piątek, 28 czerwca 2013

Prezent

Witajcie moi kochani <3
Jak głosi sam tytuł posta, mam dla was prezent prosto od serca :D Mam zajebisty humor :) Nie pytajcie czemu, to proste :) Są WAKACJE!! A ja ukończyłam gimnazjum i teraz wkraczam w dorosłe życie :) Ghah :D Moja głupota i tak się nie zmieni, jedynie pogorszy :)
Rozdziałek 17 wstawiony, więc jestem jeszcze bardziej szczęśliwa i mam dużo komci <3 Cud miód i orzeszki :D Na moim drugim blogu, którego prowadzę wraz z Issie, niedługo również pojawi się nn :D Tylko małe popraweczki i gitarka :)
No to ja już nie przynudzam :) Zapraszam do obejrzenia tego filmiku <3



To tyle z mojej strony :) Do zobaczyska moi kochani i życzę wszystkim udanych wakacji :D Chętnie spędziłabym je z wami, ale na pewno mamy do siebie zbyt daleko :( Na szczęście jestem z wami tu :) To jakoś rekomensuje tą odelgłość :D 
Kocham was! <3 
\

środa, 26 czerwca 2013

Rozdział 17 "Legendy"

Wszyscy patrzyli na mnie zszokowani. Nawet moje siostry, którym nigdy nie wyjawiłam, że wiem. W oczach Carlisle'a, zabłysła fascynacja. Wszyscy uzgodniliśmy, że dobrze będzie zadzwonić po wilkołaki. Stwierdziłam, że dobrze będzie powiadomić ich o tym, jak i o pochodzeniu wojowników-duchów.
Tak naprawdę, to tylko ja na tym świecie znam wszystkie legendy. No może prawie wszystkie. Nawet Volturi nie mają takiej wiedzy… No, ale w końcu zbierałam informację przez bardzo długi czas, a Naira była bardzo rozeznana w tych sprawach i mi opowiedziała wiele historii.
Nigdy nie opowiadałam nikomu legend o pochodzeniu istot nadnaturalnych. Ale nadeszła właściwa pora. Ktoś musi o tym wiedzieć, a jeśli ja nie przeżyję ciąży, nikt się nigdy o tym nie dowie.
Do domu Cullenów, wpadło sześciu rosłych mężczyzn, jeden chudzielec i dziewczyna, która cisnęła gromy wzrokiem, po wszystkich zebranych wampirach w salonie… Wywróciłam oczami.
- Możesz zaczynać, Bello - powiedział Carlisle.
Kiwnęłam głową.
- Ale niech nikt mi nie przerywa. Udzielę pytań później.
Wszyscy się zgodzili, bez szemrania. Wstałam i podeszłam do okna. Dotknęłam prawą dłonią tafli szkła i poczułam jak moje oczy zachodzą drobną mgiełką.
- Kilka tysięcy lat temu… była pewna rodzina. Nikt nie pamięta jak się nazywali, ani jak wyglądali. Jedyne co zapamiętali, to ich czarne jak noc oczy. Ta rodzina miała moc. Potrafili czarować. Każdy ich się bał, bo byli źli. Pewnego razu, najmłodsza dziewczyna się zakochała w śmiertelniku… Jej rodzina potępiała to. Rzucili na chłopaka zaklęcie, a raczej klątwę. Imperpetuum dampnetur. Czyli przeklęty na wieki. Zabili najmłodszą członkinię rodziny, wpierw odbierając im moce. Lecz siostra zabitej, o dwa lata starsza… nie wybaczyła tego im. Kochała siostrę ponad wszystko. Były przyjaciółkami… Postanowiła uratować ukochanego siostry. Obserwowała go każdego dnia. Zaobserwowała, że musi się ukrywać w dzień, bo pali go słońce. Nie mogła nic zrobić, nawet gdyby chciała. Rodzina od razu by się domyśliła, a dziewczyna chciała mu pomóc za wszelką cenę, aby jakoś odkupić śmierć siostry. Myślała, że to coś pomoże.
Z dnia na dzień, zaobserwowała jeszcze więcej. Kiedy chłopak wbił sobie przypadkowo kawałek drewna w dłoń… zaczął niemiłosiernie krwawić. Gorzej niż krwawiłby człowiek w jego sytuacji. Następnie, to jego twarz w pobliżu człowieka. Pod oczami robiły się dziwne ślady, a one same stawały się czarne jak węgle. Kolejne to rzucenie się na człowieka i wypicie jego krwi.
Obserwowała go jakiś miesiąc. W tamtych czasach nie było czegoś takiego jak kalendarz… W końcu zebrała się na odwagę. Podeszła do niego i kazała stań nieruchomo. Zaczęła wypowiadać zaklęcia. Jednak każde zaklęcie miało dwie strony medalu. Pierwsze… podczas słonecznych dni, nie będzie się palił, ale za to świecił jak diamenty. Drugie, jego skóra będzie twarda jak skała i niezniszczalna, lecz zimna niczym lód. Trzecie… gdy będzie żywił się krwią, będzie miał inny kolor oczu, w zależności od diety. Nie będzie miał dziwnych blizn pod oczami, ale gdy będzie głodny, jego oczy będą czarne jak dwa węgle.
Dziewczyna nazwała tego człowieka wampirem i udała się do rodziny. Oni nie wiedzieli. Do czasu… Jedno z nich wpadło do domu, głośno wrzeszcząc o chłopaku z klątwą. Mówił, że stał się kimś innym. Od razu domyślili się kto to zrobił. Wszyscy byli przeciw dziewczynie, oprócz jej rodziców.
Głowa rodziny czarodziei się naradziła. Odebrali wszystkim moce. Jednak jakimś cudem… nie zdołali odebrać ich dziewczynie. Ona sama jednak odeszła dobrowolnie, wraz z rodzicami i nie korzystała ze swoich mocy.
Pewnego dnia, przyszedł jakiś wampir i zabił niewinnego człowieka. Dziewczyna nie wiedziała co ma zrobić. Wbrew obietnicy danej sobie… pomogła umierającemu. Lecz niewiele mogła zrobić, gdyż jego duch odszedł. Zatrzymała go i ponownie wszczepiła w ciało. To zostawiło jakąś lukę. Człowiek mógł co jakiś czas się zmieniać w ducha i podróżować po niebie, widząc wszystko z lotu ptaka. Zabijał złe wampiry, a jego potomkowie odziedziczyli umiejętności przemieniania się w ducha.
Z czasem ucichło o wampirach i o człowieku-duchu. Był spokój, a młoda dziewczyna nie korzystała ze swoich mocy od dawna. Szkoliła się w walkach i polowaniach. Jej oczy zmieniły kolor na barwy czekolady. Każdy kto ją spotkał za nią szalał… bynajmniej tak mówiono. Coś zakłóciło jej spokój. Pewien wampir, który ją przemienił.
Jako chyba jedyna istota zimna, nie miała problemów z samokontrolą i od razu żywiła się krwią zwierząt. Bała się, że rodzice jej nie zaakceptują, ale tak nie było. Żyła tak jak dawniej i była zadowolona z tego, że przeciwstawiła się rodzinie i pomogła ukochanemu zmarłej siostry.
Mgła z moich oczu zniknęła i się odwróciłam. Oczy każdego wyglądały tak, jakby zaraz miały wypaść im z orbit. Poczułam jak w gardle rośnie mi coś nieprzyjemnego. Po twarzy moich sióstr i Esme, poleciały łzy, które szybko starły.
Mój ukochany wstał i do mnie podszedł. Objął mnie w talii i złożył na mych ustach delikatny pocałunek. Wtuliłam twarz w jego tors i zaciągnęłam się jego zapachem. Ktoś chrząknął i zobaczyłam, że to zniecierpliwiony Carlisle. Zaśmiałam się cicho.
- Pytaj śmiało - powiedziałam.
- Skąd to wiesz? - prawie wszedł mi w słowo.
