Obudziło
mnie poranne słońce, wlewające się przez okno. Zaraz, zaraz… Słońce? I to takie
mocne? Uchyliłam powieki, ale światło mnie poraziło, wywołując delikatny ból
głowy. Jezu! W ciąży jestem jak człowiek. Ale podoba mi się taki stan.
Coś ciepłego
musnęło mój policzek. Uśmiechnęłam się delikatnie i otworzyłam oczy, przysłaniając
je sobie dłonią. Ujrzałam rozpromienioną twarz Edwarda. Zdałam sobie sprawę, że
to nie słońce mnie tak poraziło, lecz światło padające z żarówki.
Ułożyłam
głowę na piersi Edwarda i zaczęłam jeździć palcami po jego torsie, jednocześnie
napawając się jego zapachem. Wampir mocniej mnie przytulił i pocałował w czubek
głowy. Nie mogłam się nie uśmiechnąć…
Wyczułam
drobny ruch mojego maleństwa. Mój uśmiech się poszerzył. Odsunęłam się od
ukochanego i usiadłam po turecku. Odrzuciłam kołdrę i przyjrzałam się swojemu
brzuchowi. Nie ma co, powiększył się podczas mojego snu. Pogłaskałam go
delikatnie, acz czule.
Spojrzałam
na ukochanego.
-
Przyniesiesz nam krwi? - spytałam.
-
Oczywiście, moje skarby - pocałował mnie w policzek, a następnie w brzuch i
zniknął w błyskawicznym tempie.
Wróciłam do
sypialni, a moich do moich nozdrzy doleciał zapach krwi. Spojrzałam na
ukochanego i zabrałam mu kubek. Wypiłam go za jednym razem i zażądałam więcej.
Po tym, jak kazałam wracać Edwardowi z dziesięć razy, przyniósł ze sobą butelkę
z ciepłą krwią. Odebrałam mu ją i wypiłam.
Wampir
spojrzał na mnie lekko zaniepokojony. Wywróciłam oczami i wdrapałam mu się na
kolana. Ułożyłam głowę na jego ramieniu i pocałowałam w szyję.
- Skarbie… -
zaczął - Myślałaś już nad imionami?
Pokiwałam
głową i blado się uśmiechnęła. Nie zdążyłam otworzyć ust, a do pokoju wpadła
moja nowa rodzina. Alice z gracją baletnicy, usiadła obok nas.
- Mów -
nakazała.
Zaśmiałam
się.
- Gdyby to był
chłopiec… - spojrzałam ukochanemu prosto w oczy - Anthony.
W jego
oczach zobaczyłam bezgraniczne szczęście i jakiś błysk, którego nie
zidentyfikowałam.
- A imię dla
dziewczynki? - spytała zaintrygowana Rose.
W oczach
poczułam łzy.
- Widzicie…
moja mama nazywała się Renee - na wspomnienie mojej rodzicielki, zaczęłam
płakać. Edward przytulił mnie mocniej.
- Renee mi
się podoba - szepnął mi do ucha.
Pokręciłam
głową.
- Nie.
Myślałam nad połączeniem Renee i… - przygryzłam dolną wargę i przetarłam oczy,
wierzchem dłoni - i Esme. Powstałoby Renesmee - w oczach brązowowłosej
wampirzycy zobaczyłam wzruszenie.
- Jest
śliczne - mruknął Edward - Jedyne w swoim rodzaju. Pasuje jak ulał.
Alice
klasnęła i zerwała się na równe nogi. Wyleciała z sypialni i zawołała nas.
Każdy zaciekawiony ruszył za chochlikiem. Zastaliśmy ją rozpromienioną przed
drzwiami do swojej sypialni.
- Skoro
Bells, wyjawiła nam swoją niespodziankę… - zaświergotała - Teraz kolej na mnie.
I otworzyła
drzwi. Spodziewałam się zobaczyć jej sypialnię, ale się pomyliłam. Zniknęło
łóżko, biurko, toaletka i inne meble… Zamiast tego ujrzałam jasny pokój dla
dziecka z łóżeczkiem po środku. Przyłożyłam sobie dłoń do ust.
- Jest boski
- wyszeptałam tylko i rzuciłam się siostrze na szyję - Dziękuję.
- Wiedziałam,
że ci się spodoba - zapiszczała.
- Jakby mógł
mi się nie podobać. Jest boski! Jesteś cudowna, chochliczku.
Usłyszałam
pukanie do drzwi. Poszłam otworzyć i ujrzałam dwóch mężczyzn. Obydwoje o
ciemnej karnacji, czarnych włosach ściętych na jeża, ciemnych oczach i dobrze
zbudowanych mięśniach. Poczułam silny odór psa. Warknęłam przeciągle i groźnie.
- Co wy tu
robicie?! - syknęłam.
Na myśl
przyszło mi, że chcą zabić moje maleństwo. Zareagowałam natychmiastowo, nawet
nie zastanawiając się nad swoimi czynami. Wylecieli w powietrze na kilka
metrów, zmieniając się w locie w wilki. W czarnego i rdzawo brązowego. Ten
drugi zawarczał i zaczął się od mnie zbliżać.
