciebie brakuje Bello - głos mu się
załamał - Chciałem spędzić z tobą resztę wieczności. Dlaczego tak to musiało
być? - westchnął z rozpaczą - Kocham cię i zawsze będę kochał do końca swoich
dni.
Ja też cię kocham Edwardzie - pomyślałam i zaczęłam walkę z
otchłanią, która podczas tej wizji, ogarnęła całe moje ciało i umysł. Kroczyłam
ciężko ją pokonując, jakbym szła pod bardzo głęboką wodą. Nie mogłam opuścić
rodziny. Swoją śmiercią za bardzo ich zranię. A szczególnie swoją
córeczkę, która będzie obwiniała się o moją śmierć. Jest zbyt młoda, aby
żyła z wyrzutami sumienia i to tak potężnymi.
A Edward? Jego też bardzo skrzywdzę. Wampir zakochuje się raz, na
całe życie. To oznacza, że nigdy więcej nie znajdzie szczęścia, bo będzie
rozpaczał po moim odejściu…
Nawiedziła mnie kolejna wizja, albo raczej wspomnienie.
Biegłam ile sił w nogach, głośno się śmiejąc, że udało mi się
wymknąć z domu czarownic i czarodziejów. Wbiegłam w las, a liście chłostały
mnie boleśnie po twarzy, ale nie przejmowałam się tym. Po jakimś czasie wpadłam
na polankę i położyłam się na środku. Przymknęłam powieki rozkoszując się
przyjemnym słońcem, opatulając swym ciepłem całe moje ciało.
Coś zaszeleściło pomiędzy drzewami, lecz nie zareagowałam, a mój
uśmiech się powiększył. Poczułam na wargach delikatne muśnięcie i otworzyłam
oczy. Zobaczyłam twarz Edwarda, chociaż spodziewałam się zobaczyć jego
poprzednie wcielenie. Jednak to ucieszyło mnie bardziej.
- Kocham cię - wyszeptał.
- Ja ciebie również - powiedziałam i wpiłam się w jego miękkie
usta.
Wizja się zakończyła, a przed oczami stanęła mi kolejna. Czy teraz
całe moje życie przebiegnie mi przed oczami? Mimo obrazów pojawiających się w
mojej głowie, uparcie walczyłam z otchłanią, która próbowała ogarnąć mnie
jeszcze bardziej…
Szłam sobie po lesie, swobodnym krokiem, kiedy z krzaka
znajdującego się pięć metrów ode mnie, z dzikim rykiem wyskoczyła lwica.
Wyjęłam zza paska przypiętego do łydki nóż i przybrałam obronną pozę. W żyłach
popłynęła adrenalina, spowodowana zetknięciem z groźnym zwierzęciem. Zawsze
uwielbiałam czuć ją w żyłach. Już miałam rzucić się lwicy do gardła, kiedy
usłyszałam w głowie jej głos.
- Nie chcę cię skrzywdzić - powiedziała, albo też raczej pomyślała
- Jestem twoją bratnią duszą, Isabello.
***
Wróciłam do domu i zaniepokoiła mnie panująca wokół cisza.
Spojrzałam na Nairę i zrozumiałam, że ma takie same podejrzenia jak ja.
Wbiegłam do domu niczym torpeda, wywarzając drewniane drzwi. To co tam
zastałam, przeraziło mnie. Wszystkie meble były poroztrzaskiwane i połamane.
Lecz nie to w tym wszystkim było najgorsze. Jęknęłam i upadłam na kolana,
widząc martwych rodziców. Ich ciała były zakrwawione, podrapane, poszarpane i
posiniaczone. Nieprzytomne i nieprzeniknione oczy wpatrywały się nie w moją
postać, co zmroziło mnie od stóp do głów.
- Nie! - krzyknęłam i zalałam się łzami.
Przykro mi Isabello - pomyślała moja przyjaciółka.
Wzięłam głęboki wdech i poczułam kilka słodkich zapachów, które
przyprawiły mnie o mdłości. Zapamiętałam je, zapewne do końca swoich dni. Moje
oczy stały się puste jak u lalki. Cała dobroć jaka była we mnie do tej pory,
wyparowała niczym kałuża podczas upalnego dnia. Wstałam i pochowałam ciała
rodziców.
Odwróciłam się do lwicy.
- Pora się zemścić - wyszeptałam i biegiem ruszyłam przed siebie,
prowadzona tropem zabójców moich rodziców…
***
Minęło wiele czasu do śmierci rodziców, a ja zdążyłam się pogodzić
z ich stratą. Oczywiście, że się zemściłam na dwóch mężczyznach, którzy się do
tego przyczynili. Do tego kilkaset lat temu, Naira zaginęła. Tak. Zaginęła. Nie
wiem jak to się stało. Ja poszłam na polowanie, a kiedy wróciłam w miejsce, w
którym widziałam ją po raz ostatni, jej już nie było.