- Od dziewczyny, która to wszystko zaczęła - odpowiedziałam prawie zgodnie z prawdą.
- Kim ona jest? - spytała Esme - Jak wygląda?
- Jak każdy wampir… Blada, długie do pasa brązowe włosy.
- Mówiłaś, że nikt nie wie jak wyglądała ta rodzina i ja się nazywała… - zauważył Jasper.
Zaśmiałam się i usiadłam obok niego. Położyłam mu głowę na ramieniu i przymknęłam powieki.
- Ja nie jestem nikim, Jazz - powiedziałam smutnym tonem.
Przyjaciel objął mnie ramieniem i je potarł w geście pocieszenia. Spróbowałam się uśmiechnąć, ale wyszedł mi z tego grymas. Spojrzałam na doktora, ciągle zafascynowanego tą opowieścią.
- Twoja teoria na temat darów, jest taka, że jako wampiry mamy rozwinięte niektóre cechy ludzkie. W przypadku Edwarda, że wrażliwy na punkcie tego co ktoś o nim myślał, a Jasper miał dobrą charyzmę. To rozwinęło się po przemianie. Czyż nie tak? - spytałam.
Doktor pokiwał głową.
- Masz zupełną rację. Celowo nie wspomniałam tego w opowieści. To było kolejne zaklęcie czarownicy, aby wampiry mogły się bronić przed takimi jak ona.
- Fascynujące - mruknął.
- Rozmyślałam też nad moimi siostrami. Czemu mają takie, a nie inne dary. Odpowiedź jest prosta… Alice przewidywała przyszłość jako człowiek. Rose cokolwiek by powiedziała, każdy jej wierzył. To się rozwinęło po przemianie.
- A ty, Bello? - zaczął mój ukochany - Czemu masz taki dar?
Zamknęłam oczy i wciągnęłam powietrze przez zęby.
- Mówiłam wam, że nikt nie wie jak wyglądali czarodzieje i jak się nazywali. Ja wiem. Wyglądu nie będę wam opisywała, ale powiem wam nazwisko - w salonie zapadła grobowa cisza, przerywana jedynie przez bicie serc wilkołaków - Swan.
Oczy im się powiększyły.
- To ja jestem tą czarownicą, która stworzyła rasę wampirów i ludzi-duchów. Moje czary po przemianie przejęły inną formę. Formę wszystkich możliwych darów. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczycie…
- Wybaczymy co?! - oburzyła się Alice - To, że stworzyłaś wampiry?! Gdyby nie ty, nigdy byśmy nie siedzieli w tym salonie! Ja nie byłabym z Jasperem, Rosalie z Emmettem, Carlisle z Esme, a ty z Edwardem i nie spodziewałabyś się dziecka! Nie mamy ci czego wybaczać Bells.
Przytuliła mnie, a ja się rozpłakałam.
- To nie tak, Al - wychlipałam - Ja spotkałabym się z Edwardem, ty z Jasperem, Rosalie z Emmettem, a Carlisle z Esme.
Zdziwiłam wszystkich tą odpowiedzią. Ukryłam twarz w dłoniach i rozpłakałam się jeszcze bardziej.
- Miałam dwie siostry i obydwie zginęły z powodu miłości. Lecz ta pierwsza nikomu nie powiedziała kim jest jej ukochany. Odebrali jej moc, a zginęła, a on poszedł w jej ślady. Ja również kogoś kochałam w tamtym życiu - zauważyłam jak Edward ściska dłonie w pięści, aż pobielały mu kłykcie.
- Jednak obie moje siostry żyją. Przeniosłam je w przyszłość, jednocześnie zmieniając ich wygląd, aby nikt im nie zrobił krzywdy z naszych przodków. Z ich ukochanymi zrobiłam to samo, rzucając zaklęcie, aby oni się połączyli, kiedy dorosną. Mój ukochany… przeniosłam go w przyszłość o kilka tysięcy lat. Miałam nadzieję, że pozna kogoś i ułoży sobie życie na nowo. Ukochany mojej siostry… miał rodziców, którzy zginęli z rąk naszej rodziny. Każdego przeniosłam w przyszłość, w inny czas, dając im szansę na nowe i lepsze życie.
Nic więcej nie powiedziałam, tylko wtuliłam się w Alice.
- Spotkałaś je? - spytał chochlik troskliwie.
- Tak - potwierdziłam.
- Co się z nimi stało? - spytała Rose.
Przetarłam łzy wierzchem dłoni i odsunęłam się od Al.
- Są wampirzycami. Znalazły swoje drugie połówki. Nie chciałam abyśmy znowu się spotkały. Znowu grozi wam przeze mnie niebezpieczeństwo.
- Co?! - wydarły się - To my jesteśmy tymi siostrami?!
Potwierdziłam skinieniem głowy.
- Nie wiedziałam… Dopiero gdy spotkaliście Jaspera i Emmetta, zaczęłam coś podejrzewać. Zbyt szybko się pokochaliście, nawet jak na wampiry. Podczas podróży sprawdziłam to. To Rosalie nie chciała wydać Emmetta. To Alice śmierć odkupiłam, pomagając Jasperowi. To Esme i Carlisle są jego prawdziwymi rodzicami - spojrzałam na brunetkę - Dlatego straciłaś dziecko, kilka dni po narodzinach. Miałaś syna i nie mogłaś mieć więcej dzieci. To przez zaklęcie, jakie niegdyś rzuciłam. Miałaś się połączyć z Carlisle'em. Tak się stało. Gdybyś nie skoczyła z klifu, nigdy byście się nie spotkali. Jednak nie sądziłam, że to wszystko będzie tak skomplikowane. Że każdy z was będzie musiał być wampirem, aby się spotkać. Miałam nadzieję, że będziecie ludźmi. Lecz najwyraźniej nieświadomie klątwa Imperpetuum dampnetur, została wam zapisana.
Esme natychmiast wzięła swojego syna w ramiona i mocno przytuliła. Ja wraz z siostrami mocno się uściskałyśmy, a następnie każda poleciała do swojego ukochanego. Jednak mina Edwarda była nieprzenikniona.
- Wyrzuć to z siebie - powiedziałam drżącym głosem, bojąc się co powie.
Spojrzał mi w oczy.
- Każdy odnalazł swoje połówki - mruknął przygnębiony - A ty? Odnalazłaś ukochanego?
A więc to go dręczy?
- Sądzę, że tak - odpowiedziałam szczerze, a wampir uniósł brew do góry - Nie sądziłam, że moje uczucie do niego się odbuduje - na twarzy Edwarda zobaczyłam przygnębienie - Nie wiedziałam kim on jest, aż do dziś.
Zrobiłam kilka kroków do przodu i stanęłam tyłem do Edwarda, a on się nie odwrócił. W wampirzym tempie się odwróciłam i jednym, zwinnym ruchem zerwałam z niego koszulę, z czego każdy się zaśmiał, a Emmett powiedział, że jestem zbytnio napalona. Jednak ich nie posłuchałam i kiedy Edward się odwrócił, ponownie stanęłam za jego plecami. Dotknęłam delikatnie ledwo widocznej rany na jego plecach, od szyi aż do pasa.
- Wiem, że mój ukochany stanął kiedyś w mojej obronie i mocno oberwał po plecach. Została mu blizna. Tak, odnalazłam ukochanego. Witaj z powrotem Edwardzie - przytuliłam się do jego nagiego torsu - Chyba nie myślałeś, że mogłam pokochać kogoś innego niż ty.
Jego uścisk się wzmocnił i złożył pocałunek na moim czole. Wilki się pożegnały, dziękując za opowiedzenie legend. Pożegnałam ich z uśmiechem i wraz z ukochanym poszliśmy do jego pokoju, aby posiedzieć w ciszy i nacieszyć się sobą po tak długiej rozłące.
- Tęskniłam za tobą Edwardzie - powiedziałam i pocałowałam go w policzek.