- Bells! -
usłyszałam krzyk Edwarda i po chwili objął mnie w pasie - Oni nie mają złych
intencji, skarbie. Przyszli się tylko dogadać.
- Och! -
wyleciało z moich ust - Przepraszam. Myślałam, że chcecie skrzywdzić moje
dziecko - jak na potwierdzenie, maleństwo się poruszyło, a ja machinalnie
położyłam dłoń na brzuchu.
Wilki
czmychnęły w las i po chwili wyszli w ludzkich postaciach. Zrobiłam krok do
tyłu i gestem dłoni zaprosiłam ich do środka. Jeden z nich, odrobinę niższy i
przystojniejszy spojrzał na mnie wrogo, a ja odpłaciłam mu się tym samym.
Poszliśmy do salonu i usadowiliśmy się na kanapach. Ja położyłam głowę na
kolanach mojego przyjaciela, a on posłał mi szeroki uśmiech.
- Nie za
wygodnie ci? - zaśmiał się.
- Mówiłam ci
już, że masz strasznie wygodnie kolana - wypięłam mu język jak pięciolatka i
spojrzałam na Indian - Co was tu sprowadza?
-
Przyszliśmy ustalić kilka faktów - odparł ten brzydszy.
Usiadłam
momentalnie i zmierzyłam ich wzrokiem.
- Ja nazywam
się Sam Uley, a to Jacob Black - pokazał na tego przystojniejszego.
- Ja jestem
Isabella Marie Swan - gdy tylko to powiedziałam im wyszły oczy na wierzch -
Spokojnie, nie gryzę - wskazałam na siostry - To moje siostry. Alice i Rosalie.
- Ty jesteś piekielną kobietą - wykrztusił
zszokowany Sam.
Wzruszyłam
tylko ramionami.
- Jak zwał,
tak zwał.
- Czemu masz
fioletowe oczy? - spytał Jacob, bez ogródek.
- Bo Bella
jest królową wszystkich istot ludzkich - odpowiedział Jasper.
Sam i Jacob
wymienili między sobą zdziwione spojrzenia, a potem spojrzeli na mnie.
- A więc
legenda była prawdą - powiedzieli chórem.
Kiwnęłam
głową, potwierdzając ich słowa.
- Legenda też
mówiła, że królowa nas wszystkich, ma za towarzyszkę lwicę… - powiedział Sam, a
mi zrobiło się odrobinę duszno, czego nie dałam po sobie poznać.
- Volturi ją
zamordowali - powiedziałam, a głos mi delikatnie zadrżał.
Szybko
znalazłam się w ramionach ukochanego i wtuliłam się w jego ramię. Po kilku
minutach zebrałam się w sobie i na życzenie Sama i Jacoba, opowiedziałam im
swoją historię. Słuchali jej, wchłaniając każde słowo z zainteresowaniem.
Opowiedziałam im też o incydencie jaki zaszedł zaledwie niecały dzień wcześniej.
Chłopaki wykrzyknęli chórem „Ta Tanya?”
i zdusili w sobie przekleństwa.
Na początku
się zdziwiłam, czemu tak zareagowali, ale gdy tylko wyszli, Edward udzielił mi
szybko wyjaśnienia.
- Widzisz,
kochanie… Oni zawsze wierzyli w te legendy i mieli respekt dla królowej. Teraz,
kiedy ją poznali, czyli ciebie, są gotowi chronić cię przed każdym zagrożeniem.
Poza tym wyczytałem w ich myślach, że mają do ciebie ogromny szacunek.
Opowiadając im ile wycierpiałaś podczas kilku tysięcznej egzystencji, w nich
rodził się dla ciebie podziw, że mimo tak wielkiego cierpienia, odnalazłaś się
w tym wszystkim.
- Czy ja
naprawdę jestem osobą wartą podziwu? - mruknęłam sama do siebie.
-
Oczywiście, że tak - zaśmiał się Edward i pocałował mnie w czoło - Byłaś osobą
pozbawioną jakich kolwiek zahamować, a mimo to, nie zaatakowałaś Alice i
Rosalie, a następnie przyjęłaś je do siebie z otwartymi ramionami. Jakiś czas
temu, pomogłaś Jasperowi, pokochałaś mnie i dasz mi coś, czego myślałem, że
nigdy nie będę miał. Dasz mi możliwość sprawdzenia się jako ojciec.
Oczy mi się
zaszkliły.
- Ale nie
zapominaj, że nie tylko ja brałam w tym udział. Ty również się przyczyniłeś do
tego, że jestem w ciąży.
Wampir się
zaśmiał i zmierzwił swoje włosy.
- Tak, masz
rację - zostałam obdarzona pięknym uśmiechem.