Szukałam jej cały czas i starałam się nawiązać kontakt przez
łączącą nas telepatię, ale nic mi nie wychodziło. Przez te wszystkie lata
stałam się legendą. Isabella Marie Swan. Każdy wie, że jestem najpotężniejszą
istotą na tym świecie i za pewne się mnie boją… Zabiłam wiele razy
swoich pobratymców. Tych, którzy na to zasłużyli i nie tylko. Stałam się
maszyną do zabijania.
Biegnąc lasem, gdzieś w okolicach Kanady, zauważyłam dwie
wampirzyce. Jedna, blond piękność o figurze modelki, a druga o czarnych, króciutkich
i nastroszonych włoskach, swą urodą przypomniała mi chochlika. Obie miały złote
oczy, co świadczyło o diecie zwierzęcej.
Wstały z kamieni, na których siedziały i chochlica tanecznym
krokiem ruszyła w moją stronę, lecz powstrzymałam ją głośnym i groźnym
warknięciem. Blondyna zasłoniła swoją towarzyszkę ciałem i przybrała obronną
pozę, również na mnie warcząc.
- Rosalie, nie - szepnęła brunetka dźwięcznym głosem - To jest…
- Isabella Marie Swan - wysyczała blondyna i natychmiast się
wyprostowała.
Pokiwałam głową ze zjadliwym uśmiechem.
- Nazywam się Alice Mary Brandon - przedstawił się chochlik - A to
moja siostra Rosalie Hale. Chciałybyśmy się do ciebie przyłączyć - wypaliła bez
skrupułów.
Wizje się zakończyły, a ja nadal nie przebrnęłam przez otchłań. Spróbowałam
przyspieszyć tępo, ale na marne były moje wysiłki. W oddali ujrzałam światełko.
Może ono jest moim kołem ratunkowym? Z każdym krokiem, ono się powiększało, aż
w końcu całkowicie mnie oślepiło.
Wydostałam się z otchłani z szerokim uśmiechem i ogromną ulgę.
Może jednak będę uczestniczyła w życiu córki? Zobaczę jak stawia pierwsze
kroki, jak wypowiada pierwsze słowo… Jak idzie do szkoły, bawi się, zakochuje
się…
Przesłoniłam dłonią oczy, aby móc coś zobaczyć poza oślepiającą
mnie łuną światła. Moich uszu dobiegły jakieś szmery. Starałam się wyłapać
poszczególne słowa, ale jedyne co zrozumiałam to: „Renesmee… Nie… Żyje…”. Miałam ogromną nadzieję, że to jednak miało
być inne zdanie. Zamknęłam oczy, odliczyłam do dziesięciu i ponownie je
otworzyłam.
Zniknęło rażące światło, a znalazła się moja sypialnia. Cała
rodzina mnie otaczała, a moja córeczka trzymana przed swojego ojca, pomachała
mi wesoło. Czyli jednak udało się. Przeżyłam poród i będę szczęśliwa z rodziną
aż po wieczność…
---------------------------------------------------------------------------------------
Tak, tak jednak wróciłam :-) Nie będę usuwała, ani zawieszała tego bloga :) Uświadomiliście mi, jak wiele bym straciła, robiąc jedną z tych rzeczy xD Macie racje... Ta historia mnie pochłonęła i muszę ją skończyć xD
To jest chyba najdłuższy rozdział z czego jestem zadowolona :) Pobiłam swój rekord :D
2672 słów! ;>
Dedyczki otrzymują: - Issie,
- Marlena,
- Karolina,
- Beata,
- Renesmee535,
- be.yoursefl.ks,
- Asia Dabkowska,
- Bella,
- Marylou,
- Lina,
- Alice Chochlik Swan,
- Aleks Andra,
- Kasia Starkowska,
- Mariola Myszka,
- Paulaa. Marta,
- Nienormalna Basia,
- Wioletta Michalak,
- Marta Rosiak,
- Oraz 9 anonimków, którzy nie podali swoich imion, a byli odwiedli mnie od pomysłu zawieszenia lub usunięcia tego bloga :-)
Dziewczyny, naprawdę wam dziękuję za tak ogromne wsparcie! Dziwiłam się bardzo, że komentarzy tak strasznie przybywa i płakać mi się chciało kiedy czytałam wasze opinie. Nawet nie wiecie ile dla mnie znaczy to, że jesteście ze mną, czytacie wszystko co piszę i chcecie, abym kontynuowała historię. Wasze groźby przyjęłam do serca :) Mam jednak nadzieję, że już nie chcecie mnie zabić, bo kontynuuję opowiadanko :)
Chciałam podziękować ogólnie wszystkim, zaglądającym na tego bloga :) Nie sądziłam, że będę miała tak wiele wejść! :D Przecież już przekracza 19 tys. co myślałam, że nigdy się nie stanie O.o A podbijecie do 20 tys? Hmm? :) Nie, no żarcik :) Do niczego was nie zmuszam :P
Na koniec kilka prezentów ode mnie kochani :** Za te moje ostatnie wywody o zawieszeniu lub usunięciu bloga :p
Taki tam filmik na umilenie dzionka <3
I jeszcze fotka naszego seksownego i zajebistego wampirka :**
I jak tu się w nim nie zakochać? Dla mnie już jest za późno :)