- Już wiem, dlaczego inna kobieta mnie nie interesowała - odparł i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku i mocno mnie do siebie przytulając.
--------------------------------------------------------------------
Siemasz kochani <3
Nie wiem co sądzić o tym rozdziale... Starałam się pisać go najlepiej jak potrafię, ale to chyba nie jest to o czym można marzyć... Jeśli ktoś pogubi się w tym, zadawajcie pytania, a będę odpowiadała :) Nie rozpisuję się tu zbytnio :D
Dedyk dla mojej kochanej Issie <3
Kochana dziękuję ci za pomoc w prowadzeniu drugiego bloga :* Za nasze rozmowy na gg :* Za pocieszanie, gdy podpaliłam kuchenkę <3 Chcę ci powiedzieć, że nic mi nie powiedzieli :D Znaczy się tylko moja mama wie :D No i ty dowiedziałaś się pierwsza :D
Ja pierdole jak mi serce dudnioło jak waliłam ścierką w te pudełko od popcornu :D Ghah :D Ale wszystko dobrze się skończyło :D
Jeszcze moja mamusia powiedziała, że kupi mi telefon <3 A podpaliłam mikrofalówkę -,- Haha :D Moja sis pytała co tak śmierdzi w kuchni :D Powiedziałam, że nie wiem :D
Koty wy moje ukochane <3 
Dziękuję za wszystko! Za miłe komentarze, wiele wiele wiele wejść i za to, że ze mną jesteście <3 

Wasza Natalia :*

niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 16 "Nowi Sojusznicy?"