Położyłam
się wygodnie na łóżku i założyłam dłonie pod głowę. Zapatrzyłam się tępo w
sufit i zaczęłam nad czymś rozmyślać. Przypomniało mi się coś, co wyłapałam
jakiś czas temu, kiedy dowiadywałam się poprzez dar, o ojcu mojego ukochanego.
Uniosłam się
na łokciach i zmarszczyłam delikatnie brwi. Z taką miną wstałam i wyszłam z
sypialni. Skierowałam się wzdłuż korytarza, a następnie zeszłam na dół, ciągle
trzymając się za brzuch. W salonie zastałam siostry i ich ukochanych.
- Gdzie
Carlisle? - spytałam.
- W swoim
domu - odpowiedział mi Em.
- Dzięki.
Podążyłam do
garażu, a wszyscy ruszyli za mną. Wsiadłam do swojego auta i wyjechałam, kiedy
Edward usiadł na miejscu pasażera, patrząc na mnie podejrzliwie. Uśmiechnęłam
się do niego i z powrotem zapatrzyłam się na drogę.
Po kilku minutach,
zajechałam pod posesję Cullenów. Zatrzymałam samochód i wysiadłam. Przed dom
zajechały auta moich sióstr, który dołączyły do mnie zdziwione.
Jak na
gościa przystało, zadzwoniłam do drzwi, czym wywołałam śmiech Emmetta, Jaspera
i Edwarda. Tego ostatniego zmroziłam wzrokiem i wyrwałam rękę z uścisku.
- Komuś
hormony buzują! - zaśmiał się Emmett.
Nie
odwracając się do niego, bo właśnie Carlisle mi otworzył, skupiłam się na
drzewach i już po chwili usłyszałam krzyk osiłka. Zerknęłam przez ramię i
zobaczyłam, że jest przygwożdżony do drzewa przez gałęzie. Wzruszyłam ramionami
i weszłam do środka, serdecznie uśmiechając się do przyszłego teścia.
Zaraz,
zaraz! Stop! Jakiego przyszłego teścia do cholery jasnej?! Odbiło ci Swan?!
Edward ci się nie oświadczył i nie wiadomo czy to zrobi, a ty mówisz o blond
wampirze „przyszły teść”! Powinnaś się leczyć!
Powstrzymałam
głośne westchnienie. Podążyłam do salonu i usiadłam wygodnie na kanapie, obitej
białą skórą. Spojrzałam na Esme i jej męża, nie kryjących zaciekawienia,
malujących się na ich twarzach.
- Co cię do
nas sprowadza, Bello? - spytał doktor.
- Gdy się
poznaliśmy, przebadałam twoją naturę, poprzez dar. Dzięki temu, wiem na jakie
pytanie nigdy nie poznałeś odpowiedzi… - zorientował się o co mi chodzi, a oczy
mu zabłysły z podekscytowania - I tylko jedna osoba, może udzielić ci na nie
odpowiedzi.
- O co tu chodzi do cholery?! - oburzyła się
Alice.
Zerknęłam na
nią.
- Carlisle,
zawsze chciał wiedzieć, jak powstała rasa wampirów - wyjaśniłam i zerknęłam na
doktora - Jak już mówiłam, tylko jedna osoba może ci to opowiedzieć.
- Kto taki?
- spytała Esme, również zaciekawiona.
Uśmiechnęłam
się jak najszerzej mi się udało.
- Ja -
odpowiedziałam.
----------------------------------------------------------------------------
Witajcie kochani <3
Przepraszam, że nie dodałam rozdziału wcześniej, ale byłam strasznie zabiegana. No wiecie.. szkoła itd. Do tego pilnuję trzyletniego brata, który by tylko rozrabiał i często się dopiera do kompa lub lapka, w zależności co jest włączone.. Także, nawet, gdy siedzi mi na kolanach to stuka w klawiaturę, a jak lata po pokoju, to dolatuje i coś rozrabia.. Do tego mam truskawki, więc muszę trochę pomagać -,- Ale nie narzekam xd
Od razu informuję, że nie wiem, kiedy nn, bo muszę dodać na mojego drugiego bloga, a nawet nie mam czasu go pisać -,-
Jakby było mało, ciągle mam nowe pomysły na opowiadania i po prostu nie mogę, jeśli go nie piszę :D Już taka ma natura :D
Mam nadzieję, że rozumiecie mnie :D
A teraz rozdajemy dedyczki :D
- Belle - dziękuję za takie zajebiste komcie, które wywołują uśmiech na mojej twarzy :D Z tego co się dowiedziałam mam do cb jakieś 400 km -,- OMG! Przyjadę do ciebie pociągiem, a potem nie wiem co zrobię ;D Przekimam się gdzieś :D
- Wampirek i Lady A. - wam dedyczka dodaję razem, bo jesteście zajebiste i i tak bym pisała to samo :D Pamiętajcie, że rozjebiemy tych anonimów :D
Jesteśmy muszkieterkami we cztery z seksownym Edwardem na czele <3
Pozdrawiam was gorąco <3
Zwariowana Natalia <3
PS. Poprawiliście oceny, kochani? :D