Obudziło mnie poranne słońce, wlewające się przez okno. Zaraz, zaraz… Słońce? I to takie mocne? Uchyliłam powieki, ale światło mnie poraziło, wywołując delikatny ból głowy. Jezu! W ciąży jestem jak człowiek. Ale podoba mi się taki stan.
Coś ciepłego musnęło mój policzek. Uśmiechnęłam się delikatnie i otworzyłam oczy, przysłaniając je sobie dłonią. Ujrzałam rozpromienioną twarz Edwarda. Zdałam sobie sprawę, że to nie słońce mnie tak poraziło, lecz światło padające z żarówki.
Ułożyłam głowę na piersi Edwarda i zaczęłam jeździć palcami po jego torsie, jednocześnie napawając się jego zapachem. Wampir mocniej mnie przytulił i pocałował w czubek głowy. Nie mogłam się nie uśmiechnąć…
Wyczułam drobny ruch mojego maleństwa. Mój uśmiech się poszerzył. Odsunęłam się od ukochanego i usiadłam po turecku. Odrzuciłam kołdrę i przyjrzałam się swojemu brzuchowi. Nie ma co, powiększył się podczas mojego snu. Pogłaskałam go delikatnie, acz czule.
Spojrzałam na ukochanego.
- Przyniesiesz nam krwi? - spytałam.
- Oczywiście, moje skarby - pocałował mnie w policzek, a następnie w brzuch i zniknął w błyskawicznym tempie.
Zwlokłam się z łóżka i poczłapałam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, a następnie wytarłam się starannie puchowym ręcznikiem. Mokre włosy związałam w koński ogon i wzięłam ubrania, wcześniej przyszykowane przez Alice lub Rose. Założyłam czarne leginsy, szarą tunikę do połowy uda z króliczkiem oraz różowe baleriny.
Wróciłam do sypialni, a moich do moich nozdrzy doleciał zapach krwi. Spojrzałam na ukochanego i zabrałam mu kubek. Wypiłam go za jednym razem i zażądałam więcej. Po tym, jak kazałam wracać Edwardowi z dziesięć razy, przyniósł ze sobą butelkę z ciepłą krwią. Odebrałam mu ją i wypiłam.
Wampir spojrzał na mnie lekko zaniepokojony. Wywróciłam oczami i wdrapałam mu się na kolana. Ułożyłam głowę na jego ramieniu i pocałowałam w szyję.
- Skarbie… - zaczął - Myślałaś już nad imionami?
Pokiwałam głową i blado się uśmiechnęła. Nie zdążyłam otworzyć ust, a do pokoju wpadła moja nowa rodzina. Alice z gracją baletnicy, usiadła obok nas.
- Mów - nakazała.
Zaśmiałam się.
- Gdyby to był chłopiec… - spojrzałam ukochanemu prosto w oczy - Anthony.
W jego oczach zobaczyłam bezgraniczne szczęście i jakiś błysk, którego nie zidentyfikowałam.
- A imię dla dziewczynki? - spytała zaintrygowana Rose.
W oczach poczułam łzy.
- Widzicie… moja mama nazywała się Renee - na wspomnienie mojej rodzicielki, zaczęłam płakać. Edward przytulił mnie mocniej.
- Renee mi się podoba - szepnął mi do ucha.
Pokręciłam głową.
- Nie. Myślałam nad połączeniem Renee i… - przygryzłam dolną wargę i przetarłam oczy, wierzchem dłoni - i Esme. Powstałoby Renesmee - w oczach brązowowłosej wampirzycy zobaczyłam wzruszenie.
- Jest śliczne - mruknął Edward - Jedyne w swoim rodzaju. Pasuje jak ulał.
Alice klasnęła i zerwała się na równe nogi. Wyleciała z sypialni i zawołała nas. Każdy zaciekawiony ruszył za chochlikiem. Zastaliśmy ją rozpromienioną przed drzwiami do swojej sypialni.
- Skoro Bells, wyjawiła nam swoją niespodziankę… - zaświergotała - Teraz kolej na mnie.
I otworzyła drzwi. Spodziewałam się zobaczyć jej sypialnię, ale się pomyliłam. Zniknęło łóżko, biurko, toaletka i inne meble… Zamiast tego ujrzałam jasny pokój dla dziecka z łóżeczkiem po środku. Przyłożyłam sobie dłoń do ust.
- Jest boski - wyszeptałam tylko i rzuciłam się siostrze na szyję - Dziękuję.
- Wiedziałam, że ci się spodoba - zapiszczała.
- Jakby mógł mi się nie podobać. Jest boski! Jesteś cudowna, chochliczku.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Poszłam otworzyć i ujrzałam dwóch mężczyzn. Obydwoje o ciemnej karnacji, czarnych włosach ściętych na jeża, ciemnych oczach i dobrze zbudowanych mięśniach. Poczułam silny odór psa. Warknęłam przeciągle i groźnie.
- Co wy tu robicie?! - syknęłam.
Na myśl przyszło mi, że chcą zabić moje maleństwo. Zareagowałam natychmiastowo, nawet nie zastanawiając się nad swoimi czynami. Wylecieli w powietrze na kilka metrów, zmieniając się w locie w wilki. W czarnego i rdzawo brązowego. Ten drugi zawarczał i zaczął się od mnie zbliżać.
- Bells! - usłyszałam krzyk Edwarda i po chwili objął mnie w pasie - Oni nie mają złych intencji, skarbie. Przyszli się tylko dogadać.
- Och! - wyleciało z moich ust - Przepraszam. Myślałam, że chcecie skrzywdzić moje dziecko - jak na potwierdzenie, maleństwo się poruszyło, a ja machinalnie położyłam dłoń na brzuchu.
Wilki czmychnęły w las i po chwili wyszli w ludzkich postaciach. Zrobiłam krok do tyłu i gestem dłoni zaprosiłam ich do środka. Jeden z nich, odrobinę niższy i przystojniejszy spojrzał na mnie wrogo, a ja odpłaciłam mu się tym samym. Poszliśmy do salonu i usadowiliśmy się na kanapach. Ja położyłam głowę na kolanach mojego przyjaciela, a on posłał mi szeroki uśmiech.
- Nie za wygodnie ci? - zaśmiał się.
- Mówiłam ci już, że masz strasznie wygodnie kolana - wypięłam mu język jak pięciolatka i spojrzałam na Indian - Co was tu sprowadza?
- Przyszliśmy ustalić kilka faktów - odparł ten brzydszy.
Usiadłam momentalnie i zmierzyłam ich wzrokiem.
- Ja nazywam się Sam Uley, a to Jacob Black - pokazał na tego przystojniejszego.
- Ja jestem Isabella Marie Swan - gdy tylko to powiedziałam im wyszły oczy na wierzch - Spokojnie, nie gryzę - wskazałam na siostry - To moje siostry. Alice i Rosalie.
- Ty jesteś piekielną kobietą - wykrztusił zszokowany Sam.
Wzruszyłam tylko ramionami.
- Jak zwał, tak zwał.
- Czemu masz fioletowe oczy? - spytał Jacob, bez ogródek.
- Bo Bella jest królową wszystkich istot ludzkich - odpowiedział Jasper.
Sam i Jacob wymienili między sobą zdziwione spojrzenia, a potem spojrzeli na mnie.
- A więc legenda była prawdą - powiedzieli chórem.
Kiwnęłam głową, potwierdzając ich słowa.
- Legenda też mówiła, że królowa nas wszystkich, ma za towarzyszkę lwicę… - powiedział Sam, a mi zrobiło się odrobinę duszno, czego nie dałam po sobie poznać.
- Volturi ją zamordowali - powiedziałam, a głos mi delikatnie zadrżał.
Szybko znalazłam się w ramionach ukochanego i wtuliłam się w jego ramię. Po kilku minutach zebrałam się w sobie i na życzenie Sama i Jacoba, opowiedziałam im swoją historię. Słuchali jej, wchłaniając każde słowo z zainteresowaniem. Opowiedziałam im też o incydencie jaki zaszedł zaledwie niecały dzień wcześniej. Chłopaki wykrzyknęli chórem „Ta Tanya?” i zdusili w sobie przekleństwa.
Na początku się zdziwiłam, czemu tak zareagowali, ale gdy tylko wyszli, Edward udzielił mi szybko wyjaśnienia.
- Widzisz, kochanie… Oni zawsze wierzyli w te legendy i mieli respekt dla królowej. Teraz, kiedy ją poznali, czyli ciebie, są gotowi chronić cię przed każdym zagrożeniem. Poza tym wyczytałem w ich myślach, że mają do ciebie ogromny szacunek. Opowiadając im ile wycierpiałaś podczas kilku tysięcznej egzystencji, w nich rodził się dla ciebie podziw, że mimo tak wielkiego cierpienia, odnalazłaś się w tym wszystkim.
- Czy ja naprawdę jestem osobą wartą podziwu? - mruknęłam sama do siebie.
- Oczywiście, że tak - zaśmiał się Edward i pocałował mnie w czoło - Byłaś osobą pozbawioną jakich kolwiek zahamować, a mimo to, nie zaatakowałaś Alice i Rosalie, a następnie przyjęłaś je do siebie z otwartymi ramionami. Jakiś czas temu, pomogłaś Jasperowi, pokochałaś mnie i dasz mi coś, czego myślałem, że nigdy nie będę miał. Dasz mi możliwość sprawdzenia się jako ojciec.
Oczy mi się zaszkliły.
- Ale nie zapominaj, że nie tylko ja brałam w tym udział. Ty również się przyczyniłeś do tego, że jestem w ciąży.
Wampir się zaśmiał i zmierzwił swoje włosy.
- Tak, masz rację - zostałam obdarzona pięknym uśmiechem.
Położyłam się wygodnie na łóżku i założyłam dłonie pod głowę. Zapatrzyłam się tępo w sufit i zaczęłam nad czymś rozmyślać. Przypomniało mi się coś, co wyłapałam jakiś czas temu, kiedy dowiadywałam się poprzez dar, o ojcu mojego ukochanego.
Uniosłam się na łokciach i zmarszczyłam delikatnie brwi. Z taką miną wstałam i wyszłam z sypialni. Skierowałam się wzdłuż korytarza, a następnie zeszłam na dół, ciągle trzymając się za brzuch. W salonie zastałam siostry i ich ukochanych.
- Gdzie Carlisle? - spytałam.
- W swoim domu - odpowiedział mi Em.
- Dzięki.
Podążyłam do garażu, a wszyscy ruszyli za mną. Wsiadłam do swojego auta i wyjechałam, kiedy Edward usiadł na miejscu pasażera, patrząc na mnie podejrzliwie. Uśmiechnęłam się do niego i z powrotem zapatrzyłam się na drogę.
Po kilku minutach, zajechałam pod posesję Cullenów. Zatrzymałam samochód i wysiadłam. Przed dom zajechały auta moich sióstr, który dołączyły do mnie zdziwione.
Jak na gościa przystało, zadzwoniłam do drzwi, czym wywołałam śmiech Emmetta, Jaspera i Edwarda. Tego ostatniego zmroziłam wzrokiem i wyrwałam rękę z uścisku.
- Komuś hormony buzują! - zaśmiał się Emmett.
Nie odwracając się do niego, bo właśnie Carlisle mi otworzył, skupiłam się na drzewach i już po chwili usłyszałam krzyk osiłka. Zerknęłam przez ramię i zobaczyłam, że jest przygwożdżony do drzewa przez gałęzie. Wzruszyłam ramionami i weszłam do środka, serdecznie uśmiechając się do przyszłego teścia.
Zaraz, zaraz! Stop! Jakiego przyszłego teścia do cholery jasnej?! Odbiło ci Swan?! Edward ci się nie oświadczył i nie wiadomo czy to zrobi, a ty mówisz o blond wampirze „przyszły teść”! Powinnaś się leczyć!
Powstrzymałam głośne westchnienie. Podążyłam do salonu i usiadłam wygodnie na kanapie, obitej białą skórą. Spojrzałam na Esme i jej męża, nie kryjących zaciekawienia, malujących się na ich twarzach.
- Co cię do nas sprowadza, Bello? - spytał doktor.
- Gdy się poznaliśmy, przebadałam twoją naturę, poprzez dar. Dzięki temu, wiem na jakie pytanie nigdy nie poznałeś odpowiedzi… - zorientował się o co mi chodzi, a oczy mu zabłysły z podekscytowania - I tylko jedna osoba, może udzielić ci na nie odpowiedzi.
-  O co tu chodzi do cholery?! - oburzyła się Alice.
Zerknęłam na nią.
- Carlisle, zawsze chciał wiedzieć, jak powstała rasa wampirów - wyjaśniłam i zerknęłam na doktora - Jak już mówiłam, tylko jedna osoba może ci to opowiedzieć.
- Kto taki? - spytała Esme, również zaciekawiona.
Uśmiechnęłam się jak najszerzej mi się udało.

- Ja - odpowiedziałam.
----------------------------------------------------------------------------
Witajcie kochani <3
Przepraszam, że nie dodałam rozdziału wcześniej, ale byłam strasznie zabiegana. No wiecie.. szkoła itd. Do tego pilnuję trzyletniego brata, który by tylko rozrabiał i często się dopiera do kompa lub lapka, w zależności co jest włączone.. Także, nawet, gdy siedzi mi na kolanach to stuka w klawiaturę, a jak lata po pokoju, to dolatuje i coś rozrabia.. Do tego mam truskawki, więc muszę trochę pomagać -,- Ale nie narzekam xd
Od razu informuję, że nie wiem, kiedy nn, bo muszę dodać na mojego drugiego bloga, a nawet nie mam czasu go pisać -,- 
Jakby było mało, ciągle mam nowe pomysły na opowiadania i po prostu nie mogę, jeśli go nie piszę :D Już taka ma natura :D
Mam nadzieję, że rozumiecie mnie :D
A teraz rozdajemy dedyczki :D
- Belle - dziękuję za takie zajebiste komcie, które wywołują uśmiech na mojej twarzy :D Z tego co się dowiedziałam mam do cb jakieś 400 km -,- OMG! Przyjadę do ciebie pociągiem, a potem nie wiem co zrobię ;D Przekimam się gdzieś :D
- Wampirek i Lady A. - wam dedyczka dodaję razem, bo jesteście zajebiste i i tak bym pisała to samo :D Pamiętajcie, że rozjebiemy tych anonimów :D
Jesteśmy muszkieterkami we cztery z seksownym Edwardem na czele <3
Pozdrawiam was gorąco <3
Zwariowana Natalia <3
PS. Poprawiliście oceny, kochani? :D

środa, 12 czerwca 2013

Informacja...

Krótkie info, dla tych, którzy tu zaglądają :-)
Mojego drugiego bloga, przeniosłam pod inny adres... http://depends-bells.blogspot.com/. Nie wiem, czy zajrzycie, czy nie, ale jest tam po krótce wyjaśniona pewna sprawa.. :-)

Pozdrawiam  :**
Mam nadzięję, 
że wasz dzień był 
lepszy niż mój <3
Natalia :-)

wtorek, 11 czerwca 2013

Dzień doberek :-)

Witam z samego rana <3
Chciałam was zaprosić na mojego nowego bloga, którego prowadzę, wraz z koleżanką:
http://narko-vamp.blogspot.com
Prologu wprawdzie nie ma, ale być może dziś zostanie dodany :) Bynajmniej mam to w planach ^^
Przepraszam, że piszę troche jak potłuczona, ale się nie wyspałam... Do wpół do drugiej w nocy, pisałam opis bohaterów na drugiego bloga -_- A jak położyłam się spać o drugiej, to zasnęłam o wpół do piątej, a wstałam o siódmej -_- No masakra!
Więc dziewczynki wam radzę:
nie pijcie dwóch kaw nawet kupnych! i nie pijcie coli przed snem... Cola już drugi raz przeszkodziła mi w śnie -_-
To tyle co chciałam wam powiedzieć :)
Życzę wszystkim miłego dnia i jak jesteście w szkole, to się nie nudźcie <3
Pozdrawiam i życzę udanego dnia <3
Zwariowana Natalia <3

sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział 15 "Ratunek i Zemsta"

Witam moich kochanych czytelników :**
Wiecie co?? Specjalnie dla WAS siedzę po nocach i piszę nn, aby was nie zawieść i nie trzymać długo w niecierpliwości :**
Siedzę powiedzmy do trzeciej, a muszę wstać o szóstej do szkoły xd nawet znoszę codzienne zawroty głowy xd Wszystko dla WAS, moi kochani :D
Ostatnio moja sis przeczytała komentarz do ostatniej notki i nic z tego nie zrozumiała xd ale ja zrozumiałam i to jest ważne :D
Dedyczki;
- Dla Wampirka :** - kochana dziękuję ci za tak zajebisty komentarz, który był dla mnie motywacją do pisania :) dzięki tobie zrozumiałam, że jednak mam dla kogo pisać :** I tak. Masz rację. Twój komentarz był najdłuższy :D
- Dla Wampirzycy Magdy :** - za to, że to ty mnie odwiodłaś od pomysłu usunięcia bloga :)
- Dla Issie :** - która chciała kastrować Tanyę nożem do masła i zardzewiałą siekierą :**
- Dla Aleksandry Cullen :** - za to, że chciałaś pomóc naszej kochanej Issie :**
- Dla Zwariowanej11 :** - za tak zajebiste komentarze :**
To ja już nie przynudzam :)) Zapraszam do czytania :**
---------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział 15


W dwie minuty znaleźliśmy się w domu Cullenów i od razu pobiegliśmy do gabinetu doktora. Esme zadzwoniła po moje siostry, które wpadły rozjuszone, wściekle warcząc. Rosalie złapała mnie za dłoń i gładziła moją głowę, jak jakiemuś dziecku.
Po chwili zaczęłam się wydzierać na każdego, aby ratowali moje dziecko. Postanowiłam, że gdy tylko poczuję się lepiej, Tanya będzie miała przechlapane, lekko mówiąc. Odegram się na niej. Poczuje co to jest zadrzeć ze mną!
Edward złapał mnie za dłoń, a jego twarz stała się coraz bardziej zrozpaczona. Moje krzyki stały się głośniejsze. Zaczęłam się bać najgorszego, a przed oczami co jakiś czas stawało mi martwe niemowlę.
W końcu przestałam krzyczeć, a zaczęłam głośno ryczeć. Nie! Nie! Moje maleństwo musi żyć! Nic nawet nie zobaczyło i już ma tracić swoje życie? Dlaczego tak ma być do cholery?! A może los odgrywa się na mnie, za to, że byłam taka wredna dla wszystkich? Ale czy śmierć małego dziecka, nie jest za surową karą, bez względu na wszystko?
Błagam! Niech moje dziecko przeżyje! Oddam swoją władzę, Volturi bez mrugnięcia okiem! Do cholery! Mogę oddać własne życie, aby tylko ono żyło! Jestem gotowa na wszystko, aby ratować dziecko! Błagam! Dajcie mu żyć!
Mój ukochany ścisnął moją dłoń mocniej, więc odwzajemniłam uścisk. Odepchnęłam od siebie tarczę.
Nie pozwólcie mu umrzeć! - wykrzyknęłam w myślach.
Wampir kiwnął głową i zaczął pomagać doktorowi. Zawołałam Rosalie, płaczliwym tonem, a ona się przybliżyła i usiadła obok mnie.
- Ono musi żyć, Rose - załkałam - Musi!
- Wiem, Isy - powiedziała smutnym głosem - I będzie. Zobaczysz. Carlisle i Edward zrobią wszystko, aby was uratować.
Pokręciłam głową.
- Macie ratować dziecko! - wydarłam się - Mnie, niech piekło pochłonie, ale ono ma żyć!
Poczułam przeraźliwy ból brzucha. Złapałam się szybko za bolące miejsce i krzyknęłam. Ucieszyłam się jednak, bo poczułam ruch mojego maleństwa. Ból zaczął się stawać coraz bardziej nieznośny, a ja na dodatek zaczęłam wymiotować krwią, zalewając cały gabinet doktora.
Mój kręgosłup przeszył ogromny ból. Wygięłam się w łuk i krzyknęłam na całe gardło. Zaraz w gabinecie znaleźli się wszyscy. Esme złapała mnie za dłoń i zaczęła gładzić po włosach. W jej oczach zobaczyłam rozpacz i smutek.
Edward spojrzał na mnie, a jego oczach zobaczyłam jeszcze więcej smutku. Moich uszu dobiegł najokropniejszy dźwięk, jaki kiedykolwiek można usłyszeć. Słabnące bicie serca, mojego dziecka. Wydarłam się, aż popękały szyby, a wszyscy pozatykali uszy.
Żyj kochanie! Błagam cię, żyj! Nie opuszczaj nas!
Zaczęłam błagać moje dziecko w myślach, jakby to mogło coś dać. Po kilku minutach opadłam całkowicie z sił i zaczęłam płakać. Jednak szybko znalazłam siły, słysząc urywane bicie serduszka.
- Nie! - krzyknęłam - Ona nie może umrzeć! Nie moja córka! Nie!
- Bello… - zaczął Edward zrozpaczonym głosem - Sądzę, że nic już nie możemy zrobić.
Pokręciłam głową i krzyknęłam. Dotknęłam dłońmi brzucha i niewiadomo czemu, wypłynęło z nich różowe światło. Zdziwiłam się, ale nie oderwałam rąk.
Moim ciałem wstrząsnął przyjemny dreszcz. Bicie serca zaczęło przyspieszać, a ja zaczęłam płakać ze szczęścia. Po kilku minutach, światło zniknęło, a bicie serduszka się unormowało.
Szybko się przytuliłam do Edwarda i wybuchłam płaczem.
- Już dobrze, Bello - zaczął mnie uspokajać - Uratowałaś nasze dziecko. Nie płacz.
- Tak niewiele brakowało Edwardzie - załkałam - A nasza córka, mogłaby się nigdy nie narodzić.
Wampir odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy.
- Skąd wiesz, że to dziewczynka? - spytał lekko zaintrygowany i zaniepokojony wcześniejszą sytuacją.
Pokręciłam głową.
- Nie wiem. Po prostu wiem - odparłam - A teraz zabierzcie mnie do sypialni.
Edward jak na rozkaz wziął mnie na ręce i w wampirzym tempie znaleźliśmy się w moim pokoju. Położyłam się na łóżku i zwinęłam w kłębek. Nie przestałam płakać.
Tak niewiele brakowało, a moje maleństwo by umarło. Mój ukochany położył się obok i mocno mnie przytulił.
- Bello… - zaczął niepewnie - Jeśli Tanya ma cię jeszcze raz skrzywdzić z mojego powodu…
Zrozumiałam do czego zmierza. Oderwałam się od niego i stanęłam na równych nogach. Zaczęłam kręcić głową i się wycofywać. Po policzkach poleciały mi kolejne łzy.
- Nie - powiedziałam - Nie zostawiaj mnie. Nie zostawiaj nas.
Wampir znalazł się przy mnie i mocno przytulił. Wtuliłam twarz w jego koszulę.
- Przepraszam - szepnął mi we włosy - Nigdy bym was nie zostawił. Ale nie chcę aby Tanya cokolwiek wam jeszcze zrobiła. Najwyraźniej nie będę cię opuszczał nawet na sekundę.
- Wszystko tylko nas nie zostawiaj - wychlipałam.
- Dobrze, Bello. Jeszcze raz przepraszam. Po prostu was kocham i się martwię. To wszystko.
Kiwnęłam potakująco głową. Do pokoju weszły moje siostry i gestem nakazały Edwardowi wyjść. Pocałował mnie w usta i spełnił ich prośbę. Dziewczyny zabrały mnie do łazienki i nalały gorącej wody do wanny i przeróżnych olejków zapachowych.
Rozebrałam się, gdy wyszły i weszłam do wody. Ułożyłam się wygodnie i przymknęłam powieki. Przed oczami zobaczyłam obraz, który wywołał na mojej twarzy szeroki uśmiech. Zobaczyłam Edwarda bawiącego się z małą dziewczynką.
Wyczułam ruch maleństwa. Dotknęłam tego miejsca, a mój uśmiech się powiększył.
- Udało się, kochanie - szepnęłam - Ledwo, ale się udało.
Po kilkudziesięciu minutowej kąpieli, wyszłam z wanny i owinęłam swoje ciało puchowych ręcznikiem, a mokre włosy rozczesałam.
Do łazienki wparowała moja siostra z ubraniami w ręku. Szybko je przejęłam. Okazało się, że przyniosła mi szare spodnie dresowe, fioletową koszulkę, białe bolerko i czarne trampki. Założyłam wszystko, oprócz bolerka.
Wyszłam z łazienki i zeszłam w ludzkim tempie na dół do salonu. Zasiadłam obok ukochanego i położyłam głowę na jego ramieniu.
Esme weszła do salonu z kanapkami i szklanką soku pomarańczowego. Posłałam jej wdzięczne spojrzenie i przejęłam jedzenie. Uaktywniłam dar i zaczęłam wcinać. Już po kilku minutach odstawiłam pusty talerz i dopiłam sok.
Wstałam z kanapy i wyszłam na zewnątrz. Weszłam w las i na wszelki wypadek osłoniłam swoje ciało fizyczną tarczą. Po jakimś czasie wyczułam znany sobie zapach i podążyłam jego śladem z chęcią zemsty.
Moje maleństwo zaczęło się niespokojnie ruszać, więc dotknęłam czule brzucha, dodając mu w jakiś sposób otuchy. Szybko dołączyła do mnie moja rodzina z pytającym spojrzeniem. Pokręciłam tylko głową i złapałam dłoń Edwarda.
Alice zaczęła warczeń głośno na coś za nami. Odwróciłam głowę i zobaczyłam wredną blondynkę. Tanya spojrzała na mnie z rozbawieniem, a zza niej wyszło dziesięć wampirów.
Odepchnęła swoją rodzinę, jak i jej towarzyszy na boki i zostałam z nią sam na sam. Zawarczałam groźnie i wampirzyca upadła na ziemię z krzykiem. Zaczęła się wić w agonii, a na mojej twarzy pojawiła się złość.
- Prawie zabiłaś moje dziecko - powiedziałam lodowatym tonem - Nie daruję ci tego. Na początku zacznę cię torturować, później sprawię, że zapomnisz o wszystkim, a następnie zahipnotyzuję i jak najszybciej będziesz chciała umrzeć.
Wyprostowałam się dumnie i wytworzyłam wokół wampirzycy krąg z ognia. Zaczęłam go stopniowo zbliżać do wampirzycy, nie przestając jej torturować darem podobnym do Jane, tyle, że o wiele razy silniejszym.
Sprawiłam, że będzie odczuwała poparzenia jak człowiek i nie spali się od razu. Kiedy kilka języków ognia dotknęło jej ciała, wampirzyca krzyknęła. Przybliżyłam jeszcze bliżej ogień i Tanya zaczęła się wydzierać, a jej krzyki rozeszły się echem po lesie.
Ogień zaczął smagać jej skórę raz za razem, powodując u niej straszny ból. Po kilku minutach jej krzyków ugasiłam krąg ognia, na co ona odetchnęła z ulgą. Uśmiechnęłam się zjadliwie.
Usłyszałam tętent łap. Dobiegło do nas osiem wilków od czarnego jak smoła do siwego, najmniejszego ze wszystkich. Tak samo jak wszystkich, odepchnęłam ich na bok i usłyszałam jak mój ukochany odpowiada na nieme pytania wilków.
Zobaczyłam jak blondynka wstaje z ziemi, pod wpływem ulgi. Machnęłam ręką, a ona przegięła się na pół w tył. Zaczęłam machać rękoma, a ona zaczęła się wyginać pod różnymi kątami, ciągle krzycząc.
Podbiegłam do niej i przywaliłam jej w twarz. Oderwałam jedną potężną gałąź z drzewa i się na niej skupiłam. Po chwili zmieniła się w sztylet. Uniosłam rękę do góry i wbiłam go w brzuch wampirzycy. Następnie go wyciągnęłam i odcięłam blond pukle.
Spojrzałam na leżące na ziemi włosy i po chwili zaczęły płonąć. Spojrzałam na nią i stwierdziłam, że ma włosy jak u chłopaka, tyle, że trochę odrośnięte i nierówne.
- Nie pamiętasz swojej rodziny - zaczęłam ją hipnotyzować - Nie pamiętasz nic ze swojego dawnego życia. Nikogo. Niczego. Zero wspomnień. Nie wiesz jak się nazywasz. Gdzie wcześniej mieszkałaś.
Uśmiechnęłam się zjadliwie, gdy ona pokiwała głową.
- Nic nie pamiętam - powtórzyła jak mantrę.
- Zabiłaś swojego ukochanego - zaczęłam kontynuować - Zabiłaś swoje dziecko. Bardzo ich kochałaś. Poczucie winy zżera cię od środka. Nie masz ochoty żyć. Masz bardzo słabą samokontrolę, ale nie chcesz zabijać ludzi. Będąc wśród ciepłokrwistych, czujesz przeolbrzymie pragnienie, które ledwo kontrolujesz. Ścigają cię Volturi i Isabella Marie Swan. Żyjesz w ciągłym strachu. A teraz odejdziesz i zapomnisz. Te wspomnienia, które podałam, przypomną ci się za kilkanaście minut.
Tanya pokiwała głową i pobiegła. Zobaczyłam, że wampiry, które z nią przybyły, uciekły, a wilkołaki przemienili się w ludzi. Zobaczyłam w tym jedną dziewczynę.
Podeszłam do Edwarda i uczepiłam się jego ramienia. Poczułam jak opadam z sił. Ziewnęłam przeciągle. Mój ukochany wziął mnie na ręce i powiedział coś do jednego z wilkołaków, lecz nie wiem co, bo zasnęłam.

--------------------------------------------------------------------------------
I jak się wam podoba?? :D Ja nie wypowiem się na ten temat -_- 
Opinię pozostawiam wam :** 

niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział 14 "Nie!!!"

Hej pyszczki ! :**
Nie wierzę, że napisałam kolejne nn xd Mam oczywiście nadzieję, że wam się spodoba xd Zawsze na to liczę :D
Pisząc ten rozdział obrzerałam się truskawkami, które sama musiałam zbierać xd Ale było warto :D Weny dodał mi mój trzyletni braciszek, który do mnie przyjechał i zaczął krzyczeć coś, a ja się z niego śmiałam i jakimś cudem... doznałam weny! :D
Oczywiście ten rozdział piszę którąś godzinę z przerwami.. Denerwowałam się, bo zaczęłam pisać dwa opowiadania i nie mam pomysłu na początek! Zamykałam laptopa i wychodziłam z domu :)
Jeśli ktoś chce być informowany o nn, zapraszam do zakładki "Informowani" xd
Ten rozdział dedykuję Wampirkowi i Lady A. :) Dziewczyny jesteście wyjebane w kosmos, ale to już mówiłam :D
To ja już nie przynudzam :D Zapraszam do czytania :**

------------------------------------------------------------------------------

Rozdział 14


Ten odgłos wywołał u każdego promienny uśmiech. Mój ukochany ukucnął obok mnie i położył delikatnie dłonie na moim brzuchu. Spojrzał mi w oczy i zobaczyłam w nich bezgraniczną miłość do mnie jak i do dziecka.
Wszyscy się zmyli z salonu, zostawiając nas samych. Edward wziął mnie na ręce i w błyskawicznym tempie, znaleźliśmy się w mojej sypialni. Położył mnie na łóżku i podciągnął moją koszulkę do góry, odkrywając maleńki, acz widoczny brzuszek. Pochylił się i złożył na nim pocałunek.
Wyczułam jak nasze dziecko się porusza, co wywołało jeszcze większy uśmiech na naszych twarzach, a po moich policzkach poleciały łzy szczęścia po raz setny tego dnia. Przetarłam je szybko wierzchem dłoni, ale i tak napłynęły nowe.
Edward pochylił się nade mną i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Wplotłam mu palce we włosy i przycisnęłam mocniej do siebie. Wampir włożył do dłoń pod koszulkę i zaczął wodzić ręką po moich plecach. Odsunęłam się od niego.
- Mógłbyś mi przynieś krwi? - spytał z szelmowskim uśmiechem.
Zaśmiał się i pokiwał głową. Zerwał się na równe nogi i zniknął. Ułożyłam się wygodnie, pewna, że zajmie mu to najwyżej minutkę. Na dole usłyszałam rozmowy więc pomyślałam, że wróciła moja rodzina.
Zwlokłam się z łóżka i ruszyłam w ludzkim tempie na dół, aby nie zaszkodzić dziecku. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zastałam w kuchni Edwarda i tą wredną blondynkę. Tanya  zrobiła krok do przodu, a mój ukochany krok do tyłu.
Oparłam się o ścianę, przyglądając się tej scence, chociaż poczułam niewyobrażalną zazdrość. W końcu Tanya nie wytrzymała i rzuciła się na Edwarda i zaczęła go całować. Zacisnęłam pięści, ciekawa jego reakcji. Na szczęście mnie nie zawiódł. Odsunął ją od siebie stanowczo i zgrabnie wyminął.
Postanowiłam zainterweniować, widząc jak ta żmija ponownie lepi się do mojego chłopaka. Doszłam do nich i z całej siły odepchnęłam blondynkę aż wyleciała przez okno. Przytuliłam się do Edwarda z całych sił i zabrałam od niego butelkę z krwią, którą natychmiast opróżniłam.
Tanya wbiegła do domu z mnóstwem liści we włosach. Zaśmiałam się, a ona natychmiast się na mnie rzuciła. Edward stanął przede mną w obronnej pozie. Wyminęłam go zwinnie i odstawiłam pustą butelkę na blat.
- Czy ty kiedyś sobie odpuścisz? - spytałam.
Wampirzyca się zaśmiała.
- Nie. Odebrałaś mi Edwarda! Bylibyśmy razem szczęśliwi! Ale ty nam przeszkodziłaś! Omamiłaś go! - zaczęła się wydzierać, a moje maleństwo poruszyło się niespokojnie, sprawiając mi delikatny ból.
Syknęłam, a mój ukochany znalazł się obok mnie. Objął mnie czule ramieniem i spojrzał na blondynkę z nienawiścią.
- Daruj sobie! - warknął - Dobrze wiesz, że nic do ciebie nie czuję!
Pognałam szybko do łazienki i pochyliłam się nad muszlą. Z mojego gardła wylała się krew, jakby ktoś odkręcił kran. Zaczęłam się krztusić i kasłać. Czule dotknęłam brzucha i wyczułam jak maleństwo porusza się niespokojnie.
- Co jest maleńki? - spytałam, a z mojego gardła ponownie wylała się czerwona ciecz.
Edward znalazł się przy mnie i odgarnął mi włosy z czoła. Tanya oparła się o framugę drzwi z głupkowatym uśmieszkiem.
- Komuś się chyba kończy egzystencja - mruknęła.
Poczułam niewyobrażalną ochotę zamordowania tej wampirzycy. Wstałam ostatkami sił i przetarłam usta. Warknęłam przeciągle, a ona wyleciała na dwa metry, machając rękami i nogami. Wypadła na zewnątrz, wybijając kolejne okno.
Znalazłam się przy niej i złapałam ją za gardło, jednocześnie przyszpilając do ziemi. Kiedy zobaczyła kolor moich oczu, zaklęła głośno i chciała się wyrwać, więc jej na to pozwoliłam. Wytworzyłam tarczę fizyczną, przybliżając jej krawędzie do lasu.
Blondynka walnęła z impetem o jej powierzchnię i upadła na ziemię, brudząc się błotem. Zobaczyłam moją rodzinę wraz z Denalczykami. Wpuściłam ich pod tarczę. Dobiegłam do Tanyi w wampirzym tempie i przywaliłam jej w twarz, aż rozległ się głośny huk.
- Bello! - krzyknęła Rosalie - Uspokój się! To może zaszkodzić dziecku!
Zerknęłam przez ramię. Faktycznie. Nie pomyślałam o tym. Co ze mnie za matka?! Chciałam się tylko zemścić, nie zważając na dobro mojego maleństwa! Ukucnęłam na ziemi i zaczęłam płakać. Edward objął mnie ramieniem, ale się od niego odsunęłam. Wybuchłam niepohamowanym płaczem. Do czego mogłam doprowadzić?! Do śmierci dziecka!
Wstałam i pognałam do swojej sypialni. Zamknęłam drzwi i okna, aby nikt nie wszedł. Usiadłam na łóżku i podciągnęłam kolana pod brodę. Zaczęłam się kołysać w tył i przód, aby się jakoś uspokoić, lecz nic to nie dało.
Na balkonie zobaczyłam ukochanego. Spojrzał na mnie zmartwiony i jednym ruchem wybił okno. Znalazł się przy mnie i wbrew moim protestom, mocno mnie przytulił. W końcu się poddałam i wtuliłam twarz w jego koszulę, mocząc ją słonymi łzami.
- Spokojnie, skarbie - szepnął czule.
- Mogłam skrzywdzić nasze dziecko - załkałam i mocniej się w niego wtuliłam - Jeszcze się nie urodziło, a ja już pokazuję, że jestem beznadziejna.
- Wcale nie - zaprotestował - Po prostu chciałaś się zemścić, za to, że Tanya mnie pocałowała. Nigdy nie skrzywdziłabyś naszego dziecka.
Spojrzałam na niego załzawionymi oczami, a on złączył nasze usta w czułym, acz krótkim pocałunku. Usadowiłam się mu na kolanach i położyłam głowę na ramieniu.
Nagle wpadłam na genialny pomysł. Uśmiechnęłam się do Edwarda i zanim zdążyłam powiedzieć słowo, Alice wleciała do pokoju, wywarzając drzwi. Wpadła do mojej garderoby i po sekundzie rzuciła mi miętowe spodnie, fioletowy sweter z sercemi niebieskie trampki. Wzięłam ciuchy i poszłam do łazienki, zostawiając zdezorientowanego Edwarda.
Po minucie wróciłam i wyciągnęłam do ukochanego dłoń.
- Jedziemy po rzeczy dla maleństwa! - zapiszczała Alice.
Na twarzy mojego ukochanego zakwitł szeroki uśmiech. Do sypialni wpadli wszyscy z takimi samymi uśmiechami, oprócz Denalczyków, którzy pewnie się już zmyli.
- Ja też jadę! - powiedzieli chórem.
Pokiwałam głową z uśmiechem i zeszliśmy do garażu. Ja, Alice, Rosalie i Edward zabraliśmy się moim samochodem, a reszta zabrała się kabrioletem Rose. Chochlik zaczął trajkotać nad uchem.
- Ja przeniosę swoją sypialnię na dół, aby dzidziuś miał bliżej was. Już mam zarys jak on będzie wyglądał. Zrobimy taki, aby pasował i dla chłopca i dla dziewczynki. Musimy kupić mnóstwo ubranek dla maleństwa, ale i dla Belli, bo przecież niedługo nie będzie się mieściła w swoje rzeczy. A co jak urodzą się bliźniaki?! - wydarła się, ale zaraz się uspokoiła -Cóż… zrobi się kolejny pokój.
Zaczęłam się śmiać, a Rose razem ze mną.
- Spokojnie, Al - uspokoiłam ją - Nie urodzę bliźniąt. Jestem o tym przekonana.
I tak przez całą drogę nawijała o zakupach. W końcu dojechaliśmy do Seattle. Wysiadłam z auta i poprawiłam sweter, aby nie było widać żadnych partii ciała. Brzuszek niewątpliwie się powiększył przez te kilka godzin.
Edward objął mnie w talii i razem weszliśmy do centrum handlowego. Poczułam na sobie zazdrosne spojrzenia wielu dziewczyn. Wtuliłam się w bok ukochanego i weszliśmy do sklepu meblowego.
Pozwoliłam się wyszaleć mojej siostrze. Jednak zanim się na coś zdecydowała, ja oraz Edward musieliśmy to zaakceptować.
Po kupieniu wszystkich mebli, ruszyliśmy do sklepu z zabawkami. No i tam już stał się koszmar. Alice i Rose zaczęły biegać pomiędzy półkami i wrzucały do koszyka co popadnie. Ucieszyłam się, że moje maleństwo będzie miało tak wspaniałe ciocie.
Zostawiłam rodzinę samą i poszłam do sklepu z ubrankami. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc wiele, różnokolorowych ubranek. Zaczęłam chodzić pomiędzy półkami i wybierałam ubranka dla chłopca i dziewczynki, w różnych rozmiarach.
Ekspedientka podeszła do mnie, ale odmówiłam pomocy. Kątem oka zobaczyłam, że mój ukochany wchodzi do sklepu. Ekspedientka podbiegła do niego i zaczęła zagadywać, lecz on zupełnie ją zbagatelizował i dołączył do mnie.
Pomógł mi w wyborze ciuszków. Naprawdę kupiłam tego wiele. Wyszliśmy ze sklepu i poszliśmy od razu po Emmetta i Jaspera. Chłopaki pomogli nam z torbami, śmiejąc się, że jestem zakupoholiczką, lecz zaraz się przymknęli, widząc Rosalie i Alice, wychodzące z innego sklepu z ubraniami, tyle, że ciążowymi.
Obdarzyły mnie szerokimi uśmiechami i wszyscy podążyliśmy do aut. Zapakowaliśmy wszystko do bagażników, co było trochę trudne, zważywszy na ilość rzeczy, ale jakoś daliśmy w końcu radę i pojechaliśmy do domu.
Kiedy dojechaliśmy do domu, moja siostra od razu zabrała się za pokój dziecka. Ja natomiast udałam się na samotny spacer. Edward chciał iść ze mną, ale odmówiłam.
Ruszyłam powolnym krokiem, wchłaniając świeże powietrze. Przypomniało mi się, że jako dziecko uwielbiałam biegać i przebywać pośród drzew. Te wspomnienie jest odległe o kilka tysięcy lat, ale i tak to pamiętam.
Ludzie mówili, że będę kimś wyjątkowym, bo już jako człowiek, byłam najlepsza we wszystkim. Tworzyłam najlepsze bronie, polowałam na największe zwierzęta… Kochałam to życie i bardzo chętnie bym do niego wróciła. Do tych polowań. Do adrenaliny w żyłach, kiedy zbliżałam się do dzikiego zwierzęcia…
Niestety te czasy już nie wrócą, ale nie mam co narzekać. Mam wspaniałe siostry, wspaniałego chłopaka i już niedługo będę miała dziecko. Czy to nie wspaniałe? Nigdy nie wymagałam od losu zbyt wiele. Pozostaje mi tylko się cieszyć tym co mam i nie narzekać.
Moje rozmyślania przerwał dźwięk łamanej gałązki. Odwróciłam się w błyskawicznym tempie w stronę źródła dźwięku i zobaczyłam Tanyię, wychodzącą z lasu. Warknęłam na nią, ale tym razem nic sobie z tego nie zrobiła.
Nie zauważyłam jednej rzeczy, co było moim największym błędem w życiu. Srebrnego sztyletu w jej dłoni. Zamachnęła się i rzuciła nim we mnie. Nie zdążyłam zareagować. Sztylet wbił się w mój brzuch. Z daleka usłyszałam głośne „Nie!”, należące do mojego ukochanego.
- Odebrałaś mi ukochaną osobę! - warknęła Tanya - Teraz ja ci się odpłaciłam!
I chyba uciekła. Nie wiem, bo opadłam na ziemię jak szmaciana lalka. Jednak nie upadłam, lecz znalazłam się w silnych ramionach. Dopiero teraz poczułam jakie są zimne. Dotknęłam brzucha i poczułam coś lepkiego. Uniosłam dłoń i zobaczyłam krew. Zaczęłam przeraźliwe krzyczeć, bojąc się o swoje dziecko.
Przed oczami stanęła mi mała dziewczynka. Martwa. Moje krzyki stały się jeszcze głośniejsze.
- Ratujcie ją! - wydarłam się - Ratujcie moją córkę!
Nie mam pojęcia, skąd wiem, że będzie to dziewczynka i mnie to obeszło. W głowie pojawiła się tylko jedna myśl…
Niech moje maleństwo przeżyje!
A potem popadłam w otępienie.